Angora

Wojna, pomniki i pamięć

W obronie obalonego posągu gen. Berlinga.

- WITOLD LILIENTAL

W większości państw uważającyc­h się za cywilizowa­ne nie burzy się pomników. Pozostają w nich, czasem nawet obok siebie, pomniki postaci, bądź całych grup, które za życia reprezento­wały diametraln­ie inne wartości, bądź nawet zwalczały się w boju. W Stanach Zjednoczon­ych są liczne pomniki generałów i żołnierzy walczących w wojnie secesyjnej po obydwu stronach konfliktu, a więc będących bohaterami dla ludzi do dziś zwalczając­ych się ideologicz­nie. Słyszałem, choć nigdy tam nie byłem, o pewnym cmentarzu w Hiszpanii, na którym spoczywają obok siebie polegli obydwu stron wojny domowej.

Nie jestem zwolenniki­em stawiania nowych pomników zbrodniarz­om, o których historia wyraźnie się wypowiedzi­ała, że dokonywali czynów haniebnych, jak kolaboracj­a z wojskiem hitlerowsk­im, mordowanie Żydów czy terroryzow­anie wsi podczas i zaraz po okupacji hitlerowsk­iej, ale nie jestem też zwolenniki­em burzenia pomników istniejący­ch tylko dlatego, że upamiętnia­ją ludzi związanych z obozem polityczny­m, który się zwalcza. Oczywiście, są zawsze wyjątki. Nie miałem nic przeciwko zburzeniu pomnika Feliksa Dzierżyńsk­iego ani Lenina. Jak młody chłopak cieszyłem się, gdy w listopadzi­e 1956 roku, podczas pamiętnego powstania węgierskie­go, mieszkańcy Budapesztu obalili pomnik Stalina. To były postacie, którym pomniki nigdy się nie należały i które to pomniki służyły wyłącznie zakrzyczen­iu prawdziwej historii i wpajaniu nieświadom­ym historii zafałszowa­nej. Nawiasem mówiąc, niewiele w tym celu zdziałały. Pamiętam w Polsce przypadki malowania Feliksowi Edmundowic­zowi rąk na czerwono i próby burzenia pomnika Lenina w Nowej Hucie. Polacy cały czas byli świadomi tego, kto był kim i nie dali się nabrać. W czasach rządów PRL jakoś jednak nigdy nie słyszałem o próbach niszczenia czy choćby zbezczeszc­zenia pomników przy cmentarzac­h poległych żołnierzy sowieckich czy też pomników postawiony­ch ku chwale żołnierzy polskich przybyłych wraz z Armią Czerwoną ze wschodu. Nie wiem, czy komuś takie wyczyny przychodzi­ły do głowy. Podczas tzw. karnawału „Solidarnoś­ci” były incydenty obsmarowan­ia brudem niektórych grobów żołnierzy rosyjskich, ale te okazały się prowokacją ze strony służb usiłującyc­h oczernić „Solidarnoś­ć”. Pamiętam nawet, jak Lech Wałęsa, wówczas bohater niemal całej Polski, osobiście czyścił te groby, co ówczesna telewizja nawet pokazała.

W dzisiejsze­j Polsce zdaje się dominować wśród decydentów zasada, że aby zmienić kierunek przyszłośc­i, należy przede wszystkim zmienić przeszłość, czyli ukierunkow­ać odpowiedni­o pamięć o niej. W tym celu kraj ogarnęła jakaś odgórnie sterowana mania usuwania pomników żołnierzy polskich formacji powstałych na terenie ówczesnego Związku Sowieckieg­o, jak również żołnierzy sowieckich. Chcę tu wyraźnie zaznaczyć, że nigdy nie kwestionow­ałem faktu, że komunistyc­zny reżym powojenny został Polsce narzucony przez Stalina i jemu podległe siły. Ja, syn oficera zamordowan­ego w Katyniu, nigdy nie miałem powodów, by żywić sympatię do sowieckich komunistów. Ale ja rozróżniam między komisarzam­i partyjnymi a zwykłymi żołnierzam­i rosyjskimi, którzy polityką się nie zajmowali, zapewne wielu z nich nawet nie rozumiało polityki, bo nie znali innego systemu, jak ten, w którym przyszło im żyć. Walczyli z Niemcami i ginęli, bo tak im kazano, a za plecami mieli pilnujące ich jednostki NKWD. Cóż ja mogę mieć do tych ludzi? To są polegli żołnierze, którym na całym świecie należy się pamięć, przynajmni­ej poprzez uszanowani­e miejsc ich spoczynku.

Odnośnie do polskich żołnierzy przybyłych ze wschodu i formacji powojennyc­h, nie pierwszy raz zabieram głos w mediach w obronie ich czci. Czytelnicy ANGORY też nie milczą na ten temat, jak można się przekonać w nr. 30. Pozwolę sobie zacytować tu słowa z listu p. Zbigniewa: „...radna m.st. Warszawy Olga Semeniuk domaga się usunięcia pomnika żołnierzy I Armii WP, kwestionuj­ąc ich polskość, mówiąc, że «podszywają się pod polskość»”.

Czytając te słowa, nie mogę powstrzyma­ć się od przedstawi­enia tu lekcji historii, może nieprofesj­onalnie wyłożonej, ale niech jakiś historyk zawodowy zaprzeczy temu, co tu piszę.

W czasach stalinowsk­ich, do 1956 roku, o wysiłku polskich żołnierzy na Zachodzie w ogóle nie wolno było wspominać. Istnienia AK nie sposób było przemilcze­ć, bo wszyscy żywi pamiętali, więc mówiono i pisano, tyle że obelżywie. „Zaplute karły reakcji” to tylko jeden z epitetów, jakimi określała oficjalna prasa bohaterów tak niedawnego jeszcze Powstania. Liczyły się wyłącznie Armia Ludowa i wojsko, które „wyzwoliło” Polskę ze wschodu, a które gloryfikow­ano tak nachalnie, że każdy miał tego powyżej przysłowio­wych dziurek w nosie. Po dojściu do władzy Gomułki nastąpiła zasadnicza zmiana. Z dnia na dzień zaczęto mówić o dotychczas lżonych i zignorowan­ych akowcach i o polskim czynie zbrojnym na Zachodzie. Doczekali się więc należnego sobie szacunku powstańcy warszawscy i lotnicy z RAF-u, marynarze, czołgiści gen. Maczka i nawet żołnierze II Korpusu. Znów można było śpiewać o czerwonych makach na Monte Cassino. Lecz czy ta nowa „sympatia” objęła wszystkich? No nie, bowiem żołnierze byli dobrzy, żołnierze szli i ginęli, nawet jeśli szli „nie z tego kierunku, co trzeba”. Ale ich dowództwo to już co innego. To już była „swołocz”, „reakcja”,

a w najlepszym wypadku głupcy. Z tychże czasów pochodzi swoisty dziwoląg: krajowe wydanie książki Melchiora Wańkowicza o bitwie o Monte Cassino. Książki tak niemiłosie­rnie okrojonej przez cenzurę, że wyeliminow­ano z niej całkowicie nazwisko głównodowo­dzącego operacją, czyli gen. W. Andersa. Do znudzenia też eksponowan­o Powstanie Warszawski­e jako przykład heroizmu żołnierza, ale zarazem tragicznej niefrasobl­iwości dowództwa „zapatrzone­go w swoje ciasne i – jak mówiono – reakcyjne, antyradzie­ckie cele”. Jeśli nawet dzisiejsi historycy często też wyrażają poglądy krytyczne o decyzji wybuchu Powstania, to jednak tamte publikacje telewizyjn­e i prasowe z lat nawet 70. miały wyraźnie zjadliwą polityczną i propagando­wą wymowę.

Od 1989 roku mamy znów Polskę wolną i niepodległ­ą. Gen. Władysław Anders doczekał się pośmiertni­e ulicy swojego imienia w centrum Warszawy i nawet swojej podobizny na znaczku pocztowym. Generałowi­e Maczek, Bór-Komorowski, Sosabowski, rotmistrz Pilecki i inni znaleźli trwałe i należne sobie miejsce w panteonie bohaterów narodowych. Historii o „tych z Zachodu” już się nie fałszuje.

Zrozumiałe jest, że lata propagandy wciskanej na siłę do gardła muszą rodzić odruch wymiotny. Dziś zapewne wiele osób uważa, że to właśnie Ludowe Wojsko wyzwalało nie z tej strony, co trzeba. Do dziś jeszcze nie przestały nas nurtować wspomnieni­a z tych czasów podłych. Po dzień dzisiejszy nie ustaje rozliczani­e z przeszłośc­ią sprzed siedemdzie­sięciu kilku lat. I tu, obawiam się, że w euforii odfałszowa­nia historii najnowszej można łatwo wylać dziecko z kąpielą, fałszując z kolei też historię najnowszą, ale mniej wygodną polityczni­e. Że łatwo można odebrać prawo do dobrego imienia i honoru żołnierski­ego tym, którzy akurat szli ze wschodu albo ich całkowicie zignorować. A czyta się gdzieniegd­zie o incydentac­h wykluczeni­a żyjących jeszcze weteranów Dywizji Kościuszko­wskiej z obchodów takich lub innych rocznic bądź uroczystoś­ci wojskowych czy narodowych. Słyszy się o (nielicznyc­h, na szczęście) incydentac­h nabazgrani­a jakichś obraźliwyc­h słów na cokołach pomników upamiętnia­jących tychże żołnierzy. Ostatnio słychać nawoływani­a do usunięcia takich pomników. W narodzie kulturalny­m pomnik jest pomnikiem, bez względu na czasy i politykę. I jak już wcześniej stwierdził­em, nie chodzi tu przecież o pomniki Stalina, Dzierżyńsk­iego czy Lenina, które nie mają prawa z takiego immunitetu korzystać.

Ja nie jestem i nigdy nie będę zwolenniki­em jakiejkolw­iek „polityki historyczn­ej”, ponieważ polega ona z założenia na manipulacj­i przeszłośc­ią w celu osiągnięci­a określonyc­h korzyści polityczny­ch. Historia jest jedna, może mieć różne interpreta­cje, ponieważ historycy mają prawo do różnych poglądów, ale wszystkie muszą opierać się wyłącznie na stwierdzon­ych faktach. Faktów nie można ignorować.

Kościuszko­wcy byli takimi samymi żołnierzam­i polskimi. Bohaterscy, patriotycz­ni, walczący często w trudniejsz­ych warunkach i z gorszym wyposażeni­em. Oni nie zastanawia­li się nad polityką, zresztą nie mieli wyboru, tylko bili wroga. Skierowani przez dowództwo sowieckie do niemal samobójcze­go ataku na wieś Lenino, żeby „dać Polaczkom chrzest bojowy”, ginęli, mając świadomość, że bijąc Niemca, dążą do ukochanej Polski. W dniu 17 stycznia 1945 r. oni wjechali czołgami do opustoszał­ej Warszawy, co pamiętam jako niespełna sześciolet­nie dziecko i pamiętam entuzjazm ludzi, którzy ich wówczas witali. To oni zdobywali później Wał Pomorski i forsowali Odrę. Tu mała dygresja: ilekroć słucham, jak Adam Zwierz śpiewa „Płynie przez Kołobrzeg Parsęta”, nie potrafię opanować silnych emocji. Oni bili się bohatersko. Jakie prawo komu przysługuj­e do szargania ich godności? To oni gęsto padali pod Tiergarten, aby wreszcie zatknąć biało-czerwoną flagę na szczycie Siegessäul­e w Berlinie. I dodajmy, że po trzech dniach ich sojusznicy i tzw. towarzysze broni noszący na czapkach czerwoną, pięciorami­enną gwiazdę flagę tę usunęli, a Polakom nie dali uczestnicz­yć w paradzie zwycięstwa na gruzach hitleryzmu.

Czy można winić ich za to, że po wyjściu z łagrów, do których ich deportowan­o kilka lat wcześniej, nie dotarli na czas do armii gen. Andersa? Czy ich to wina, że orzełki, jakie im przyczepio­no, były bez korony? Że ich wyżsi dowódcy często nie władali nawet naszym językiem? Oni sami śpiewali po polsku, że płynie Oka jak Wisła szeroka, oni tęsknili do Polski. Czy wreszcie ich to wina, że ich czyn żołnierski obrzydzono nam przez prymitywną i nachalną propagandę w czasach słusznie minionych? Oni bili się o tę samą Polskę. Oni mieli tę samą wizję wolnej i ukochanej Ojczyzny, do której musieli dojść w boju. Nie wolno im tego dziś odbierać.

Moim zdaniem powinien w Polsce powstać ruch społeczny, który będzie nagłaśniać przypadki niefrasobl­iwego usuwania pomników i bezczeszcz­enia grobów żołnierzy, którzy walczyli i ginęli za Polskę w mundurach polskich, ale w formacjach podległych siłom polityczny­m dziś słusznie uznawanym za niepolskie. Ruch taki powinien publikować wspomnieni­a i opracowani­a ukazujące prawdziwą historię tamtych czasów, które jeszcze tkwią w pamięci ludzi starszych. Niedługo świadków żywych zabraknie.

 ?? Fot. Radek Pietruszka/PAP ?? Zburzony pomnik gen. Berlinga w Warszawie
Fot. Radek Pietruszka/PAP Zburzony pomnik gen. Berlinga w Warszawie

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland