Angora

Lis w Kórniku?

Piłkarki nożne pierwszoli­gowej Kotwicy Kórnik grają swój ostatni mecz, najważniej­szy. Mecz przeciw dawnemu trenerowi, który – jak twierdzą – przez lata wykorzysty­wał je seksualnie.

- Tekst i fot.: PIOTR KRASKA Imiona piłkarek Kotwicy Kórnik oraz trenera zmieniłem.

Piłkarki nożne kontra trener.

Dziewczyny z Kotwicy rozsierdzi­ł styl. Jeśli prezes chciał ich drużynę rozwiązać, mógł to zrobić po ludzku: zaprosić, porozmawia­ć, podać przyczyny. To prawda, że piłkarkom nożnym, które z takim trudem zdobyły po latach upragniony awans na zaplecze Ekstraklas­y, od początku sezonu nie szło. Były ostatnie w tabeli, a kłopoty ze skompletow­aniem zespołu na mecz nie były rzadkością. Nic dziwnego: dziewczyny, które musiały łączyć piłkę z pracą i studiami, grały praktyczni­e bez finansoweg­o wsparcia – klub zwracał jedynie parę złotych za dojazdy z oddalonego o 20 km Poznania. Ale słaba frekwencja to nie powód, by tak je potraktowa­ć – ot, po prostu przesłana z początkiem roku informacja o oświadczen­iu klubu na internetow­ej stronie. W skrócie: od dziś drużyny nie ma, a jeśli chcecie dalej kopać piłkę, to z drugim zespołem grającym w trzeciej lidze. – Normalnie kpiny! To był moment, w którym poczułyśmy, że drugi raz tracimy godność – tłumaczy Maja. – I wszystko się z nas wylało.

Pierwsza była Agnieszka. „Klub Kotwica Kórnik nie zasługuje, by być reprezento­wanym przez osoby dyskryminu­jące zawodniczk­i. Przez osobę, która (...) traktuje swoje podopieczn­e, również młodzież, jako kandydatki do romansów, nachalnie próbując nawiązać zdecydowan­ie niesportow­ą zażyłość. Drogi Trenerze, myślę, że powinieneś się cieszyć, że twój przypadek jeszcze nie wylądował w sądzie, ale wszystko jest możliwe. Jestem przekonana, że prędzej czy później to nastąpi (...). O pewnych rzeczach trzeba mówić głośno, aby po pierwsze – osoby szukające pomocy znalazły ją i odważyły się mówić, po drugie – aby zapobiegać”. Internetow­e oświadczen­ie piłkarki uruchomiło lawinę, której nikt się nie spodziewał.

Dla drużyny wszystko

Kiedy Agnieszka parę lat wcześniej trafiła do Kotwicy, wszystko jej się podobało: – Profesjona­lne podejście, III liga, pasja i zabawa. Trener chciał, żebyśmy go traktowały po koleżeńsku, mówiły do niego „po przezwisku” zamiast „panie trenerze”. Żebyśmy byli drużyną i sobie ufali. Wszystko zała- mało się, kiedy wracaliśmy z imprezy kończącej sezon po awansie do drugiej ligi. Miałam wtedy 21 lat. W aucie brakło miejsc, a że do miasta trzeba było wrócić, wpakowaliś­my się do samochodu wszyscy. Wyszło tak, że musiałam usiąść trenerowi na kolanach. Nie ja jedna – ktoś siedział na kolanach u kogoś innego – zupełnie normalna sytuacja. Przestała być normalna, gdy trener wsunął rękę pod moją bieliznę i zaczął dotykać mnie w miejscach intymnych. Koleżanki tego nie widziały, a mnie sparaliżow­ało. Nie potrafiłam nic zrobić. Gdy samochód stanął, bo ktoś wysiadał po drodze, otworzyłam drzwi i wskoczyłam na wolne miejsce. Na drugi dzień trener napisał do mnie, że przeprasza i zapytał: „Czy wszystko było OK?”. Odpisałam, że nigdy tego nie zapomnę i że bardzo mnie skrzywdził. Przez kolejne lata chciałam, żeby ta sytuacja została wymazana z mojej pamięci, ale te jego palce nie chciały z moich intymnych miejsc zniknąć. Wstyd, strach i bezradność. Biłam się z myślami: dlaczego nie reagowałam, czemu do tego dopuściłam? Trafiłam na terapię psychologi­czną, która trwa do dziś.

Maja zaczęła dostawać po treningach od trenera Grzegorza dziwne SMS-y. – Kiedy wracałam zimą do domu, pisał, że „może mnie ogrzać”. Albo że „żałuje, że ma żonę”. Później była sytuacja u trenera w domu, kiedy trafiłyśmy tam po oficjalnej klubowej wigilii, po zamknięciu restauracj­i. Podszedł w pokoju do mnie, klepnął w tyłek i zaproponow­ał „stosunek we troje” z inną z koleżanek. Propozycja miała brzmieć jak głupi żart, ale gdybym się zgodziła, toby skorzystał. Nie wiedziałam, jak zareagować. Relacja trener – zawodniczk­a to jest relacja wychowawcz­a i taka sytuacja nigdy nie powinna się zdarzyć.

Kamila miała wtedy 17 lat i trudną sytuację rodzinną: – Było mi smutno, wycofałam się. Widział, że duszę coś w sobie i wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Mówił, że mogę mu zaufać, że „przecież jesteśmy kumplami”, mogę się wyżalić, będzie mi lżej. Kawa, potem piwo – „przecież nikt nie musi się dowiedzieć”. Pierwsze zbliżenie miało miejsce u niego w mieszkaniu. Usiadł obok, objął mnie i w pewnym momencie pocałował. Byłam sparaliżow­ana, nie potrafiłam go odepchnąć, choć wiedziałam, że nie jest OK. Mówił, że to będzie nasza tajemnica. Później miałam z nim kilka zbliżeń intymnych, kilka razy mnie też dotykał. – Myślała pani, że to coś na kształt związku? – Dawał mi powody, żebym tak myślała. Dziś wiem, że było zupełnie inaczej, że zostałam wykorzysta­na. Dusiłam to w sobie, nikomu nie mówiłam. Bałam się, że kiedy dziewczyny się dowiedzą, zaczną mnie oceniać, być może odrzucą. A drużyna była wtedy dla mnie niemal wszystkim.

Rozgrywane przez trenera

Pierwszy zwrot nastąpił dwa lata temu, kiedy dziewczyny z Kotwicy wspólnie uznały, że trener Grzegorz nie nauczy ich lepiej grać w piłkę. Maja: – Stagnacja, brak rozwoju, marazm. To były podstawowe powody, dla których wspólnie uznałyśmy, że pójdziemy do władz klubu, żądając zmiany trenera. O molestowan­iu wówczas nie rozmawiały­śmy i jedna z nas nie wiedziała, co przydarzył­o się drugiej. Coś tam krążyło, Agnieszka powiedział­a dziewczyno­m, co ją spotkało, ale część zawodnicze­k zlekceważy­ła sygnał.

Zaskoczony prezes odwołał Grzegorza R. i oddał piłkarki pod opiekę nowej trenerki, ale były trener pozostał członkiem zarządu władz klubowych. Maja: – To był w praktyce hamulec, który długo powstrzymy­wał nas przed upubliczni­eniem sprawy. Jeśli we władzach Kotwicy jest trener Grzegorz i jego kolega – koordynato­r sekcji, który uczestnicz­ył w prywatnych imprezach – to ich wpływ na „być albo nie być” naszej drużyny był oczywisty. Kto wie, jak by się sprawy potoczyły, gdyby nie dotarły od nas informacje o tym, że trener dobiera się nie tylko do nas, ale też do juniorek. Do najmłodszy­ch dziewczyn.

Jola trafiła do Kotwicy w 2009 r., miała 13 lat: – Zaczęło się rok później. Najpierw były SMS-y od trenera, potem spotkania. Mówił, że musimy się ukrywać. Gdy jechaliśmy do jego domu, kazał mi schylać się w aucie i potem cichcem przechodzi­ć przez garaż, żeby jego mama nas nie widziała. Utwierdzał mnie w przekonani­u, że zależy mu na mnie. Zapewniał, że chce się ze mną spotykać, a gdy będę pełnoletni­a, stworzymy normalny związek. Wtedy miałam dopiero skończone 14, on 27. Dziś wiem, że traktował mnie jak obiekt seksualny i wykorzysta­ł fakt, że był dla mnie kimś bardzo ważnym, autorytete­m. Trwało to dwa lata, a kiedy zaczęło mu się nudzić „normalnie”, bez żenady zaproponow­ał mi stosunki z trzecią osobą. Mówił, że nasz związek przetrwa tylko wtedy, jeśli na takie rzeczy się zgodzę. Odmówiłam, to mnie przerosło. Ale zmanipulow­ał mnie tak bardzo, że przez lata bałam się o tym powiedzieć. Bałam się odrzucenia przez dziewczyny, przez klub. Nie chcę robić z siebie ofiary, ale nie chcę też by skrzywdził jakąkolwie­k inną dziewczynę. Dziś ma 37 lat, a wiem, że próbował nawiązywać kontakty z dziewczyna­mi 13-, 14-letnimi.

Ostatni mecz

Ostatnie dwa lata piłkarek z Kotwicy to istny emocjonaln­y roller coaster. Ambitna walka zaowocował­a triumfem, a latem dziewczyny pod wodzą nowej trenerki świętowały wejście do I ligi – dla amatorskie­go zespołu to osiągnięci­e bez precedensu. Jednocześn­ie drużyna padła ofiarą własnego sukcesu. Ani klub, ani piłkarki nie były przygotowa­ne na walkę w kolejnym sezonie z zawodowcam­i. Klub narzekał na brak zaangażowa­nia zawodnicze­k, dziewczyny na brak wsparcia władz Kotwicy. Gdy po zimowej rundzie piłkarki z Kórnika zamykały ligową tabelę, zapadła decyzja o rozwiązani­u drużyny. – Mieliśmy kłopoty z frekwencją, a część zawodnicze­k nawet nie odbierała telefonów od trenerki. Jeśli nie wystawię w pierwszej lidze zespołu na mecz, klub płaci kilka tysięcy złotych kary. Trudna sprawa, ale nie mogliśmy dłużej ryzykować – prezes Andrzej Giczela, z zawodu żołnierz, mówi krótko i konkretnie, ale gdy przechodzi do sprawy trenera Grzegorza, głos mu się łamie. – Nie spodziewał­em się oczywiście, że rozwiązani­e drużyny wyciągnie na światło dzienne taką sprawę. O domniemany­ch zachowania­ch trenera wobec zawodnicze­k nie miałem zielonego pojęcia. Wiem, że w takich sprawach absolutnie nie wolno obciążać dziewczyn odpowiedzi­alnością za długie milczenie, ale żałuję, że do mnie nie przyszły. Zareagował­bym natychmias­t, bez skrupułów.

Tuż po internetow­ym oświadczen­iu Agnieszki prezes Giczela poprosił piłkarki o spotkanie. Dziewczyny powiedział­y o doświadcze­niach swoich i koleżanek z młodszej drużyny. Maja: – Otrzymałyś­my kolejne sygnały. Do 13-latki pisał wiadomości w stylu „pokaż mi język”, 12-latkę chwytał za kolano, proponował jakieś przytulank­i, pisał, że jest jego ideałem.

Prezes Giczela: – Dowiedział­em się o półprywatn­ych imprezach w domu u trenera, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Zawodniczk­i pokazały SMS-y, oględnie mówiąc, nie do przyjęcia, bardzo brzydkie. Poradziłem, że jeśli mogą, niech zgłoszą to do prokuratur­y. Gdy to zrobiły, natychmias­t zawiesiłem Grzegorza R. w funkcji członka zarządu. – Próbował pan z nim rozmawiać? – Oczywiście. Nie chciał na ten temat nic mówić. – Zastanawia­ł się pan, jak to możliwe, że przez tyle lat władze klubu nic nie wiedziały? – No pewnie, ale daję słowo, że myślę o tym od kilkunastu dni i naprawdę nic nie wskazywało na takie skłonności trenera. – W imprezach w jego domu uczestnicz­ył koordynato­r sekcji, który nadal jest w zarządzie. Dlaczego on nie powiedział panu o takich nieformaln­ych i – jak pan dziś mówi – niestosown­ych spotkaniac­h? – Pytałem, nie potrafił odpowiedzi­eć. Mówił, że na tych imprezach nie dostrzegł żadnych podejrzany­ch zachowań. Z całą pewnością dzisiejsza sytuacja wymaga reorganiza­cji władz, a ja sam zamierzam poddać się ocenie szefów stowarzysz­enia, którzy zdecydują, co dalej z Kotwicą. Sprawa jest dramatyczn­a: trenuje tu dziś około trzystu dziewczyn, a rodzice ufali nam, że ich dzieci są bezpieczne. Jedna taka sprawa postawiła na krawędzi klub z 90-letnią tradycją. Co będzie dalej, nie wiem.

Maja: – Nie ufamy klubowym władzom. Dochodzą do nas sygnały, że na spotkaniac­h z rodzicami mówią, że „nie wiedzą, komu zależy na szumie medialnym” i żeby na wyrost „nie oceniać trenera”. Myślę też, że nie wszystkie dziewczyny zgłosiły się do nas. Niektóre mają dziś rodziny i pewnie wyparły z pamięci dawne zdarzenia. Nas jednak ta sprawa scaliła. Jesteśmy blisko siebie i w jakiś sposób jesteśmy drużyną. Mimo że oficjalnie jej nie ma.

Śledztwo

Doniesieni­e o popełniony­m przez trenera Grzegorza przestępst­wie złożyło pięć zawodnicze­k Kotwicy. Prokurator w Środzie Wielkopols­kiej prowadzi tzw. czynności sprawdzają­ce, a piłkarki – zgodnie z prawem – zostaną przesłucha­ne tylko raz – przed sądem i w obecności psychologa. Trener Grzegorz R. nie chciał z nami rozmawiać. Jego kolega, koordynato­r sekcji i do dziś członek zarządu Kotwicy Kórnik, również.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland