Czy zawsze musi być tak samo?
Prof. Jan Tomkowski o literaturze.
Czy zawsze musi być tak samo? (Angora)
Jakub Szapiro, mistrz bokserski a zarazem żydowski gangster i watażka, powraca. Nie jest już jednak, jak w poprzedniej powieści Szczepana Twardocha, nihilistycznym królem warszawskiego przedwojennego półświatka. W „Królestwie” Jakub jest cieniem samego siebie – dogorywającym człowieczym wrakiem wegetującym w zgliszczach zdewastowanej po klęsce powstania Warszawy. Opiekuje się nim Ryfka, zakochana w Szapiro od zawsze prostytutka i była właścicielka burdelu. To ona prowadzi narrację o upadku i upodleniu Króla, a jednocześnie opowiada o swojej walce o przetrwanie i uratowanie kochanka. Wie, jak to robić, bo to kobieta nawykła do upokorzeń i czerpiąca z nich siłę. Wie, jak znaleźć odpowiednią kryjówkę w ruinach i jak podczas nocnych wędrówek znaleźć w nich coś, co nadawałoby się do jedzenia. Drugi narrator powieści to Dawid, kilkunastoletni syn Jakuba Szapiro. Pamięta, że zanim wszyscy trafili do getta, razem z rodzicami i bratem siedzieli już w samolocie do Palestyny, ale ojciec uznał, że choć nic nie łączy go z Polską, to jego życiem jest jednak Warszawa. Emilia wyrzuciła męża z domu, gdy przyszedł w czapce kolaborującego z Niemcami żydowskiego policjanta. Rodzina dawała sobie w getcie radę, bo Dawid szmuglował co się dało z aryjskiej strony. Aż nadszedł czas transportu do Treblinki, z którego chłopiec – na prośbę matki i brata – uciekł i stał się wyimaginowanym mścicielem Arielem.
Szczepan Twardoch nie nadużywa literackich fajerwerków i przejmująco opowiada o getcie i Zagładzie. Włącza w swoją historię losy drugoplanowych postaci, by stworzyć przenikliwy obraz świata, w którym rządzą już tylko instynkt, chaos i przypadek. Niestety, w tym chaosie nie zagubił się polski antysemityzm. Bardzo ważna społeczno-polityczna powieść. JACEK BINKOWSKI SZCZEPAN TWARDOCH. KRÓLESTWO. WYDAWNICTWO LITERACKIE, Kraków 2018. Cena 44,90 zł.
Nap wstąpił do policji, by wyjaśnić zagadkę śmierci Leo, swego bliźniaczego brata. Przed 15 laty osiemnastolatek zginął wraz ze swą dziewczyną pod kołami pociągu, rzekomo w próbie samobójczej lub w wypadku podczas ryzykownej zabawy. Nap, dzisiaj detektyw, wciąż bada tę sprawę i wiąże wypadki sprzed lat z istnieniem w pobliżu miasteczka tajnej bazy rakiet z głowicami nuklearnymi. Bazę zlikwidowano, w jej miejsce powstał rzekomo niewinny ośrodek Departamentu Rolnictwa, ale obiekt był pilnie strzeżony i fascynował grupę nastolatków, której przewodził Leo… Dzieciaki zakradały się w pobliże i z lasu obserwowały tajemnicze dla nich zabudowania i dziwne rzeczy, które się tam działy. Sprawa nagle nabrała aktualności, bowiem teraz, po 15 latach, ktoś zabija kolejnych członków tamtej paczki licealistów. Ostatnie żywe osoby – dwie dziewczyny – zniknęły i ukrywają się.
Nap – bezwzględny, dociekliwy, odważny, bezczelny w stosunku do FBI i CIA – drąży cierpliwie sprawę i prowadzi własne śledztwo, nie wahając się przed niebezpiecznymi posunięciami, prowokacją i groźbami.
Harlan Coben w swej kolejnej powieści jak zawsze fascynuje czytelnika bogatą wyobraźnią i ogromną kreatywnością w konstruowaniu fabuły oraz oryginalnością intrygi. JACEK MICHOŃ HARLAN COBEN. NIE ODPUSZCZAJ (DON’T LET GO). Przeł. Andrzej Szulc. Wydawnictwo ALBATROS A. KURYŁOWICZ, Warszawa 2018. Cena 34,90 zł.
Oczywiście – książkami i o tym powinni pamiętać wszyscy, którzy chcieliby sprawić nam odrobinę wigilijnej radości.
Tak być powinno i na pewno w większości polskich domów pięknej tradycji stanie się zadość. No bo czy można inaczej? Można! Wiem, że mało kto pomyśli o dopasowaniu książkowych prezentów do wyglądu choinki. No bo kto by się przejmował, że tuż pod bombkami, aniołkami, piernikami i rozmigotanymi lampkami leży na przykład krwawy thriller, płaczliwy romans albo co gorsza podręcznik do jakiegoś nielubianego przedmiotu (na przykład Najkrótsza historia literatury polskiej albo Matematyka dla mało pojętnych). Tak być nie powinno!
Najbardziej szalony prozaik XX wieku
Zapytacie więc, od czego zaczynamy: od książek czy od choinki?
Jasne, że od książek. A właściwie od jednej, która kryje w sobie kilka tomów i chociaż czyta się ją dość szybko, to przyjemności płynącej z czytania powinno wystarczyć co najmniej na parę tygodni.
Nawet pozbawiony dekoracji, przewiązany papierowym sznureczkiem albo kawałkiem wędkarskiej żyłki potężny tom będzie prezentował się doskonale. Nie musicie owijać go wcale w bibułkę ani papier, możecie zaoszczędzić na ozdobnej torebce (swoją drogą, te cuda naprawdę coraz więcej kosztują!). Okładka przywodząca na myśl plakat do amerykańskiego westernu albo list gończy z tej samej mniej więcej bajki, ponad dziewięćset stron niezbyt dużego druku, no i nazwisko, które mówi samo za siebie: Kurt Vonnegut.
Znamy go lepiej jako powieściopisarza, autora co najmniej dwóch arcydzieł, bo na takie miano zasługują na pewno Rzeźnia numer 5 i Matka noc. Dodalibyście jeszcze Śniadanie mistrzów – proszę bardzo, nie zaprotestuję. Sam pisarz cenił najwyżej (a może tylko najbardziej lubił) Syreny z Tytana. A były jeszcze: Kocia kołyska, Niech pana Bóg błogosławi, panie Roswater, Pianola, Recydywista, wreszcie Trzęsienie czasu.
Najbardziej szalony prozaik XX wieku zasłynął także jako autor nowel i opowiadań. Niektóre zdążył tylko rozpocząć, a te, które ukończył, znalazły się w monumentalnym tomie zatytułowanym Opowiadania wszystkie. Jest ich prawie setka, a podzielone zostały na osiem działów, których tytuły odpowiadają podobno tematom, ale oczywiście nie do końca, zgodnie zresztą z duchem prozy Vonneguta. Z jednej strony – miłość, wojna, kobiety, a z drugiej – Etyka pracy i Dyrygent szkolnej orkiestry. Cóż, ostatecznie to tylko nazwy…
Wcale nie musicie przejmować się porządkiem zaproponowanym przez redaktorów – można czytać i od końca (często tak robię), można nawet ruchem konika szachowego, byle nie przerzucać, nie kartkować i nie pomijać, bo wtedy trudno będzie zauważyć imponującą różnorodność utworów zamieszczonych w opublikowanym przez Wydawnictwo Albatros zbiorze.
Absurd goni absurd...
Opisany w nich świat wygląda naprawdę mało zachęcająco, szczerze mówiąc, dość często przypomina wręcz gnojowisko. Absurd goni absurd, najnowsze technologie czynią człowieka więźniem, a co gorsza, pozbawiają go najpierw wolności, a potem życia (wyroku śmierci nie usprawiedliwia wcale wielka zbrodnia, lecz na przykład teza o postępującym przeludnieniu!). Przyszłość to raj pełen okrucieństwa, po prostu horror. Zagrażają nam nie tylko dwunastometrowe minogi obdarzone wyjątkowym apetytem zaspokajanym przez ludzkie mięso, ale także biurokracja, Niemcy, Rosjanie, Koreańczycy, policjanci, kosmici, politycy, naukowcy. W świecie Vonneguta tylko głupiec i naiwniak czuje się bezpiecznie! Stworzyliśmy rzeczywistość, w której „nikt nikomu nie ufa”. Wymiar sprawiedliwości, armia, nauka, administracja okazują się jedynie wariantami systemu represji. Autor Witajcie w małpiarni kpi z demokracji i liberalnej gospodarki, zachowuje dystans w stosunku do ideałów politycznej poprawności, odsłania najbardziej makabryczne oblicze eutanazji. Wszystko jest tu paradoksalne, groteskowe i racjonalne tylko z pozoru. Śmieszne? Oczywiście, ale i groźne, godne zastanowienia.
Czy pozostał nam już tylko wyścig szczurów, najbardziej wynaturzona postać walki o byt?
Jeśli nie starcza miejsca dla wszystkich, ktoś musi zostać wyeliminowany, najlepiej zgodnie z obowiązującymi przepisami. Na ziemskim globie robi się ciasno. Jak mówi jeden z bohaterów, „żyjemy w takim ścisku, że trudno się obrócić”. Za mało przestrzeni i za mało jedzenia, już wkrótce żarłocznym ludziom zabraknie żywności, a wtedy zjadać będziemy preparowane glony i dania z trzciny, bo o hamburgerach trzeba będzie zapomnieć!
Myśląc o przyszłości, można czasem – mówiąc słowami pisarza – „poczuć się jak coś, co kot przywlókł ze śmietnika”. Tego rodzaju powiedzenia, aforyzmy, sentencje to ulubiona forma wypowiedzi pisarza, szlifowana bardzo starannie, wręcz doprowadzona do absolutnej perfekcji. „Wyglądał jak król, ale był tylko ochroniarzem”. „Dopóki maszynom towarzyszą ludzie, nie jest tak źle”. Nie zapomnę nigdy zdania z powieści Matka noc: „Jak człowiek umrze, to nie żyje”. Nie zawiera może żadnego przesłania, nie jest świadectwem szczególnie głębokiej prawdy