Pojedynek jedynek
(Angora) Kto otwiera listy wyborcze największych ugrupowań.
Dwa główne ugrupowania ogłosiły nazwiska „jedynek”, kandydatów, którzy będą otwierali listy wyborcze w poszczególnych okręgach i – jak uczy życie – na 90 proc. mają już zapewnione miejsce w przyszłym Sejmie. Zapowiadają się pojedynki wagi ciężkiej i takie, które mogą przypominać kabaret.
Jak zawsze najwięcej uwagi media poświęcają walce w stolicy. Tu zwykle kandydują partyjni liderzy i tak jest tym razem. PiS na pierwszym miejscu wystawił Jarosława Kaczyńskiego, rodowitego warszawiaka. Listę Platformy będzie otwierał urodzony w Opolu, związany z Wrocławiem Grzegorz Schetyna. Wielu politologów uważa, że lider Koalicji Obywatelskiej lepszy wynik uzyskałby na Dolnym Śląsku, ale ambicja nakazuje potykać się w Warszawie. Tuż za Schetyną na drugim miejscu znalazła się Katarzyna Lubnauer, łodzianka, szefowa umierającej Nowoczesnej. Ludowcy jeszcze oficjalnie nie ogłosili swoich list, ale wiadomo, że pierwsze miejsce otrzyma Władysław Teofil Bartoszewski, syn nieżyjącego ministra spraw zagranicznych, którego nazwisko w stolicy nadal ma swoją wagę.
Kolejny ważny pojedynek rozegra się w Katowicach. Premier Mateusz Morawiecki zmierzy się z Borysem Budką, wiceprzewodniczącym Platformy, byłym ministrem sprawiedliwości. Żadna „jedynka” nie pochodzi ze Śląska, co prawda Budka urodził się w pobliskiej Czeladzi, czyli Zagłębiu, ale to w Katowicach nie wywołuje dobrych skojarzeń.
Piotrków Trybunalski znajduje się z daleka od najważniejszych spraw dziejących się w naszym kraju. A to przecież tu w 1493 r. odbył się pierwszy Sejm walny z wydzielonym senatem i izbą poselską, co uważane jest za początek polskiego parlamentaryzmu. Teraz w Piotrkowie będą walczyć politycy, którzy jeszcze niedawno w swoich partiach mieli bardzo dużo do powiedzenia, ale dziś są na aucie: Antoni Macierewicz i Cezary Grabarczyk. Dwaj byli ministrowie z pewnością dostarczą nam wiele emocji. Będzie się działo.
W królewskim Krakowie dojdzie do pojedynku ulubienicy prezesa Małgorzaty Wassermann z Pawłem Kowalem, kiedyś PiS-owskim wiceministrem spraw zagranicznych i wiceprzewodniczącym Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Oboje kandydaci mają dobre maniery i raczej nie rozpiera ich polityczny temperament. Powieje nudą.
Za to w Sieradzu skoczą sobie do gardeł partyjni pijarowcy: Joanna Lichocka, była dziennikarka, a dziś członek Rady Mediów Narodowych i Cezary Tomczyk, rzecznik prasowy rządu Ewy Kopacz. Oboje kandydaci często najpierw mówią, potem myślą, więc może być ciekawie.
W Radomiu dojdzie do pojedynku Marka Suskiego z byłą partyjną koleżanką Joanną Kluzik-Rostkowską. Suski tak jak Churchill i pewien niemiecki kanclerz od lat zajmuje się malarstwem, a czym może pochwalić się Kluzik-Rostkowska – pracą w „Przyjaciółce”?
W Siedlcach „jedynką” z listy PO będzie Kamila Gasiuk-Pihowicz, którą Paweł Kukiz nazwał myszką agresorką. Zmierzy się tam z Krzysztofem Tchórzewskim, ministrem energii, niespotykanie spokojnym człowiekiem, który swoim flegmatycznym temperamentem wyprowadza z równowagi nawet najtrwalszy PiS-owski elektorat. Jednak czarnym koniem może okazać się ten trzeci, kandydat PSL-u, były minister rolnictwa Marek Sawicki, laureat plebiscytu Srebrne Usta ( Bardzo mocno zbliżamy się do wyrównania liczby rodzin pszczelich z liczbą rodzin rolniczych. Więc jak już ten wskaźnik wyrównamy poprzez wzrost rodzin pszczelich, a niekoniecznie ubytek rodzin rolniczych, to pewnie tego miodu będziemy mieli więcej).
W Płocku listę PiS otworzy minister zdrowia profesor nauk medycznych Łukasz Szumowski, a do tego sygnatariusz deklaracji wiary lekarzy katolickich i studentów medycyny w przedmiocie płciowości i płodności ludzkiej. Jego konkurentem będzie inż. Marcin Kierwiński, syn PRL-owskiego oficera, w III RP generała, „mocny człowiek Platformy”. Merytoryczna dyskusja wykluczona.
W Gdańsku o mandat będzie się ubiegać dwóch autochtonów z Pomorza: Jarosław Sellin, wiceminister kultury i Sławomir Neumann, przewodniczący klubu parlamentarnego PO, którzy są znani z tego, że w politycznym sporze przypominają czołg T-34 – odłamkowym i do przodu.
W Kielcach zmierzą się Zbigniew Ziobro, który miał być polskim Eliotem Nessem, z Bartłomiejem Sienkiewiczem, prawnukiem wielkiego pisarza, który sam też popełnił dzieło „Państwo teoretyczne” i tak jak jego konkurent pozostał fachowcem na etapie teorii.
W Bydgoszczy Krzysztof Brejza i Paweł Olszewski, dwaj „killerzy” z Platformy, spróbują zetrzeć w proch dr. Tomasza Latosa. Powinni jednak pamiętać, że ten radiolog może ich przejrzeć na wylot.
Wybory w Krośnie wydawały się formalnością, bo kto by mógł wygrać z marszałkiem Markiem Kuchcińskim? Ale dziś pan marszałek jest politykiem w stanie lotnym i może mieć problem. Tyle że PO na pierwszym miejscu wystawiła Joannę Frydrych, która przed czterema laty zdobyła 5761 głosów, a w niedawnych wyborach do europarlamentu 8004 (1 proc.).
W Koszalinie czeka nas zwarcie politycznych pitbuli: Paweł Szefernaker i Sławomir Nitras z pewnością gwarantują duże emocje.
Na koniec warszawski „obwarzanek”. Minister Mariusz Błaszczak kontra Jan Grabiec (PO) i Franciszek Stefaniuk (PSL) – tak jak Marek Suski artysta, tyle że poeta. Tym, którzy zastanawiają się, czy pójść na wybory, dedykujemy fragment utworu posła Stefaniuka: Tak w polityce powinność nam każe, gdy czas wyborów to jako żniwiarze lub jako siewcy co w glebę czarną, do urny iść trzeba i zasiać swe ziarno.
Pół kroku do raju
– Z powodu lenistwa wyborców, którzy często nie chcą zagłębiać się, kto kandyduje na niższych pozycjach, pierwsze miejsce na liście jest wielkim handicapem, to takie pół kroku do raju – mówi politolog prof. Antoni Dudek. – Ale nie zawsze jest to gwarancją wygranej. Mój dawny kolega z Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Andrzej Waśko był „jedynką” w Kaliszu z listy PiS i nie wszedł. Podobnie było z prof. Waldemarem Paruchem, który w wyborach do europarlamentu był na pierwszym miejscu, także z listy PiS, ale mandat zdobył popierany przez Radio Maryja prof. Mirosław Piotrowski. Kiedyś uczestniczyłem w akcji „stop jedynkom”. Wychodziłem z założenia, że ten pierwszy na liście da sobie radę, a wyborca powinien głosować z rozmysłem, gdyż często na dalszych miejscach są bardziej wartościowi kandydaci.
Wiele ugrupowań sięga po celebrytów, znane osoby, które wcześniej nie zajmowały się polityką i daje im wysokie, a nawet pierwsze pozycje na liście. To ma ocieplić wizerunek, przyciągnąć nowych wyborców i do tej pory ta metoda się sprawdza. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy – jak na Ukrainie – aktor grający prezydenta uwierzy, że może być realną głową państwa.