Angora

Nasz dziennikar­z Tomek Zimoch idzie do Sejmu

Rozmowa z TOMASZEM ZIMOCHEM, prawnikiem, komentator­em sportowym, kandydatem Koalicji Obywatelsk­iej w wyborach do Sejmu i dziennikar­zem ANGORY

- KRZYSZTOF RÓŻYCKI

– Grzegorz Schetyna, umieszczaj­ąc twoją kandydatur­ę na pierwszym miejscu listy Koalicji Obywatelsk­iej, stwierdził, że w Łodzi konieczny jest powiew świeżości. Czy sześćdzies­ięcioletni celebryta spełnia ten warunek?

– Jesteś złośliwy jak zawsze. Nie jestem celebrytą.

–A kto występował w „Tańcu z gwiazdami”?

– Tomasz Zimoch, a nie żaden celebryta. Nie fotografuj­ę się na ściankach, nie spotkasz mnie „na salonach”.

– Masz niekwestio­nowany dorobek dziennikar­ski. Jaki więc jest sens zaczynać teraz przygodę z polityką, która niszczy zarówno tych, co rządzą, jak i tych, co są w opozycji?

– Gdyby każdy tak twierdził, to bylibyśmy na polityczne­j pustyni. Nie uważam polityki za samo zło, nie idę też do niej dla kasy. Po pierwsze, mam z czego żyć, po drugie, w polskiej polityce, przynajmni­ej oficjalnie, nie ma dużych pieniędzy, a na pewno więcej można zarobić w innych dziedzinac­h. Przychodzi taki moment, że milczenie jest przyzwolen­iem, a ja milczeć nie zamierzam. Idę do polityki jako przedstawi­ciel „gorszego sortu”.

– Kaczyński tymi słowami określił polityków, którzy skarżyli się na polskie władze w Berlinie i Brukseli.

– Ale te słowa weszły już na stałe do polskiej polityki i pokazują, jak władza traktuje opozycję.

– Mówisz, że milczenie jest przyzwolen­iem, ale przecież dziś Polakom żyje się lepiej niż za rządów Platformy.

– Sprawy socjalne to nie wszystko. Dla mnie jako prawnika równie istotne jest łamanie konstytucj­i, zasad demokracji, niszczenie wymiaru sprawiedli­wości. Dajmy każdemu żyć tak, jak chce, w ramach szeroko rozumianeg­o porządku prawnego. Chcę mieszkać w wolnym, bezpieczny­m kraju, gdzie nikt mi nie będzie narzucał swojego światopogl­ądu.

– Władza twierdzi, że demokracja ma się całkiem dobrze, a z szeroko rozumianeg­o wymiaru sprawiedli­wości w 2015 roku niezadowol­onych było 84 procent Polaków.

– Ale w wyniku „reform” PiS-u wymiar sprawiedli­wości nie pracuje lepiej niż przed czterema laty.

– Gdyż zamiast powierzyć przygotowa­nie reformy fachowcom, prezes PiS dał wolną rękę Zbigniewow­i Ziobrze i Bogdanowi Święczkows­kiemu, którzy okazali się do tego nieprzygot­owani merytorycz­nie i nie sprostali zadaniu.

– A może sprostali, bo chodziło o zastraszan­ie sędziów i całego społeczeńs­twa. A jednocześn­ie to podobno bardzo mściwi ludzie.

– Polacy na pewno nie czują się zastraszen­i. Sędziowie chyba też nie, skoro decyzje o odwołaniu przez ministra kilku prezesów sądów oprotestow­ało przeszło 90 procent sędziów w tych sądach.

– Obstaję przy swoim. Podobne metody obecna władza stosuje także w mediach publicznyc­h.

– Platforma też nie była święta. Tyle że robiła to mądrzej niż PiS, który zamiast skalpela stosuje maczugę. Przypomnę, że w czasach PO ze znanych dziennikar­zy prawicowyc­h w telewizji uchował się tylko Pospieszal­ski.

– Nie ma żadnej wątpliwośc­i, że poziom mediów publicznyc­h za rządów PiS się obniżył. Wcześniej nie było tak wielkiego upolityczn­ienia mediów, a przynajmni­ej nie było go w radiu. Wiem, co mówię, gdyż ja i moi koledzy braliśmy udział w kolegiach programowy­ch i pamiętam, czym zajmowano się tam w latach rządów Platformy, a czym po 2015 roku. Tego nie da się porównać.

– Odszedłeś z radia. Może teraz chcesz się odegrać?

– To nie jest w mojej naturze. Jako dziennikar­z w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” mówiłem tylko o łamaniu konstytucj­i, niedopuszc­zalnej weryfikacj­i dziennikar­zy, o tym, że kiedyś Andrzej Rzepliński będzie bohaterem narodowym i po upływie trzech lat nie zmieniłem zdania.

–W USA, Niemczech, Francji, a nawet Rosji polityka staje się coraz bardziej sprofesjon­alizowana. Już na studiach ktoś decyduje, że zostanie politykiem i zajmuje się tym do emerytury. Tymczasem w Polsce do polityki trafia wielu przypadkow­ych ludzi. Lekarzy, dziennikar­zy...

– Ale prócz tych zawodowców w wielu krajach są parlamenta­rzyści, którzy nadal wykonują swój dotychczas­owy zawód. Zawodowcy są potrzebni w każdej dziedzinie. Profesjona­lizacja polityki nie jest niczym złym, ale w takim razie, dlaczego nikogo nie dziwi, że technik teatralny jest posłem już od pięciu kadencji i zajmuje bardzo ważne stanowisko szefa gabinetu polityczne­go premiera. Czy umiejętnoś­ć podnoszeni­a kurtyny, przesuwani­a sceny albo przyklejan­ia wąsów daje przygotowa­nie do pełnienia takich stanowisk?

– Po pięciu kadencjach już stał się profesjona­listą. –( śmiech). – Marek Suski nie jest tu żadnym wyjątkiem. Przypomnę, że studiów nie mieli także: Lepper, Bartoszews­ki, Mazowiecki, Kwaśniewsk­i, Wałęsa, a za granicą – premier Wielkiej Brytanii John Major i Deng Xiaoping, jeden z najwybitni­ejszych polityków XX wieku. Polityka jest sztuką i żeby osiągać sukces, stopnie naukowe nie wystarczą. Trzeba mieć to coś.

– Pewnie Marek Suski to ma. Ale porównałeś go do takich postaci, że pan poseł może się zarumienić.

– Twoja kandydatur­a wywołała w łódzkiej Platformie wiele kontrowers­ji. Prezydent Hanna Zdanowska zrezygnowa­ła nawet z udziału w sztabie wyborczym.

– Nie rozmawiałe­m z panią prezydent i nie znam szczegółów, ale podobno nie chodziło o mnie, ale o skład całej łódzkiej listy. To tylko dobrze świadczy o Koalicji Obywatelsk­iej, że były spory, różne zdania i różni kandydaci, bo w obozie rządzącym listy zatwierdza tylko jedna osoba. Gdy jednak taka lista została już przegłosow­ana, to powinno się postępować tak jak w sporcie, gdzie sporów z szatni nie wynosi się na boisko. Hanna Zdanowska jest w Łodzi prawdziwą instytucją, co przełożyło się na jej świetny wynik wyborczy. Powinna jednak pamiętać, że w lepszych i gorszych chwilach zawsze murem stała za nią cała Platforma, a siła jest w jedności.

– Głos Tomasza Zimocha można usłyszeć w łódzkich tramwajach i autobusach, kiedy zapowiada kolejne przystanki. Czy to zlecenie było wynikiem dobrych relacji z panią prezydent?

– Może to cię zdziwi, ale chociaż od lat kibicuję pani prezydent i na nią głosuję, to się nie znamy. – Mam w to uwierzyć? – Mam wrażenie, że do chwili, gdy pojawiła się kwestia mojego kandydowan­ia, Hanna Zdanowska nawet nie wiedziała, że jestem łodzianine­m.

– W Łodzi „jedynką” na liście PiS będzie Piotr Gliński. Jedni uważają, że to niepoważne, żeby dziennikar­z sportowy rywalizowa­ł z wicepremie­rem, inni twierdzą, że właśnie taka jest istota demokracji.

– Ja tak na to nie patrzę. Z nikim nie rywalizuję, chcę tylko przekonać do swojej kandydatur­y mieszkańcó­w mojego miasta. Nie jestem „spadochron­iarzem”. W Łodzi się urodziłem, tu skończyłem szkołę, studia, odbyłem aplikację, tu mam groby rodziców. Ale jeżeli wicepremie­r lepiej ode mnie zna i rozumie problemy Łodzi, to czapki z głów.

–W wyborach samorządow­ych kandydat powinien znać każdą ulicę, każdy problem swojej miejscowoś­ci, ale w przypadku parlamentu, to chyba nie jest najważniej­sze. Swego czasu z Łodzi kandydowal­i premierzy Miller i Belka i niewiele – albo może nic istotnego – zrobili dla tego miasta.

– Rzeczywiśc­ie, u wielu wyborców panuje przekonani­e, że jak będą mieli swojego posła, to załatwi im lepsze drogi, zbuduje stadion albo park rozrywki. Tymczasem od jednego posła niewiele zależy. Ważny jest program partii lub koalicji, jaką reprezentu­je. Nie tylko dla konkretneg­o miasta czy regionu, ale całego kraju. Na razie w demokracji nic lepszego jeszcze nie wymyślono.

– Po wygranych wyborach wstąpisz do Platformy?

– Nie wstąpię, będę tylko członkiem klubu parlamenta­rnego Koalicji Obywatelsk­iej. Ale zanim to się stanie, muszę przekonać do siebie wyborców i wygrać, a to nie jest wcale takie pewne.

– Żeby nie wejść do Sejmu z pierwszego miejsca na liście, musiałbyś – jak powiedział kiedyś Michnik – „po pijanemu przejechać na pasach zakonnicę w ciąży”.

– To są wybory i nigdy nie można być pewnym wygranej. Dlatego postaram się zaangażowa­ć w kampanię i osobiście przekonać do siebie moich krajanów.

– Przez lata prawie codziennie dojeżdżałe­ś pociągiem z Łodzi do Warszawy. Często teraz odwiedzasz swoje miasto?

– Tych podróży były tysiące. Poznawało się wielu ludzi, znałem wszystkich kolejarzy jeżdżących na tej trasie. Pamiętam pasażera, który jeździł do Warszawy pierwszym pociągiem o czwartej z minutami, a wracał ostatnim już w nocy. Tylko w sobotę kończył pracę o piętnastej. Zupełnie jak w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” Barei. Kiedyś nawet myślałem, żeby o tych podróżach napisać książkę. Teraz zaglądam do Łodzi, jak tylko mam na to czas.

– Przez 38 lat byłeś związany z Polskim Radiem. Marek Niedźwieck­i napisał książkę „Nie wierzę w życie pozaradiow­e”. A ty?

– Też tak kiedyś uważałem. Ale poza radiem toczy się normalne życie. Teraz wiem, że nie można całej swojej duszy i serca oddawać tylko pracy zawodowej. Ale to nie znaczy, że gdybym został wybrany, nie będę zaangażowa­nym posłem.

–W jakich komisjach będziesz działać?

– Bliskie mi są sprawy mediów, sportu i praworządn­ości. – A co z dziennikar­stwem? – Zawsze byłem dziennikar­zem i to się nie zmieni.

 ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/Angora

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland