Henryk Martenka, Sławomir Pietras
Wytrawni melomani wiedzą, że prawdziwa muzyka brzmi między dźwiękami. Miłośnicy lektury znajdują sens między słowami albo wręcz między wierszami. Rasowi dziennikarze czują, kiedy rozmówca ujawnia swój przekaz nie w słowach, ale mową ciała. Podobnie między prawem a urzędem rozciąga się rozległa, nieskodyfikowana, ale ważna sfera zwana przyzwoitością. Coś, co osiąga się pochodzeniem, wychowaniem i wykształceniem. Co się wynosi z domu rodzinnego albo środowiska z włas-nym etosem. Co nadać może znakomita uczelnia. Nie wystarczy ubrać chłopa w strój króla, nie będzie z kuchty jaśnie pan...
Fala demokracji zawsze wynosi na brzeg szumowiny. Podnosi z głębin każdy odpad, resztkę, nieczystość i wyrzuca na brzeg. Ekolodzy nazywają to środowiskiem zdegradowanym, zagrażającym planecie i alarmują, by się wziąć do kupy. Polityce i demokracji to nie zagraża, gdyż każdy z głębin wyniesiony wie, że jest bezpieczny, a nawet bezkarny, bo... kupy nikt nie ruszy. Rację ma Korwin-Mikke, gęgając, że główny nurt polskiej polityki to ściek.
Marszałek sejmu Marek Kuchciński jest jedną z największych miernot w polskim życiu politycznym. Nie bez powodu, od swego pierwszego kontaktu z przemyskimi hippisami, zwany Członkiem. Idealny ktoś, bez właściwości. Nawet jego partyjni komilitoni wiedzą, że pozycję „drugiego człowieka w państwie” zyskał wyłącznie z powodu całkowitej uległości wobec szefa Prawa i Sprawiedliwości. „Jego styl zachowania, na granicy płaczliwości, służalczość są dla mnie irytujące” – pieni się prof. Jadwiga Staniszkis, znająca na wskroś wymogi, jakie formują kadry PiS. Kuchcińskiemu brakuje charyzmy, kultury i odwagi. Nie ma żadnych kwalifikacji, by trwać przy lasce. Ale trwa przy niej wyłącznie z woli prezesa. Wyjaśnił to największy antagonista Kuchcińskiego, wielokrotnie przezeń karany poseł PO Nitras: „Kaczyński uznał, że musi tu być ktoś, kto na pewno nie przeciwstawi się jego żadnej woli. I chodzi o te rzeczy małe, jak to, kiedy zrobić głosowania, bo prezes musi się wyspać, po takie duże polecenia: «Musisz to zrobić, chociaż to jest złamanie prawa, złamanie Konstytucji, ale musisz to zrobić»”.
Opozycja ostro grilluje dziś Kuchcińskiego, który za przykładem poprzedników łapczywie korzysta z atrybutów władzy w nieposkromionym poczuciu, że mu się to po prostu należy! Kuchciński nie ma poczucia działania nieetycznego, nie uświadamia sobie, że robi coś niewłaściwego. Bo niby z jakiej przyczyny? Nie ma poczucia, że nadużywa dobra publicznego, bo to już kwantyfikatory przerastające skalę jego politycznego rozumu. Gdyby było inaczej, poprosiłby asystentów o przykłady, jaki los spotkał polityków, którzy zachowali się bezmyślnie jak on. I dowiedziałby się, że zniknęli na zawsze przygnieceni ciężarem przyzwoitości. Aliści Kuchciński wie, że zniknąć może wyłącznie w jednym przypadku. Gdy tak postanowi Kaczyński. Tymczasem należą mu się rządowe samoloty, z których korzysta bez umiaru. Bo czemu miałby go okazać? Jaki imperatyw miałby mu to nakazać? Kultura osobista? Przyzwoitość?
Dochodzimy tu do sedna, bo używanie przez marszałka sejmu aparatów cięższych od powietrza do celów transportu własnego oraz najbliższych nie jest (przynajmniej nie było, ale prezes już zmienić przepisy kazał) łamaniem prawa, tylko aktem zwykłej nieprzyzwoitości. Kuchciński, powtórzmy, nie jest przestępcą łamiącym prawo, tylko nijakim człowieczkiem, który uznał, że mu wolno. A że chałupę ma z kraja, długo się tam jedzie koleją żelazną, a jeszcze dłużej służbowym automobilem, więc korzysta z możliwości państwa, ile wlezie, tym bardziej że jak długo to potrwa, sam nie wie. Urzędnicy partyjni w Kancelarii Sejmu ukrywali marszałkowskie praktyki, kłamiąc „w dobrej wierze” (sic!). Na szczęście odkryto jednak i w mediach ogłoszono, że marszałkowskich oficjalnych lotów do Rzeszowa wojskowymi maszynami było ponad sto, że latał z Kuchcińskim kto chciał, a najbardziej rodzina marszałka, bo czemu latać za darmochę by nie miała? Jak dają, to się bierze, cieszy się prosty lud. Tylko głupi nie brałby! Na weekend? Proszę bardzo! Na partei-tag w Bieszczadach? Czemuż by nie? Uciec z Wiejskiej na narty? A jak! Się należy! Na ślub chrześnicy? Tym bardziej trzeba z nieba zstąpić... Akurat na ten ślub marszałek poleciał helikopterem i ciekawość bierze, czy na inne ceremonie Kuchciński nie planuje nadlecieć myśliwcem F-16 albo Herkulesem? Do końca życia byłoby o czym na przyzbie gadać...
Lotów Kuchcińskiego było zatem wiele, a niemal każdy pilny i w statusie HEAD, dublował koszty. Chłepcze więc marszałek kasę państwa jak głodne cielę mleko, ale czyż tak nie zdecydował suweren? Czyż nie wybrano go, bo nie było lepszych? Wszak krytykują go tylko ci, którzy nie pogodzili się z porażką w 2015 roku... Choć sam nie ma sobie niczego do zarzucenia, to milczącemu wyniośle, a raczej bezradnie, zalatanemu aparatczykowi radziłbym: niech inne bije rekordy. Niech kupi odrzutową deskę, czyli Flyboard, na której słynny Franku Zapata nad światem lata, i rozpocznie regularne loty do Przemyśla. Wtedy nareszcie Kuchciński stałby się postacią historyczną, awiatorem, który turbulencjom się nie kłaniał. Wtedy nawet prezes partii zdziwiłby się, jakiego ma Członka!