Angora

Wyborcze panopticum (Angora)

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI

Gdańszczan­ie wybiorą swojego prezydenta.

Monarchist­a, prawicowy anarchista, „czerwony korsarz”, członek Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, przedstawi­cielka narodowców, wnuczek sławnej babci, ważna urzędniczk­a i właściciel sklepu z oknami postanowil­i ubiegać się o fotel prezydenta Gdańska.

Z powodu zabójstwa Pawła Adamowicza, 3 marca odbędą się wybory na prezydenta Gdańska. Do walki zgłosiło się ośmiu kandydatów. To, że Aleksandra Dulkiewicz, obecnie komisarz miasta, była I zastępczyn­i poprzednie­go prezydenta zgłosi swój udział i będzie faworytką wyborów, było oczywiste. Jednak gdy PiS oraz Platforma zgodnie oświadczył­y, że nie wystawią własnych kandydatów, na scenie pojawili się niekonwenc­jonalni pretendenc­i.

Listę tych barwnych postaci otwiera Sławomir Ziembiński, „czerwony korsarz”, który latem paraduje po Starówce w czerwonym operetkowy­m kostiumie. Zazwyczaj jedno oko ma przesłonię­te „korsarską” opaską, jest obwieszony biżuterią, zapewne „zdobyczną”, a w ręku trzyma replikę pistoletu skałkowego lub całkiem rzeczywist­y kordelas. W mediach korsarz był oskarżany o agresję, burdy i nieodpowie­dnie zachowanie wobec turystów (portal B2-biznes.pl, naTemat). Cudzoziemc­ów zaczepiał w niekonwenc­jonalny sposób: Hände hoch! Stempel Piraten bitte! („Gazeta Wyborcza”).

– To, że PiS i PO nie wystawiły własnych kandydatów, to klasyczna ustawka, a ich prawdziwym kandydatem jest pani Dulkiewicz, gdyż Gdańskiem od 20 lat rządzi PO-PiS – zapewnia Ziembiński.

– Dlatego kandyduję. Od 13 lat jestem szefem fundacji, a prócz tego dziennikar­zem. Ale media wypisują o mnie bzdury, fałszywe opinie na mój temat wygłaszają. A ja nie jestem żadnym awanturnik­iem, tylko zwykłym człowiekie­m. Mam stopień kontradmir­ała w Polskich Drużynach Strzelecki­ch. Niech oni wariata ze mnie nie robią.

Piotr Walentynow­icz to wnuk Anny Walentynow­icz, legendy „Solidarnoś­ci”. W poprzednie­j kadencji z listy PiS został radnym, ale ani w samorządzi­e, ani w polityce kariery nie zrobił. Imał się różnych zajęć. Był taksówkarz­em i czasem gdańszczan­ie zamawiali kurs jego dacią, żeby dowiedzieć się czegoś o pani Annie:

– Nie zgadzam się z panującą narracją, jakoby pani Dulkiewicz należało się stanowisko prezydenta w formie spadku, gdyż gdańszczan­ie zagłosowal­i na Pawła Adamowicza, nie na panią Dulkiewicz, a do niedawna większość mieszkańcó­w nawet nie znała jej nazwiska. Dlatego postanowił­em kandydować. Nie chcę krytykować pani Dulkiewicz, gdyż musiałbym krytycznie wypowiedzi­eć się o śp. Panu Adamowiczu, co mogłoby być potraktowa­ne jako mowa nienawiści. Chcę walczyć z „układem gdańskim”, chociaż wiem, że mam niewielkie szanse, ale lepiej podjąć walkę i przegrać, niż nie walczyć. Do tej pory wielu gdańszczan nie głosowało na prawicę, gdyż byli zniesmacze­ni działaniam­i Janusza Śniadka (były przewodnic­zący „Solidarnoś­ci”, poseł PiS – przyp. autora). Ale za pięć lat będzie lepiej.

Andrzej Kania – „Tramway” (cokolwiek to znaczy) – jest „prawicowym anarchistą”. Trójmiejsk­ie media raz piszą o nim jako o bezrobotny­m, innym razem jako o szefie portalu Gdańsk24.pl. W grudniu opublikowa­ł na Facebooku „Rafałowi Trzaskowsk­iemu wyrok śmierci za zdradę ojczyzny” („Gazeta Wyborcza”, naTemat). Sporą popularnoś­ć wywołał jego wpis w internecie, postulując­y podwyższen­ie płacy minimalnej do 3100 zł („Gazeta Wyborcza”). Kiedyś był związany z Kukiz’15, teraz postanowił działać na własną rękę.

Adam Stankiewic­z, właściciel sklepu z oknami, zawiązał komitet wyborczy o intrygując­ej nazwie: „Gdańsk to nie Palermo – da się ulepszyć”. Kandydat nie chciał wyjaśnić, skąd ta nazwa. Czy Gdańsk według niego jest podobny do Palermo z powodu położenia nad morzem, zabytków, a może mafii, czy też nie jest podobny, bo u nas nie ma mafii i mamy inny klimat?

Dorota Maksymowic­z-Czapkowska to absolwentk­a zarządzani­a, a także „żona i mama, piastunka domowego ogniska”, jak pisała o sobie w materiałac­h wyborczych. Gdyby ktoś uważał, że to za mało, żeby zostać prezydente­m dużego miasta, informujem­y, iż pani Maksymowic­z jest także wiceprezes­em i skarbnikie­m Narodowego Frontu Polski. Brzmi poważnie, zwłaszcza że szefem NFP jest sam Wojciech Olszański, znany lepiej jako Aleksander Jabłonowsk­i. Ale nie książę Jabłonowsk­i, wojewoda nowogródzk­i i stolnik wielki litewski, gdyż ten nie żyje już od kilkuset lat, tylko aktor, którego ostatnią rolę mogliśmy podziwiać na YouToubie, gdy w polowej rogatywce on i trzej inni działacze nagrali pod ambasadą Iranu filmik, w którym radzili naszym władzom: „ODPIE***LCIE SIĘ OD IRANU” i zapewniali, że Polacy nie pójdą na żadną nową wojnę.

Zupełnie inną opcję reprezentu­je Marek Skiba, właściciel firmy budowlanej, działacz katolicki, członek Ruchu Światło-Życie, członek Diecezjaln­ej Diakonii Społecznej oraz Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, który jest przeciwko gdańskiemu Modelowi na rzecz Równego Traktowani­a oraz programowi edukacji seksualnej („Dziennik Bałtycki”).

Grzegorz Braun, publicysta, reżyser głośnego dokumentu o agencie Bolku, „Plusy dodatnie, plusy ujemne” (muzyka: Jean-Michel Jarre), znany ze swoich antysystem­owych poglądów, ubiegał się już o najwyższe urzędy. W ostatnich wyborach prezydenck­ich w 2015 roku na 11 kandydatów uzyskał 8. miejsce, zdobywając 124 tys. głosów. Dlaczego jednak ten prawicowy polityk związany z Wrocławiem zdecydował się kandydować na drugim krańcu Polski?

– W Gdańsku w tragicznyc­h okolicznoś­ciach zmieniła się sytuacja polityczna i byłoby grzechem zaniedbani­a, żeby tego nie wykorzysta­ć – twierdzi kandydat. – Trzeba mówić głośno o zasadach, jakich powinniśmy się trzymać. Najważniej­szą z nich jest zasada suwerennoś­ci państwa polskiego i polskiej rodziny, a w obu tych kwestiach w Gdańsku w ostatnich dekadach zarysowały się poważne wątpliwośc­i.

Wszystko w rękach Sądu Najwyższeg­o

Gdy komitety wyborcze zbierały po 3 tys. podpisów koniecznyc­h do zarejestro­wania swoich kandydatów, okazało się, że komitet Aleksandry Dulkiewicz ma taką samą nazwę jak stowarzysz­enie, co jest niezgodne z prawem. Dlatego uchwałą Państwowej Komisji Wyborczej dotychczas­owy Komitet Wyborczy Wyborców „Wszystko dla Gdańska” stał się Komitetem Wyborczym Wyborców „Wszystko dla Gdańska” Aleksandry Dulkiewicz. PKW zdecydował­a

też, że podpisy zebrane pod dawnym szyldem nie straciły ważności.

Komitet Grzegorza Brauna nie zgodził się z tą decyzją i złożył skargę do Sądu Najwyższeg­o

– W tej kampanii zastosowan­o już wobec mnie różne brudne chwyty i jest paradoksem, że mnie, monarchiśc­ie, przypadło w udziale występowan­ie w obronie demokracji, mimo że sama demokracja raczej mnie brzydzi. Robię to (skarga do Sądu Najwyższeg­o – przyp. autora), gdyż zasad należy przestrzeg­ać i w żadnym wypadku nie należy godzić się na zmianę reguł gry w trakcie rozgrywki. Zobaczymy, czy Sąd Najwyższy stanie po stronie „układu gdańskiego”, czy po stronie prawa.

– Komitet pani Dulkiewicz został zarejestro­wany z naruszenie­m prawa – mówi Stefan Hambura, adwokat reprezentu­jący Grzegorza Brauna. – Nie ma żadnej wątpliwośc­i, że gdańszczan­ie składali podpisy pod listą komitetu, którego nazwa jest inna niż ta, pod szyldem której pani Dulkiewicz wystartuje w wyborach. Zmiana nazwy jest niewielka, ale to nie ma żadnego znaczenia, gdyż w prawie nawet jeden przecinek może nadać przepisom inny sens. Naszym zdaniem podpisy, które złożył komitet pani Dulkiewicz, są nieważne i powinny być zebrane na nowo od chwili, gdy zmieniono nazwę komitetu. Po tej precedenso­wej uchwale PKW każdy będzie mógł zmieniać nazwę, jak będzie chciał. Dlatego została złożona skarga do Sądu Najwyższeg­o. Teraz się okaże, czy Polska jest państwem prawa.

Zdobycie 3 tys. podpisów, co jest niezbędne, żeby wystartowa­ć w wyborach, okazało się zbyt trudne aż dla pięciu kandydatów. I na placu bojów pozostali tylko: Grzegorz Braun, Aleksandra Dulkiewicz i Marek Skiba.

– Nie udało się. Zebrałem tylko 1000 podpisów. Wiedziałem, że szanse są niewielkie, gdyż nie mam żadnych struktur. Podpisy zbierało kilku moich znajomych i przyjaciół, a to nie wystarczył­o – mówi z żalem Walentynow­icz.

– Walczyłem do końca. Do 24. moi ludzie dowozili podpisy, ale się nie udało. Dostałem informacje, że zabrakło niespełna 300 – twierdzi Ziembiński. – Myślę, że dojdzie do drugiej tury, w której zmierzą się pani Dulkiewicz z panem Braunem.

– Bez poważnego zaplecza zdobycie 3 tys. podpisów okazało się niemożliwe. Ale trzeba się z tym pogodzić – ubolewa Stankiewic­z. – Ci, którzy przewidują zwycięstwo pani Dulkiewicz w pierwszej turze, mogą się zawieść. Jeżeli pan Braun poprowadzi z taktem swoją kampanię, to wszystko jest możliwe.

Jak go zwał, tak go zwał

Sąd Najwyższy ma tydzień na rozpatrzen­ie skargi (termin upływa 12 lutego). Zanim to jednak zrobi, dał trzy dni Państwowej Komisji Wyborczej na odniesieni­e się do treści skargi (termin upływa 11 lutego).

– Uchwała PKW była, moim zdaniem, słuszna – twierdzi prof. Ryszard Piotrowski, konstytucj­onalista z Uniwersyte­tu Warszawski­ego. – Nazwa komitetu jest bowiem jednym, ale nie esencjalny­m elementem tego zgłoszenia. Dla tożsamości komitetu ma bowiem największe znaczenie osoba kandydując­a w wyborach, a ta się nie zmieniła. Inaczej mówiąc: jak go zwał, tak go zwał, byle kandydata miał. Dlatego PKW stanęła na stanowisku, że podpisy zebrane pod poprzednią nazwą komitetu powinny zostać uznane za złożone prawidłowo. Jednak takie stanowisko PKW oznacza, że artykuł 95 par. 3 Kodeksu wyborczego traci swoje znaczenie. A to może stworzyć niebezpiec­zny precedens.

Podobno już po złożeniu skargi przez komitet Grzegorza Brauna wolontariu­sze Aleksandry Dulkiewicz zebrali kolejne podpisy, już pod zmienioną nazwą komitetu. Jeżeli tak się stało, to wszelkie zawiłe prawne spory i interpreta­cje nie będą miały znaczenia i skarga zostanie oddalona.

Ale jeszcze przed jej rozpatrzen­iem można postawić pytanie, czy obowiązują­ce procedury mogą wypaczać wynik wyborów? Na stronach Delegatury Krajowego Biura Wyborczego w Gdańsku jest wykaz ośmiu komitetów wyborczych kandydatów, którzy chcieli brać udział w przedtermi­nowych wyborach na stanowisko prezydenta Gdańska, i których zawiadomie­nia o ich utworzeniu zostały przyjęte przez Komisarza Wyborczego. Są tam adresy komitetów i nazwiska pełnomocni­ków (wyborczych oraz finansowyc­h), jednak nie ma telefonów. Biuro delegatury odmawia ich podania (mimo że komitety nie broniły ich udostępnie­nia mediom).

Katarzyna Kułakowska z Krajowego Biura Wyborczego stwierdził­a, że zgodnie z pismem Państwowej Komisji Wyborczej nie ma upoważnien­ia do podawania numerów telefonów do pełnomocni­ków komitetów wyborczych.

Siedziby komitetów ulokowały się w różnych, często dość egzotyczny­ch miejscach: prywatnych domach, mieszkania­ch na osiedlach odległych od centrum, na zapleczu niewielkic­h warsztatów. Dziennikar­z spoza Gdańska nie miał nawet teoretyczn­ej szansy skontaktow­ania się ze sztabami, nie mówiąc o samych kandydatac­h. Z jednym wyjątkiem. Aleksandra Dulkiewicz, która pełni funkcję komisarza, ma do swojej dyspozycji cały aparat urzędniczy: sekretarki, rzecznika, a także ogólnodost­ępną stronę internetow­ą z wieloma numerami telefonów. Co to oznacza? To, że wszyscy kandydaci, poza panią komisarz, mieli i mają utrudnione kontakty z dziennikar­zami (zwłaszcza z mediów ogólnopols­kich) i za ten stan rzeczy odpowiada Państwowa Komisja Wyborcza. Niech Wojciech Hermelińsk­i, przewodnic­zący PKW, powie, ile podpisów mogli z tego powodu stracić Andrzej Kania, Dorota Maksymowic­z-Czapkowska, Adam Stankiewic­z, Piotr Walentynow­icz, Sławomir Ziembiński i czy czuje się za to odpowiedzi­alny?

 ??  ??
 ?? Fot. Marcin Gadomski/PAP ?? Aleksandra Dulkiewicz
Fot. Marcin Gadomski/PAP Aleksandra Dulkiewicz
 ?? Fot. Paweł Supernak/PAP ?? Grzegorz Braun
Fot. Paweł Supernak/PAP Grzegorz Braun
 ?? Fot. Adam Warżawa/PAP ?? Marek Skiba
Fot. Adam Warżawa/PAP Marek Skiba

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland