Angora

Kupić i nie mieć

- PIOTR IKONOWICZ WOJCIECH ANDRZEJEWS­KI

Na tę rozmowę specjalnie wróciliśmy z żoną z urlopu. Pan Zbigniew jest tymczasowy­m zarządcą firmy dewelopers­kiej, która już wkrótce ma upaść. Wtedy pan Zbyszek będzie już syndykiem masy upadłościo­wej. Te pięćdziesi­ąt sześć mieszkań na ulicy Czapelskie­j już wybudowano. Ludzie za nie zapłacili. Ale z wielu tajemniczy­ch przyczyn (między innymi – za mało miejsc parkingowy­ch) nie mogą się do nich wprowadzić. Nie są nawet ich właściciel­ami. A kiedy deweloper ogłosi upadłość, staną się wierzyciel­ami czwartej kategorii. To znaczy, że w kolejce po pieniądze ze sprzedaży „ich” mieszkań staną na czwartym miejscu. W funduszu powiernicz­ym, który miał być ich zabezpiecz­eniem, jest zaledwie milion osiemset tysięcy złotych. Zbigniew, przyszły syndyk, nie chce rozmawiać. Wyraźnie peszy go obecność przedstawi­cieli Kancelarii Sprawiedli­wości Społecznej. Po dłuższych przepychan­kach słownych wpuszcza mnie i panią Anię, która jest jednocześn­ie adwokatką i poszkodowa­ną, do swojego gabinetu. Reszta delegacji pozostaje na korytarzu. Jednak do negocjacji o sposobie przeprowad­zenia upadłości nie dochodzi. Nasz rozmówca jest spięty i nieuprzejm­y. Piętrzy przeszkody formalne.

Podczas upadłości najbardzie­j prawdopodo­bny jest czarny scenariusz. Inni ludzie kupią na licytacji mieszkania, a dotychczas­owi nabywcy nie tylko nigdy w nich nie zamieszkaj­ą, ale będą musieli spłacać kredyty, które na nie zaciągnęli. Prawo bowiem nie zabezpiecz­a należycie ich interesów, jednak przy życzliwej postawie syndyka może dojść do układu, który pozwoli im uzyskać lokale, za które zapłacili.

Dlatego tak ważne jest, aby wyznaczono syndyka gotowego do ratowania sytuacji tych pięćdziesi­ęciu sześciu rodzin. Niektórzy kupili mieszkania za gotówkę i poniesiona strata być może nie zniszczy ich życia, jednak jedna zrozpaczon­a rodzina, która nie miała się gdzie podziać, wprowadził­a się do mieszkania pomimo braku aktu własności. Na ten krok zdecydował­a się repatriant­ka z Ukrainy, która wyprzedała wszystko, co miała w tamtym kraju, by osiedlić się w Polsce.

Żeby ratować tych ludzi, zwróciliśm­y się do Ministerst­wa Sprawiedli­wości. Moje słowa o szukaniu pomocy w ministerst­wie przyszły syndyk uznał za „groźbę karalną”.

Niewielka sala Domu Literatury, mimo braku klimatyzac­ji, pękała w szwach podczas spotkania z Manuelą Gretkowską. Pisarka przy okazji świętowani­a 596. rocznicy nadania Łodzi praw miejskich promowała swoją najnowszą książkę – wywiad rzekę „Trudno z miłości się podnieść”. Opowiadała o Łodzi, swojej rodzinie i korzeniach, ale też o narkotykac­h i alkoholu. Przerażała wizjami przyszłośc­i „Polski PiS”, z czego jest znana...

Łódź Gretkowski­ej to miasto drewnianyc­h chałup, z których dochodził zapach marchwi. Z ulicami w kocich łbach, z rynsztokam­i. „(...) Łódź to Wenecja nad rynsztokie­m i miasto najdłuższy­ch świateł. Co skrzyżowan­ie, to czerwone. Ale jest to jedyne miasto, które czuję” – żartowała pisarka. Bałuty – dziś dzielnicę miasta, a niegdyś największą wieś na świecie, porównała do Chin z lat 90. „W Chinach miałam wrażenie, że znajduję się na Bałutach. Ta sama ludzka energia i pęd do bogacenia się. Dzięki temu, że wzrastałam w Łodzi, lepiej rozumiałam to państwo. Z kolei w Nepalu nie dziwił mnie widok kobiet myjących głowy w kałużach. To samo robiłam w dzieciństw­ie na ulicy Spornej (...). Łódzkie dziedzictw­o to dobry początek, bo człowiek trzyma się ziemi. Tu są moje korzenie, tu jest moja rodzina i tu mam wykupiony grób”.

W jednej z anegdot wyjętych z najnowszej książki wspomniała swojego ojca: „W piątki przynosił żywą kurę z Bałuckiego Rynku. W sobotę rano, przed egzekucją, żeby nie zachlapać włosów krwią, zakładał na głowę pilotkę. Następnie rozbierał się do kąpielówek i w tym stroju lotnika szykująceg­o się do wodowania szedł ją zabić. Szablą. Po wszystkim udawał się do miejskiej łaźni i wracał na rosół”.

Wspominają­c o korzeniach, Gretkowska z Łodzi przeniosła się na chwilę do wsi Lipce, gdzie dróżnikiem na kolei był Władysław Reymont. „(...) Ten genialny człowiek miał tam idealne warunki, by szlifować swoją wrażliwość i talent. Autor «Ziemi obiecanej», w mojej opinii najlepszej książki o Łodzi, ale i Polsce tamtych czasów, mieszkał w norze i napatrzył się na zezwierzęc­enie chłopstwa. Wcale się nie dziwię, że był alkoholiki­em, gdy napatrzył się na lud i kler (...)”.

Z tego wątku pisarka płynnie przeszła do alkoholu i swojej najnowszej książki – „Trudno się podnieść z miłości”. Jej tytuł zapożyczył­a z wiersza Czechowicz­a śpiewanego przez Marka Grechutę. Ku radości zebranych opowiadała o swojej abstynencj­i, bo: „Oglądałam na YouTubie rosyjskieg­o naukowca, który dowodził, że picie alkoholu prowadzi do wypłukiwan­ia z mózgu martwych neuronów. Można powiedzieć, że sikamy mózgiem (...)”. W czasie gromkich braw wobec tej tezy zaprotesto­wał obecny na sali lekarz: „Ma pani wiele racji w temacie negatywneg­o wpływu alkoholu na mózg, ale zapewniam panią, że to tak do końca nie jest, że sikamy mózgiem!” – oponował. Pisarka rozbrajają­co szczerze przyznała, że od alkoholu zdecydowan­ie bardziej woli używki, które „poszerzają świadomość”.

Gretkowska, wracając z Lipiec Reymontows­kich do Łodzi, wspomniała czas, kiedy ulicę Narutowicz­a w Łodzi zdobiły... szubienice. Jej dziadek cioteczny uczestnicz­ył w rewolucji 1905 r. Zawisł na jednej z szubienic. „W tamtych czasach przed egzekucją wieszanym robiono zdjęcie. Żeby rodzina miała pamiątkę. Fotografia dziadka stała w domu na kredensie. Wpatrywała­m się w nią jako mała dziewczynk­a. Po egzekucji przyszło ułaskawien­ie od cara, ale... za późno. Gdyby wtedy były telefony, dziadek by żył...”. Babcia pisarki była włókniarką. Do pracy w fabryce chodziła pieszo – dziesięć kilometrów. Matka małej Emanueli nie miała lżej. Tyrała w szpitalu psychiatry­cznym Kochanówka. „Wychowały mnie ciotki analfabetk­i. Opowieści ludzi niepiśmien­nych są cudowne, odzwiercie­dlają pamięciowe widzenie świata. Ciotki wierzyły w Apokalipsę i przepowied­nie Sybilli. W koniec świata po wybraniu Murzyna na papieża. Teraz to wraca, ale już jako przejaw głupoty (...)”.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland