Idziemy zatrzymać PiS (Angora)
Rozmowa z Grzegorzem Schetyną.
– Włodzimierz Czarzasty powiedział na łamach ANGORY: „Przez miesiąc obserwowałem u niego studium rozpadu wiary w zwycięstwo. Wreszcie Grzegorz Schetyna oświadczył, że zadowoli się uzyskaniem 38 proc. głosów. Jeżeli ktoś tak zakłada, to znaczy, że nie chce wygrać”.
– To nieprawda. Wielokrotnie mówiłem, że celem Koalicji Obywatelskiej jest wynik na poziomie 40 – 45 proc. głosów, co przyniosłoby zwycięstwo nad PiS-em. Wspomniane przez Czarzastego 38 proc. dotyczyło wyniku uzyskanego przez Koalicję Europejską w wyborach do europarlamentu.
– Niezły wynik, ale niedający zwycięstwa.
– I dlatego uważałem, że aby wygrać z PiS, trzeba jeszcze wzmocnić koalicję. Niestety, PSL ją rozbił, a to oznaczało wyczerpanie się tej formuły i potrzebę zbudowania innych bloków programowych. A wracając do Czarzastego, nie mam w zwyczaju publicznego krytykowania liderów innych ugrupowań opozycyjnych. Ale mogę powiedzieć tyle: mam dość polityki opartej na transakcjach partii, tych negocjacji o pierwsze, drugie, trzecie miejsce na listach. Chcemy zająć się tym, co naprawdę obchodzi Polki i Polaków: wyższymi płacami, naprawą służby zdrowia, walką ze smogiem. Chcemy przedstawić realny program, plan uzdrowienia bolączek naszego kraju. Do tego obecna formuła jest dużo lepsza niż szeroka, ale trudna koalicja z SLD i PSL.
– Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PLS, twierdzi, że pozostałby w koalicji z Platformą, gdyby nie było w niej lewicy. No i lewicy już z wami nie ma.
– PSL podjął decyzję bycia partią obrotową. Widać, że rozważa możliwość zawiązania koalicji zarówno z Platformą Obywatelską, jak i z PiS-em. Cóż, to ich suwerenna decyzja, niezwykle ryzykowna. Będą mieli bardzo duże problemy z przekroczeniem pięcioprocentowego progu wyborczego. A to by oznaczało, że za wyjście z koalicji zapłaciliby najwyższą cenę: niedostanie się do Sejmu, a w przyszłości marginalizacja.
– Zrezygnował pan z koalicji z lewicą, ale „wyciągnął” im pan kilku znanych polityków.
– Nikt nikogo nie wyciągał, nie porywał. Rzeczywiście pojawiło się u nas kilku znanych polityków lewicy, którzy dobrze współpracowali z nami w kampanii europejskiej, a teraz nie wierzą w skuteczność bloku lewicowego utworzonego przez SLD, Wiosnę i Partię Razem. To są niezwykle cenne osoby, eksperci. Na przykład z doktorem Riadem Haidarem z Białej Podlaskiej w Sejmie będzie nam łatwiej naprawiać polską służbę zdrowia.
Cały czas jednak uważam, że wart jest poważnego rozważenia pomysł stworzenia „paktu senackiego”, wspólnego antypisowskiego bloku w wyborach do Senatu – omawiam to z Robertem Biedroniem. Kampania wyborcza jeszcze na dobre się nie rozpoczęła, a już obserwujemy za dużo emocji. Trzeba zachować spokój i rozmawiać. Dlatego dziwię się, że niektórzy politycy opozycji są tak mało cierpliwi i najpierw mówią, a potem myślą.
– Czy po wyborach, gdyby lewica dostała się do Sejmu, widzi pan możliwość zawiązania z nimi koalicji?
– Oczywiście, że tak, podobnie jak z PSL. Dla dobra Polski z każdym. Niemożliwa jest tylko koalicja z PiS-em – po tym, co w ostatnich latach zrobił.
– Przez długie lata był pan postrzegany jako polityk o poglądach raczej konserwatywnych. Tymczasem teraz popiera pan sztandarowy postulat Wiosny o zalegalizowaniu związków par homoseksualnych.
– Związków partnerskich. To w zdecydowanej większości będzie pomoc dla par heteroseksualnych, które z różnych powodów nie zawierają małżeństwa. Ale to nie oznacza, że chcemy zrównać je z chronioną przez konstytucję instytucją małżeństwa. Nasza propozycja sprowadza się do tego, żeby osoby pozostające w związkach partnerskich miały swobodny dostęp do informacji na temat stanu zdrowia swojego partnera leczącego się w szpitalu, mogły decydować o jego pochówku i dziedziczyć na zasadzie beztestamentowej.
– Marek Biernacki, przez lata sztandarowa postać w PO, bardzo dobry minister spraw wewnętrznych i sprawiedliwości, reprezentował w pana ugrupowaniu skrzydło konserwatywne. Tymczasem teraz startuje z listy PSL-u. Dlaczego tak się stało?
– Chciałem, żeby Marek Biernacki do nas wrócił i kandydował do Senatu albo Sejmu.
– Ale chyba nie z jakiegoś odległego miejsca?
– Oczywiście, że nie. Ale on wybrał PSL. Wbrew temu, co sugerowały niektóre media, nie chodziło o żadne osobiste animozje. Rozmawialiśmy do końca i moja oferta bardzo długo była aktualna.
– Innym ważnym politykiem, o którym się mówi, że może odejść z Platformy Obywatelskiej, jest Bogdan Zdrojewski, były minister kultury, prezydent Wrocławia, poseł i europoseł.
– Bogdan Zdrojewski miał od nas propozycję kandydowania do Sejmu. Odrzucił ją. Teraz razem z żoną chce kandydować do Senatu, jako niezależny kandydat.
– Liderzy największych ugrupowań tradycyjnie kandydują z Warszawy. Pan jest od lat związany z Wrocławiem, więc gdyby startował pan ze swojego matecznika, byłoby to zrozumiałe i nikt nie zarzuciłby panu, że unika konfrontacji w stolicy z Jarosławem Kaczyńskim.
– Nie miałem wyboru. Chodzi o to, żeby pokazać, że moja debata z Kaczyńskim ma znaczenie dla całego kraju. Donald Tusk i Ewa Kopacz, poprzedni szefowie Platformy, mimo że nie są ze stolicy, także kandydowali w Warszawie. Taki przyjęliśmy obyczaj i ja go kontynuuję.
– Wystawienie Tomasza Zimocha na pierwszym miejscu waszej listy w Łodzi wywołało wiele kontrowersji w łódzkiej Platformie. Prezydent Hanna Zdanowska odeszła ze sztabu wyborczego. Nie żałuje pan tej decyzji?
– Jeżeli chce się budować szeroką koalicję, porozumienie ludzi o różnym światopoglądzie, ale chcących na serio zająć się problemami ludzi, to trzeba również sięgać po nowe osoby, środowiska, także spoza Platformy, a nawet spoza polityki. Nie miałem i nie mam żadnych wątpliwości, że Tomasz Zimoch będzie świetnym liderem tej listy, a po wyborze także świetnym posłem. Podobne przekonanie ma zdecydowana większość osób z naszej partii, z którymi o tym rozmawiałem. Niedługo odbędzie się zarząd, a potem zebranie władz wszystkich partii koalicyjnych. Podczas tych spotkań będziemy jeszcze korygować niektóre miejsca na kilku listach, ale na pewno nie będzie dotyczyć to Tomasza Zimocha.
– A Dariusza Jońskiego, który jest trzeci na łódzkiej liście?
– Ostateczne decyzje podejmą rady krajowe ugrupowań Koalicji Obywatelskiej w najbliższych dniach. Pan Joński będzie miał na liście dobre miejsce.
–W czasach, gdy przewodniczącym Platformy był Donald Tusk, często pojawiały się medialne plotki na temat walk frakcyjnych wewnątrz pana ugrupowania: mówiło się przede wszystkim o „spółdzielni”, na której czele stał Cezary Grabarczyk, io „schetynowcach”. A jak jest teraz?
– Wszyscy wiedzą, że znajdujemy się w szczególnej sytuacji. Z jednej strony jesteśmy w opozycji wobec władzy, która łamie zasady demokracji. Z drugiej musimy się zjednoczyć i próbować wygrać. Po osiemnastu latach istnienia Platformy szukamy nowego otwarcia. Szukamy więc tego, co nas łączy, a nie tego, co dzieli. W dzisiejszej Platformie dawne frakcje to przeszłość. To nie znaczy, że w naszej partii nie ma miejsca na różnice zdań.
– Jak to się stało, że w 2005 r. razem z partią Jarosława Kaczyńskiego mieliście tworzyć rząd, a dziś niechęć, żeby nie użyć mocniejszych słów, panująca między wami jest większa niż między dawną postkomuną a ugrupowaniami postsolidarnościowymi?
– To już historia. To były inne czasy. Widocznie tak musiało być, że się rozeszliśmy.
– Ale to nie przeszkadzało, że niektórzy politycy PO mieli dobre kontakty z politykami PiS. Pana kolegą, co dziś może bardzo dziwić, był Mariusz Kamiński.
– Dzisiaj wydaje mi się, że nie byłoby już możliwe, żebyśmy usiedli przy lampce wina. W PiS-ie wszyscy boją się Kaczyńskiego, a ten kontakty z nami uważa za zdradę.
– Ale w Niemczech i Izraelu mogły powstać wielkie koalicje grupujące czołowe ugrupowania, które wcześniej przez lata zawzięcie walczyły ze sobą o władzę?
– Zarówno w Niemczech, jak i Izraelu tamte partie jednak coś łączyło. Były jakieś punkty wspólne. Tymczasem, gdy zobaczymy, jak PO różni się z PiS-em w kwestii postrzegania demokracji, niezawisłości sądów, roli samorządu, wolności mediów, miejsca Polski w Europie, praworządności, to okazuje się, że w tych zasadniczych, fundamentalnych sprawach nie ma możliwości porozumienia. Nie mogę, nawet teoretycznie, wyobrazić sobie podstawy programowej, która mogłaby łączyć nasze ugrupowania.
– Jeżeli Koalicja Obywatelska nie wygra wyborów, może to oznaczać, że przestanie pan być przewodniczącym Platformy Obywatelskiej?
– W grudniu w Platformie odbędą się wybory, w których będą mogli wziąć udział wszyscy członkowie naszej partii. Takiej demokracji nie ma w żadnym ugrupowaniu. Ale to dopiero za kilka miesięcy. Teraz najważniejsze dla nas są wybory parlamentarne i tylko na tym się skupiamy.