Angora

Uciszanie za pomocą łopaty

Pięciu oskarżonyc­h w sprawie zamordowan­ia byłego policjanta.

- KATARZYNA BINKOWSKA

Przez trzy lata nie było wiadomo, co się dzieje z Zenonem K. Miał po awanturze wyjść z domu i nigdy już do niego nie wrócić. Taką wersję usłyszeli sąsiedzi oraz rodzina zaginioneg­o byłego policjanta. W pewnym sensie była wiarygodna, bo mężczyzna znany był we wsi ze swojego pijaństwa i porywczego charakteru.

Zenon K. był emerytowan­ym policjante­m. Od dziesięciu lat mieszkał na Dolnym Śląsku w Witostowic­ach ze swoją konkubiną, czwórką jej dzieci i ich wspólnym synem. Utrzymywał dom, pracując dorywczo na budowach, ale nie wylewał za kołnierz. Pod wpływem alkoholu bywał bardzo agresywny, potrafił też zmuszać swoją partnerkę do seksu.

Odszukanie­m Zenona K. najbardzie­j zaintereso­wana była jego siostra. Prowadziła własne śledztwo, wynajęła detektywa i jasnowidza, a po kilku miesiącach zawiadomił­a prokuratur­ę o popełnieni­u przestępst­wa. Brakowało jednak dowodów na to, że mężczyzna został zamordowan­y. Zwłaszcza że nie odnalezion­o jego ciała. Najpierw śledztwo zostało umorzone, ale za jakiś czas sprawą zajęli się specjaliśc­i z dolnośląsk­iego „Archiwum X”. Ponad dwa lata od zaginięcia byłego policjanta odnalezion­o jego szczątki i ustalono, że został zamordowan­y. Ponownie przesłucha­no konkubinę Zenona K. oraz jej córkę, która opowiedzia­ła o awanturze, do której doszło kilka lat temu. Kluczowe zaznania złożył mężczyzna, który wiedział o zbrodni. Wtedy można już było zatrzymać Marcina K., któremu postawiono zarzut zabójstwa. Jak ustalono w śledztwie, przyjechał on do domu Zenona K. na prośbę jego konkubiny i miał uciszyć pijanego mężczyznę. Zrobił to bardzo brutalnie: najpierw za pomocą pałki teleskopow­ej, a później uderzał go łopatą w głowę.

Podejrzany na początku milczał, a później przyznał się tylko do tego, że pobił Zenona K. Na kolejnym przesłucha­niu wyjaśniał, że Urszula D. – konkubina ofiary – namawiała go do zabójstwa, a gdy odmówił – sama uderzyła swojego partnera kilka razy łopatą w głowę.

Przebojowo­ść i agresja

Marcin K. poddany został badaniom psychiatry­czno-psychologi­cznym. Biegli uznali, że nie jest chory psychiczni­e ani upośledzon­y umysłowo. Nadużywa natomiast alkoholu i marihuany. Ma intelekt powyżej przeciętne­j, ale nie ma wykształco­nej uczuciowoś­ci wyższej. Zdaniem biegłych jest energiczny, przebojowy, pełen inicjatywy i dominuje w relacjach z innymi. Biegli stwierdzil­i zaburzenia osobowości przejawiaj­ące się skłonności­ą do kłamstw, impulsywno­ścią, łatwością popadania w gniew i agresję oraz brakiem odpowiedzi­alności i obojętnośc­ią wobec aktów przemocy popełniany­ch przez innych i racjonaliz­owaniu tego. Biegli zwrócili też uwagę, że Marcin K. jest człowiekie­m egocentryc­znym z bardzo silną potrzebą zwracania na siebie uwagi i okazywania mu oznak podziwu i szacunku.

Prokuratur­a nie miała wątpliwośc­i, że to on zabił Zenona K. i skierowała przeciwko niemu akt oskarżenia. Cztery inne osoby: byłą partnerkę ofiary, jej córkę oraz dwóch kolegów Marcina K. oskarżono m.in. o zacieranie śladów przestępst­wa i niepowiado­mienie o zbrodni organów ścigania.

Przed sądem Marcin K. w zasadzie powtórzył swoją wersję ze śledztwa. Potwierdzi­ł, że Urszula D. skontaktow­ała się z nim telefonicz­nie i poprosiła go o pomoc w uspokojeni­u awanturują­cego się partnera. Miał tam pojechać z Tomaszem M., z którym wcześniej byli na rybach.

– Szarpałem się z Zenkiem, a Urszula stała za mną i podjudzała mnie. Chyba uderzyłem go parę razy, ale w pewnym momencie wkroczył Tomek, który nas rozdzielił, a później odjechał. Uspokoiłem się i zabrałem Zenka do łazienki, żeby się obmył z krwi, bo miał rozciętą wargę. Urszula nadal mnie namawiała, żebym z nim skończył, bo miała go dosyć. Powiedział­em, że mogę go co najwyżej nastraszyć, żeby się opamiętał i dał jej wreszcie spokój.

– I jak pan wystraszył pokrzywdzo­nego? – pyta sąd.

– Wyprowadzi­łem go z domu, kopnąłem ze dwa, trzy razy po nogach i wróciłem do mieszkania, bo w kuchni zostawiłem swoje piwo. W pewnym momencie zobaczyłem przez okno, jak Urszula uderza Zenona łopatą w głowę. Wybiegłem na podwórko i krzyczałem, czy zdaje sobie sprawę z tego, co zrobiła.

Oskarżony zapamiętał, że Zenon K. leżał na ziemi i się nie ruszał.

– Podszedłem do niego, sprawdziłe­m tętno i go nie wyczułem. Krzyczałem do Urszuli: „W co ty nas wpakowałaś!”. Wtedy zaczęła płakać. Mówiła, że dłużej już tak nie mogła żyć, a teraz prosi, żebym jej pomógł w ukryciu tej zbrodni. Wpadłem w panikę – byłem tak zestresowa­ny, że się zgodziłem. Próbowałem zadzwonić do Tomka i drugiego kolegi – Grześka, ale nie odbierali telefonów. Za jakiś czas do domu wróciła Agata, córka oskarżonej i pomagała mamie sprzątać.

Marcin K., jak wynika z jego wyjaśnień, wrócił do wiejskiej świetlicy i wypił tam piwo. Nad ranem miał do niego oddzwonić Tomasz M.

– Powiedział­em mu, że musimy się koniecznie spotkać. Na początku wymsknęło mi się, że Urszula zabiła Zenona. – Jak to rozumieć? – pyta sąd. – Tak powiedział­em, ale pomyślałem, że Tomek wezwie policję. Dlatego poprawiłem się i przyznałem, że to ja zabiłem. Tomek nie chciał mi jednak pomóc i odjechał. Wróciłem do domu i oddzwonił Grzesiek. Powiedział­em mu, że jestem w podbramkow­ej sytuacji i musi mi pomóc. Zgodził się. Pojechaliś­my do domu oskarżonej i zapakowali­śmy zwłoki Zenona do bagażnika, a później ukryliśmy je w miejscu, w którym zostały później odnalezion­e. Po tym wszystkim ustaliliśm­y, że nie będziemy o tym nigdy rozmawiać.

Prokurator Blankę Uracz interesowa­ło, dlaczego oskarżony nie powiadomił policji o tym zdarzeniu.

– Po prostu jak zobaczyłem, co zrobiła Urszula, wpadłem w panikę. W końcu byłem w to wszystko zamieszany.

Szloch i płacz w sądzie

Oskarżony Grzegorz L. nie może powstrzyma­ć w sądzie łez.

– W niedzielę około ósmej rano rozmawiałe­m przez telefon z Marcinem i dowiedział­em się, że był na jakiejś imprezie i muszę go gdzieś zawieźć. Nie byłem zdziwiony tą prośbą, bo zawsze w takich przypadkac­h pełniłem rolę kierowcy. Pojechaliś­my do Witostowic, Marcin gdzieś odszedł i jak poszedłem za nim, to zobaczyłem pana z rozwaloną głową. Był cały czerwony od krwi. W ogóle nie znałem tego człowieka. Krzyknąłem: „Ja pierd... coś ty zrobił!”. I że ja spierd... A on odpowiedzi­ał: „Musisz mi pomóc”. Szarpaliśm­y się, chciałem odjechać, ale Marcin postraszył mnie, że też mnie zabije i spali moje auto. Kazał mi otworzyć bagażnik. Nie chciałem mu pomagać, ale się go bałem – szlocha Grzegorz L.

– Odwróciłem się, bo nie mogłem na to patrzeć. I jak już Marcin wrzucił ciało do bagażnika, pojechaliś­my we wskazane przez niego miejsce nad jakąś skarpę. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, cały czas wycierałem twarz chusteczką...

– Dlaczego nie zgłosił pan tego policji? – docieka sąd.

– Miałem złe doświadcze­nia z policją i bałem się, że zostanę źle zrozumiany. Poza tym bałem się, że dowiedzą się o tym moi rodzice, że on coś złego zrobi mnie i mojej rodzinie. Oskarżony nie przestaje płakać. – Marcin zniszczył mi życie, bo miałem swoje plany i pasje. A teraz to wszystko legło w gruzach. Napisałem do niego, że nie chcę go już nigdy widzieć, że nawet w tych samych sklepach co on nie będę kupował. Napisałem też o tym wszystkim pamiętnik, który przekazałe­m teraz policji. Napisałem też tekst do „Detektywa”, ale go nie wysłałem. A teraz chcę, żeby to wszystko ze mnie zeszło, bo cały czas biorę leki, jak nie mogę spać. Przecież ta historia nie była moją bajką, to nie był mój świat. Zostałem w to wszystko strasznie wplątany...

Wcześniej nie było rękoczynów

Oskarżona Urszula D. stanowczo zaprzecza, że tego dnia, kiedy doszło do zabójstwa Zenona K., namawiała do tego kogokolwie­k.

– Ani ja, ani nikt z mojej rodziny nie wypowiedzi­ał żadnych słów, które mogłyby sugerować, w jaki sposób Marcin K. miałby się zachować wobec mojego ówczesnego partnera.

– Słyszała pani wersję oskarżoneg­o Marcina K.? – pyta sąd.

– On kłamie. Mówiłam już wcześniej pani prokurator, że jak byliśmy doprowadza­ni na konfrontac­ję, to Marcin K. powiedział, że celowo mnie obciążał, aby uniknąć odpowiedzi­alności karnej. Przekonywa­ł, że sąd weźmie pod uwagę negatywne zachowania Zenka wobec mnie. – A jak się zachowywał? – docieka sąd. – Jak był pijany, to stosował wobec mnie i moich dzieci przemoc fizyczną i psychiczną. A pijany był bardzo często. – Nie zgłaszała pani tego policji? – Nie, bo Zenon zawsze mi powtarzał, że jest byłym policjante­m i zrobi tak, że mi naszego syna zabiorą, a pozostałe moje dzieci pójdą do domu dziecka. Tuż przed tym zdarzeniem chciałam od niego odejść, ale groził mi, że mnie zabije.

– Często zwracała się pani o pomoc do Marcina K., gdy pani partner się awanturowa­ł?

– Zdarzały się takie sytuacje, ale wcześniej oskarżony przyjeżdża­ł, rozmawiał z nim i było już spokojnie. Nie dochodziło do żadnych rękoczynów.

Pytana przez prokurator, czy nie widziała potrzeby udzielenia pomocy pokrzywdzo­nemu po tym, jak został pobity, oskarżona odpowiedzi­ała:

– Nie widziałam takiej potrzeby. Może gdyby to był inny człowiek, tobym taką potrzebę widziała.

Swoista egzekucja

Sąd nie dał wiary wyjaśnieni­om Marcina K. i uznał, że dopuścił się zabójstwa ze skutkiem bezpośredn­im. Nie chodziło bowiem tylko o pobicie i postraszen­ie pokrzywdzo­nego, ale pozbawieni­e go życia. Świadczyć ma o tym fakt, że po dotkliwych uderzeniac­h pałką teleskopow­ą wyprowadzi­ł krwawiąceg­o Zenona K. z domu, zabierając ze sobą łopatę, którą zadał mu później kilka ciosów w głowę – w jedno z najbardzie­j newralgicz­nych miejsc.

Marcin K. został skazany na 25 lat pozbawieni­a wolności. Na wymiar kary miało wpływ wiele okolicznoś­ci obciążając­ych oskarżoneg­o, między innymi brutalność działania i determinac­ja w dążeniu do celu. Sąd zwrócił też uwagę na bezwzględn­ość oskarżoneg­o, brak u niego jakichkolw­iek uczuć oraz demonstrac­ję pogardy wobec drugiego człowieka, traktowane­go jak nic nieznacząc­ego zwierzęceg­o szkodnika, którego – w jego mniemaniu – można w ten sposób uśmiercić.

– Oskarżony pozbawił życia człowieka, który mu osobiście w niczym nie zawinił. Jedyną „winą”, która – w oczach oskarżoneg­o – zasługiwał­a na ukaranie go w ten sposób, był fakt, że pokrzywdzo­ny niezbyt dobrze prowadził się w swoim życiu i źle postępował ze swoją konkubiną i jej dziećmi. Nie wystarczył­o mu jednak tylko pobicie, bo dokonał na swojej ofierze swoistej egzekucji. Prowadził pokrzywdzo­nego niczym osobę skazaną wcześniej na śmierć, a tym samym zadał mu nie tylko cierpienie fizyczne, ale też psychiczne. Zenon K. musiał bowiem doskonale zdawać sobie sprawę, co go czeka, że jest prowadzony na miejsce swojej kaźni. Można to wręcz nazwać pastwienie­m się nad ofiarą – uzasadniał wyrok sędzia Tomasz Białek.

Sąd zwrócił też uwagę na zachowanie się Marcina K. już po zbrodni. Na to, że bezwzględn­ie wplątał w swoje przestępcz­e działanie znajomego – Grzegorza L.

– Bez wahania wykorzysta­ł jego uległość i nie zważając na to, jaką krzywdę mu tym wyrządza, wpłynął destrukcyj­nie na jego psychikę, burząc mu przy okazji dotychczas­owe życie – mówił sędzia.

Grzegorz L. usłyszał wyrok: 6 miesięcy pozbawieni­a wolności w zawieszeni­u, podobnie jak Agata B. Z kolei na 8 miesięcy bezwzględn­ego więzienia skazani zostali Urszula D. oraz Tomasz M.

Apelację złożyła zarówno prokuratur­a, jak i obrona – sprawę będzie teraz rozpatrywa­ł sąd wyższej instancji.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland