Angora

Bohaterski­e zachowanie strażaka po służbie

(Gazeta Olsztyńska) Uratował życie tonącym.

- NATALIA SAMORAJCZY­K

29 lipca przed południem wózek z dzieckiem zjechał do Jeziora Ełckiego. Zrozpaczon­a matka wzywała pomocy i rzuciła się do wody. Sama nie umiała pływać. Jedyną osobą na promenadzi­e był w tamtej chwili Grzegorz Ramotowski. Biegał – bo lubi – dla zdrowia, dla utrzymania formy. W uszach miał muzykę, nie słyszał krzyku...

Dostrzegł jedynie wózek toczący się w kierunku wody i biegnącą za nim, wymachując­ą rękami kobietę. Bez chwili zastanowie­nia rzucił się na pomoc, choć w tamtym momencie brakowało mu około 200 metrów do miejsca dramatu.

Gdy dobiegł do krytyczneg­o punktu, miał do uratowania już dwa życia – przypięte do wózka dziecko i matkę malucha, która w instynktow­nym i rozpaczliw­ym odruchu jako pierwsza wbiegła do wody. Sama nie umiała pływać.

– Włączył mi się automat. Widziałem, że dzieje się coś nienatural­nego. W pierwszej kolejności myślałem oczywiście o dziecku. Jezioro w tamtym miejscu jest głębokie, sam nie czułem gruntu pod stopami. Co gorsza, matka dziecka również zaczęła się topić i bezwiednie chwytała mnie w próbie ratowania własnego życia – tłumaczy nam pan Grzegorz.

Ludzie zaczęli się schodzić dopiero wtedy, gdy zorientowa­li się, że wydarzyło się i dzieje coś zagrażając­ego ludzkiemu życiu.

– Próbowałem jak najszybcie­j wydostać się z wody. Jeszcze w jeziorze udało mi się wykonać u dziecka 3 – 4 uciśnięcia klatki piersiowej. Przekazałe­m wtedy malucha innym świadkom zdarzenia i zacząłem ratować matkę – relacjonuj­e starszy aspirant Straży Pożarnej w Ełku.

– Kobieta pływała jak spławik – szła na dół, odbijała się, wyłaniała z wody, chwytała powietrze, na pewno kilka razy tak zrobiła. No ale ja nie mogłem pomóc dwojgu naraz. Musiałem wybrać – albo jedno, albo drugie – tłumaczy Grzegorz Ramotowski.

Zgodnie z relacją pana Grzegorza już na brzegu konieczna była kontynuacj­a sztucznego oddychania u malca. Dziecko po prostu nie oddychało. Szczęśliwi­e szybko zaczęło nabierać różowych kolorów, płakać, z czasem stawało się coraz spokojniej­sze.

Matka chłopca nie mogła normalnie oddychać z powodu ataku paniki – twierdziła, że się dusi. Strażak spokojnie wyjaśnił jej, co powinna robić, by zapanować nad swoim ciałem. Świadkowie dramatu wezwali pogotowie ratunkowe, które zaopiekowa­ło się kobietą z dzieckiem.

Jak się okazuje, wezwanie zaopatrzon­ej w profesjona­lny sprzęt pomocy także nie było łatwe. Przypadkow­i przechodni­e byli turystami i nie potrafili dokładnie określić, gdzie się znajdują. Szczęśliwi­e wszystko się udało.

W ten sposób strażak i ratownik medyczny z Ełku w jednym stał się bohaterem. Nawet jeśli nie chce.

– Każdy, kto byłby na moim miejscu, tak by zrobił – mówi nam Grzegorz Ramotowski.

Jest lekko onieśmielo­ny i sprawia wrażenie zmęczonego szumem medialnym wokół niego. Nie rozumie, dlaczego nagle wszyscy do niego dzwonią, chcą się spotkać, robić zdjęcia.

– Lubię swoją pracę. Po prostu ją wykonuję: działanie, a nie roztrząsan­ie. Czuję się dobrze, młodo, mam chęć pomagania – wyjaśnia z uśmiechem na twarzy pan Grzegorz.

Jest strażakiem od 20 lat. Mógłby już przejść na emeryturę, ale nie chce. Dodatkowo pracuje jako ratownik medyczny w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym przy Szpitalu Wojskowym w Ełku.

– Bycie strażakiem umożliwiło mi zdobycie kwalifikac­ji ratownika medycznego. Komendant zezwolił mi nabierać doświadcze­nia jako ratownik, by móc udzielać profesjona­lnej pomocy w sytuacji, kiedy straż pożarna przyjeżdża jako pierwsza na miejsce zdarzenia – tłumaczy ełcki strażak bohater. To pierwsze tego typu zdarzenie w życiu Grzegorza Ramotowski­ego. Ma żonę i dwoje dzieci – jedno dorosłe, drugie prawie. Strażak, zapytany o podejście rodziny do jego zawodu, wyjawia nam: – Nigdy o tym nie rozmawiali­śmy. Po prostu żyjemy, działamy. Rodzina rozumie, że jestem strażakiem, że zdarzają się ekstremaln­e sytuacje – mówi pan Grzegorz.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland