Od Syberii po Unię
Odśnieżarki polskiej firmy to światowa klasa.
Wschowa to niewielkie miasto z bogatą historią. Ale i dziś ma się czym pochwalić. Ma tu swoją siedzibę firma Dobrowolski, jedna z kilku na świecie produkujących wysokiej klasy sprzęt do czyszczenia lotnisk. Wszystko zaczęło się 21 lat temu. – Ojciec i ja jesteśmy inżynierami – mówi prezes spółki Damian Dobrowolski. – Gdy więc w latach 90. okazało się, że w kraju brakuje sprzętu komunalnego, zaczęliśmy od produkcji niewielkich cystern i prostych pługów do odśnieżania ulic. Potem nawiązaliśmy współpracę z fińską firmą specjalizującą się w produkcji sprzętu do czyszczenia lotnisk, stając się ich przedstawicielem na Polskę. Z czasem przerodziło się to we współpracę produkcyjną. Fińską spółkę kupili Amerykanie, co jeszcze zacieśniło wzajemne relacje.
Dziś Dobrowolski produkuje urządzenia do zimowego utrzymania dróg (pługi, posypywarko-solarki), sprzęt komunalny (śmieciarki, myjki do pojemników na śmieci, zamiatarki), specjalistyczne cysterny i sprzęt czyszczenia płyt lotnisk. Ten ostatni segment jest największą dumą firmy.
Rozpylacze, zraszaczo-spryskiwacze, dmuchawy odrzucające śnieg na odległość do 45 m, zamiatarki czyszczące płytę lotniska w tempie 60 km na godzinę, czy długie na 14,5 metra zamiatarko-dmuchawy to tylko niektóre z produkowanych modeli lotniskowego sprzętu. Najdroższe z nich kosztują ponad dwa miliony złotych. Te wszystkie urządzenia zostały zaprojektowane przez znajdujące się w Łodzi biuro konstrukcyjne spółki we współpracy z Finami i są sprzedawane pod nazwą Vammas.
Polscy producenci przeważnie konkurują z zagranicznymi firmami ceną, jednak maszyny Dobrowolskiego cenowo są zbliżone do urządzeń norweskich, amerykańskich czy niemieckich, bo w tej branży liczy się przede wszystkim niezawodność, jakość i innowacyjność.
Wszystkie urządzenia lotniskowe są mobilne. Żeby mogły pracować nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach, muszą mieć bezawaryjne silniki.
– Po szczegółowej selekcji uznaliśmy, że najlepsze dla naszego lotniskowego sprzętu będą silniki MTU (kiedyś Maybach dziś Rolls-Royce) i Volvo – twierdzi pan Damian.
Maszyny Dobrowolskiego można spotkać na większości naszych lotnisk. Coraz chętniej kupują je także lotniska w wielu krajach Europy. Jednak szczególnie trudny egzamin zdają w Archangielsku, Nowosybirsku, Tiumeni i na Sachalinie.
– Lotniskowe odśnieżarki zwykle pracują w zespole, tak żeby pokryć całą szerokość pasa. I nawet podczas intensywnego opadu wystarczy jeden przejazd, żeby samoloty mogły bezpiecznie startować – zapewnia prezes.
Mogłoby się wydawać, że odbiorcami sprzętu do odśnieżania są tylko lotniska położone w strefie umiarkowanego i zimnego klimatu.
– Nawet w Teksasie, gdzie śnieg pada raz na kilka lat, żeby tamtejsze lotniska mogły mieć wszystkie certyfikaty, muszą posiadać pełnowartościowy sprzęt, a więc także odśnieżarki – wyjaśnia właściciel. – Takie maszyny można wykorzystywać także do uprzątnięcia pasów startowych z piasku i kurzu, dlatego mieliśmy zapytania ofertowe nawet z Dubaju. W kraju odśnieżarki kupiło od nas wojsko i wykorzystuje je cały rok na lotniskach, gdzie stacjonują samoloty F-16 i płyta musi być wyjątkowo czysta.
Przy tak niewielu firmach zajmujących się sprzętem lotniskowym i niszowym rynku spółka nie musi się reklamować ani w krajowych, ani w zagranicznych mediach. Jednak zdecydowana większość portów lotniczych na świecie wie, kto, co i gdzie produkuje. Najskuteczniejszym sposobem zdobycia zamówień jest więc bezpośredni kontakt z potencjalnym klientem. Dobrowolski ma rozbudowaną sieć przedstawicieli handlowych (w Czechach, na Słowacji, Litwie, Łotwie, w Finlandii, Niemczech, Belgii, Estonii, Rumunii, Rosji). Równie skuteczny jest udział w międzynarodowych konferencjach, targach i wystawach.
– Regularnie wystawiamy swoje maszyny podczas targów w Monachium, a w zeszłym roku po raz pierwszy pokazaliśmy się też w Szanghaju – informuje pan Damian. – I to był bardzo dobry pomysł. Od niedawna mamy partnera handlowego w Chinach i zainteresowanie naszymi urządzeniami jest coraz większe. Nie trzeba nikogo przekonywać, że ten kraj wspaniale się rozwija, a jego lotniska należą do największych na świecie (w tym roku zostanie oddane do użytku lotnisko Daxing pod Pekinem, mające aż 7 pasów startowych, które docelowo będzie przyjmować 120 mln pasażerów – przyp. autora). Chińczycy nie produkują odśnieżarek ani innych tego typu urządzeń lotniskowych i z tego, co wiem, nie mają tego w najbliższych planach, dlatego otwiera się dla nas nowy wielki, ale i bardzo wymagający rynek.
Producenci sprzętu lotniskowego cały czas poszukują nowych rozwiązań. Trwa technologiczny wyścig. Maszyny muszą być coraz wydajniejsze i szybsze. Już niedługo w branży nastąpi prawdziwa rewolucja, gdyż Norwegowie pracują nad autonomicznymi odśnieżarkami, które nie będą wymagały obsługi operatorów.
– My też nad tym pracujemy, ale tego typu urządzenia będą w powszechnym użyciu nie wcześniej niż za 10 lat – zapewnia właściciel.
Cysterna w cenie lamborghini
Równie nowatorski jest dział produkujący cysterny. W ofercie jest kilkanaście modeli: do przewozu i dystrybucji wody, polewarki, strażackie, asenizacyjne (do zbierania i transportu płynnych nieczystości), transportu i tankowania paliw lotniczych, przewożenia towarów niebezpiecznych. Niektóre z nich to prawdziwe minizakłady. Dwufunkcyjna cysterna służąca do czyszczenia kanalizacji wyposażona jest między innymi w kompresor z potrójnym zabezpieczeniem przed zalaniem, wciągarki, pompę wodną, hydrauliczny wyrywacz kratek, trzy pulpity sterownicze, a nawet węzeł sanitarny, i może kosztować ponad 1,5 mln zł. Wszystkie cysterny sprzedawane są pod nazwą: Dobrowolski.
Mimo że zdecydowana większość przychodów przypada na urządzenia lotniskowe i cysterny, to nie brakuje także chętnych na sprzęt komunalny i do zimowego utrzymania dróg. Nie tak dawno spółka sprzedała w Rumunii ponad 100 pługów odśnieżnych.
20 lat temu firma Dobrowolski zaczynała jako warsztat, a dziś zatrudnia ponad 100 osób, w tym kilkunastu doświadczonych inżynierów. Jej roczne przychody zbliżają się do 50 mln zł, a rentowność produkcji kształtuje się na poziomie 5 – 6 proc.
– Chcemy stać się spółką globalną, która będzie obecna na kilku kontynentach – mówi Damian Dobrowolski. – Taka strategia wymusza nie tylko regularne zwiększanie produkcji, ale przede wszystkim zwiększanie eksportu. Mam nadzieję, że wytrzymamy też wyścig technologiczny, a nawet będziemy pierwsi stosować nowatorskie rozwiązania. Wygląda na to, że świat stoi przed nami otworem.