Miasto betonowych zamków Turcja
Które deweloper upchnął na 75 ha wysokogórskiej doliny
Projekt budowlany o nazwie Burj al Babas wzbudza wyjątkowe kontrowersje, i to nie tylko w Turcji. Stambulski dziennik „Hürriyet” zadawał pytanie, dlaczego władze zezwoliły na budowę „groteskowych i szkodliwych dla środowiska naturalnego willi”. Wśród lokalnej społeczności utarła się już nazwa „zamki Drakuli”.
„Ta nieestetyczna architektura” nie spodobała się zwłaszcza mieszkańcom pobliskiego Mudurnu. Trudno im się dziwić, bo ich leżące na wysokości 863 metrów miasto zdobi XIV-wieczny kompleks imienia sułtana Bajazyda: meczet, medresa i hamam, a także wiele drewnianych domów osmańskich czekających na wpis na listę UNESCO. Nowojorski portal Business Insider wytknął, że wszystkie domy w Burj al Babas są identyczne, a ich „niebiesko-szare wieże i gotyckie elementy przypominają zamki znane z bajek Disneya”.
Trzeba przyznać, że deweloper – grupa Sarot – który rozwinął się dzięki produkcji i sprzedaży betonu, wybrał ciekawą lokalizację dla inwestycji. Już starożytni Rzymianie cenili bowiem Bitynię za górzysty krajobraz, a jednocześnie za urodzajną ziemię. W 2011 roku grupa Sarot kupiła 75 ha zalesionego terenu, trzy km od centrum miasteczka Mudrun. Oprócz pięknego położenia w wysokogórskiej dolinie mieszkańcy mają blisko do autostrady Stambuł – Ankara, 200 km do międzynarodowego portu lotniczego w Stambule, a 50 km do Morza Czarnego.
Gorzej z realizacją projektu. To betonowe konstrukcje ustawione w rzę- dach, niektóre ledwie 20 metrów od siebie. Mimo to od 2014 roku firma znalazła już 350 chętnych. Inwestorzy z Kuwejtu, Kataru, Bahrajnu, ZEA i Arabii Saudyjskiej wyłożyli za każdy „zamek” w zależności od wyposażenia, położenia i widoku od 370 do 530 tys. dolarów. W wieży każdego 4-kondygnacyjnego zamku znajduje się reprezentacyjna klatka schodowa. Każdy budynek ma windę i stylowe meble, a także wyposażone już łazienki i kuchnię. Mieszkańcy będą mieli do dyspozycji kompleks ze sklepami, basenami, łaźniami, siłowniami. Budowany jest też meczet i hotel dla gości „miasta zamków”. Interes dobrze prosperował do czerwca ubiegłego roku, gdy Sarot ogłosiła, że nie tylko wydała już całość środków z przewidzianego na 205 mln dol. budżetu, ale w dodatku ma 27 mln dol. długu. Sąd ogłosił bankructwo dewelopera i nakazał robot- nikom zejść z budowy. Ukończonych było 587 domów.
Wielu klientów nie chciało mieszkać w niedokończonym mieście widmie i zaczęli domagać się zwrotu pieniędzy. Do tego doszedł pozew o nielegalne wykarczowanie 6,5 ha lasu i wycięcie 82 sosen czarnych oraz dębów.
Firmie nie pomogła sytuacja gospodarcza w Turcji. W październiku 2018 roku inflacja osiągnęła 25 proc. Miesiąc wcześniej bank centralny podniósł stopy procentowe, ale i to nie pomogło. Ekonomiści oskarżyli prezydenta Erdoğana o pochopne zagraniczne pożyczki na wielkie projekty infrastrukturalne. Wartość liry tureckiej spada, a zagraniczni inwestorzy wstrzymują się z inwestycjami, co powoduje ogólne spowolnienie w branży budowlanej, a Sarot przecież zarabia na betonie. Jednak pod koniec stycznia wierzyciele zezwolili na dokończenie inwestycji. Proces ogłaszania upadłości został wstrzymany. Prezes grupy Sarot Mehmet Emin Yerdelen nie chce się poddać i powiedział: – Musimy sprzedać jeszcze tylko 100 willi, żeby spłacić dług. Wierzę, że zrobimy to w cztery, pięć miesięcy, a góra w październiku odbędzie się uroczyste otwarcie. (PKU)