Martwi lekarze leczą martwych pacjentów
Cud w służbie zdrowia!
Analitycy funduszu skupili się na trzech metodach oszukiwania: wystawianiu recept dla nieżyjących pacjentów, podpisywaniu ich przez lekarzy, którzy już zmarli i zawieraniu kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia przez placówki medyczne zatrudniające martwych lekarzy. Wszystkie się potwierdziły, choć trzeba przyznać, że na Podkarpaciu do tego typu procederu dochodzi sporadycznie.
Ewenementem wykrytym przez analityków w roku 2018 był lekarz, który przyjmował pacjentów (lecznica pobierała za to pieniądze), mimo że nie żył już od 2015 r. W sumie po śmierci udało mu się zrealizować jeszcze 16 wizyt. Jak wynika z danych NFZ, 23 placówki rozliczyły 131 wizyt u nieboszczyków. Fundusz zapłacił za tego rodzaju porady 57 tys. zł. Z kolei nieżyjącym pacjentom wypisano niemal 300 recept. System wyłowił 72 placówki, które wystawiły więcej niż dwie recepty na takich chorych, a wartość refundacji przekraczała 1000 zł. Najdroższa recepta kosztowała system niemal 13 tys. zł. Całkowita kwota refundacji takich recept wyniosła 64 tys. zł. Umowy z NFZ zawarło też 70 placówek, które wykazywały, że pracuje u nich nieżyjący lekarz. Niektórzy nie żyli już od przeszło roku, więc menedżer placówki podpisujący z nimi kontrakt miał świadomość, że poda w funduszu nierzetelne informacje. Bardzo zresztą istotne, bo świadczeniodawca, chcąc otrzymać finansowanie, musi spełniać konkretne kryteria, np. zatrudniać wymaganą liczbę lekarzy specjalistów. Możliwe więc, że część tych placówek nie otrzymałaby umowy, gdyby nie martwa dusza na liście płac.
W podkarpackim oddziale NFZ w 2018 roku nie stwierdzono rozliczenia wizyty bądź wystawienia recepty przez lekarza, który nie żyje. W 2017 roku wśród wszystkich świadczeniodawców były 4 przypadki wystawienia recepty i 4 przypadki realizacji świadczenia po zgonie lekarza. – Sporadycznie też dochodzi do rozliczania wizyt lub wystawiania recept po zgonie pacjenta – zapewnia Rafał Śliż, rzecznik prasowy POW NFZ w Rzeszowie. –W większości przypadków są to pomyłki przy podawaniu numeru PESEL lub zbieżność imienia i nazwiska pacjenta. Każda taka sytuacja jest indywidualnie weryfikowana i wyjaśniana ze świadczeniodawcą, a w sprawach wątpliwych kierowana jest do organów ścigania.
Wykryte w kraju procedery nie stanowią novum. Były stosowane od lat. Zmiana polega na tym, że wcześniej były wychwytywane wyrywkowo podczas kontroli poszczególnych placówek. Teraz sprawy są namierzane zza biurka. W 2018 roku fundusz powołał zespół analityków, którzy się tym zajmują przy użyciu algorytmów przeszukujących system. Pierwsze efekty ich pracy już są. A lecznice złapane na oszustwach proszone są o wyjaśnienia. Od ich odpowiedzi zależeć będzie bardziej szczegółowa kontrola lub powiadomienie organów ścigania.
Podobne „kwiatki” wyłapała też kontrola przeprowadzona w aptekach. Oprócz nieprawidłowo wypisanych recept i braków personelu, wykryto też poważniejsze uchybienia. Na przykład spółkę (lekarz psychiatra, kierownik apteki i przedstawiciel firmy farmaceutycznej) zarabiającą na refundacji. NFZ stracił na tym 700 tys. zł. Nakryto też psychiatrę, który samodzielnie na fikcyjnych receptach wyłudził 8 mln zł.