Na osiedlu rządzi Wojtek
W Rempinie bocian podbił serca mieszkańców
Od dwóch lat teren pomiędzy blokami na osiedlu w Rempinie opanował Wojtek. – Nie żeby był tu cały czas. Ale jak się pojawi, to dzieciaki na rowerach go omijają. Dorośli też go nie zaczepiają. Znają go i miejscowe psy, które na niego nawet za bardzo nie szczekają – mówią mieszkańcy Rempina.
O co chodzi z Wojtkiem, a konkretnie z bocianem Wojtkiem? – Nikomu nie przeszkadza. Wszyscy go tu lubią. I nikt by nie pomyślał o tym, żeby go stąd przegonić – mówi Mariola Szczypecka, mieszkanka osiedla w Rempinie, która przyznaje, że nie wyobraża sobie, aby u nich Wojtka nie było.
Cała historia znajomości mieszkańców z Wojtkiem zaczęła się dwa lata temu, kiedy zrozpaczony bocian szukał jedzenia dla swojej bocianiej rodziny: trójki piskląt i samicy. Jak tłumaczą mieszkańcy, przygoniła go do nich susza. – Tak myślimy, że dlatego zdecydował się wejść na tereny dla siebie obce, wśród ludzi. Po prostu na polach nie było pokarmu i szukał czegoś dla swoich piskląt i opiekującej się nimi samicy – mówią.
Najpierw nie bardzo było wiadomo, o co chodzi bocianowi wędrującemu pośród budynków. Myślano, że może zabłąkał się. Może to przypadek, że ptak spaceruje sobie wśród bloków i klekocze pod oknami. – Ot, taka przyrodnicza ciekawostka. Popatrzymy na bociana z bliska. A on pochodzi, pochodzi i odleci – opowiadają mieszkańcy.
Ale okazało się, że bocian nieprzypadkowo przywędrował do ludzi. Jak mówią mieszkańcy, był uparty i wcale nie odleciał. Tylko wystawał pod oknami, przypatrywał się. – Normalnie jakby na coś czekał – pani Mariola wspomina początki pobytu Wojtka w Rempinie.
Okazało się, że rzeczywiście w ten sposób bociek sygnalizował, że prosi o jedzenie. No i zaczęło się. Mieszkańcy zaczęli podrzucać mu różne smakołyki. A to wątróbkę, a to parówki, a to kiełbasę. Największą frajdę w podkarmianiu Wojtka miały dzieciaki, ale i dorośli chętnie przygotowywali mniejsze i większe przekąski. Jak tylko ptak zawitał na osiedle, to natychmiast czekały na niego przysmaki. Radni i sołtys Rempina nawet zrobili zbiórkę dla Wojtka, żeby tylko niczego mu nie zabrakło. – Tak, muszą być jego ulubione przysmaki, bo bocian jest smakoszem. Nie, nie zje wszystkiego. Jego ulubioną przekąską jest kiełbasa kupowana w jednym z hipermarketów. Mój tata przy okazji zakupów ma ją obowiązkowo na liście – mówi pani Mariola, dodając, że to już drugi bocian, którym się opiekują. Pierwszy był w dzieciństwie, kiedy znaleźli bociana ze złamanym skrzydłem. Dostał na imię Wojtek. I tak dobrze się kojarzyło, że ten teraz też został Wojtkiem.
Mieszkańcy doskonale znają schemat spotkań z boćkiem. Przylatuje, klekoce pod oknami, daje znak, że jest, najada się i leci do gniazda. Karmi młode, samicę i wraca. I tak kilka razy w ciągu dnia. Mieszkańcy przyznają, że jest łasuchem, bo w tygodniu to i do 8 kilogramów jedzenia dla niego przygotowują. Ale zaraz dodają, że pazerny to Wojtek nie jest. Bo jak tylko może znaleźć pożywienie na polach, to nie narzuca się. Jeśli jest sucho, to natychmiast wraca na osiedle. Wszyscy na niego uważają – dzieciaki na rowerach, jadący samochodami.
W tym roku w gnieździe Wojtka, które znajduje się kilkanaście metrów od osiedla, jest też kilka młodych i samica. I bocian z pomocą swoich znajomych dba, by nie zabrakło im jedzenia. Przylatuje, bo wie, że zawsze coś dla niego będzie. Szczególnie upodobał sobie rodziców pani Marioli i pod ich oknami głośno daje znać, że już jest. – I nie ma wyjścia, trzeba mu coś dać. Bo dotąd klekocze, aż ktoś się pojawi – mówi pani Mariola, śmiejąc się.
Ale nikt tego nie ma mu za złe. Wręcz przeciwnie. Jak kiedyś dwa dni Wojtka nie było, to pan Ryszard, tata pani Marioli, pojechał zobaczyć, gdzie on jest i czy coś mu się nie stało. Mieszkańcy przyznają, że bociek trochę się szarogęsi, czasami psoci, bo siada na samochodach. Ale i tak wszyscy na niego czekają. – Śmiejemy się z rodzicami, że muszą szykować miejsce, bo tak mu tu dobrze, że nie odleci – mówi pani Mariola.
Ale Wojtek odlatuje, tak jak i przed rokiem. A mieszkańcy dodają, że będą na niego czekali znów wiosną. Bo nie wyobrażają sobie, aby go z nimi nie było.