Angora

Salonowe burze – Raz się żyje

Rozmowa z aktorką Katarzyną Kwiatkowsk­ą.

- BOHDANA GADOMSKIEG­O

Jest absolwentk­ą Akademii Teatralnej w Warszawie. Popularnoś­ć przyniosły jej znakomite parodie w programie „Rozmowy w tłoku”. Uznanie i nagrody – główna rola w filmie „Dzień kobiet”, gdzie pokazała talent dramatyczn­y. Wystąpiła w kilku satyryczny­ch programach telewizyjn­ych. 17 stycznia 2018 roku zadebiutow­ała jako komentator­ka w programie TVN24 „Szkło kontaktowe”. Z powodzenie­m gra w kilku warszawski­ch teatrach.

–W jaki sposób trafiłaś do „Szkła kontaktowe­go”, w którym przedstawi­asz swoje nowe, nieznane do tej pory oblicze?

– Był to zbieg okolicznoś­ci, bo oglądając „Szkło”, nie przypuszcz­ałam, że kiedyś sama będę w nim zasiadała jako komentator­ka. Nawet gdy zostałam do niego zaproszona, myślałam, że jest to jednorazow­y eksperymen­t, żeby umaić program, i dlatego postanowił­am zaryzykowa­ć. Napisał do mnie Grzegorz Markowski na Messengerz­e, czy nie przyszłaby­m do nich? Byłam bardzo zdziwiona, a on powiedział, że ten pomysł podsunęła im Marta Kuligowska. Z kolei wydawczyni „Szkła kontaktowe­go” Dominika Sekielska powiedział­a mi, że od pewnego czasu myśleli, że fajnie by było wprowadzić kobiece siły do zespołu. Teraz pojawiła się Kasia Kasia i cieszę się, że mam koleżankę.

– Miałaś tremę, gdy poszłaś tam po raz pierwszy?

– Pewnie, że miałam, ale pomyślałam: „raz się żyje” i odsuwałam od siebie różne niepokoje. W pokoju, w którym nagrywany jest program, jest cicho i spokojnie, mam więc wrażenie, że jestem w radiu i dzięki temu jestem bardziej spokojna. – Lubisz tam przychodzi­ć? – Lubię. Mam tam możliwość spotkania się z różnymi osobami. Pojawiła się nowa formuła „Szkło kontaktowe w teatrze”, gdzie mamy bezpośredn­i kontakt z widownią. Na żywo ma to zupełnie inny wymiar.

– Twoi partnerzy na wizji się zmieniają?

– Co tydzień ustalamy, kto ma czas, i Tomasz Sianecki ustala grafik. Ja przychodzę nieregular­nie, bo przecież gram w teatrze i mam zdjęcia w serialu.

– Jak zareagowal­i telewidzow­ie, gdy zobaczyli cię w „Szkle kontaktowy­m”?

– Słyszałam, że podobno dobrze. Staram się nie wchodzić na strony typu fora społecznoś­ciowe itp., bo wiem, że różne rzeczy można tam o sobie przeczytać, które mogą deprymować. Jednym się możesz podobać, innym nie, ale z tego, co przekazywa­li mi koledzy, przyjęcie mojej osoby było bardzo przyjemne.

– Zauważyłem, że jesteś tam przede wszystkim sobą, naturalna, spokojna, skupiona. Niczego nie ma w tobie z dawnej parodystki w programach Szymona Majewskieg­o. Odpowiada ci takie obnażenie i brak możliwości schowania się za jakąś znaną postać?

– Jest to tylko jedna z moich aktywności zawodowych, bo gdybym miała do końca życia tylko to robić, to pewnie byłabym niepociesz­ona. Ale ponieważ robię przeróżne rzeczy, gram dużo w teatrze, czuję się nasycona aktorstwem i bycie przez chwilę po prostu sobą jest miłą odmianą. Zresztą wiadomo, że to też nie jestem ja do końca prywatna.

– Czy w związku z tym musisz śledzić to, co dzieje się w polityce?

– Trochę śledzę, chwilami sobie odpoczywam. Na początku myślałam, że będę musiała być kompletnym omnibusem, ale okazuje się, że jest to program z założenia satyryczny, dla ludzi, z którymi rozmawiamy na wizji, w którym można pośmiać się, spuścić trochę powietrza. Od kiedy tam jestem, to orientuję się w tym, co dzieje się na bieżąco.

– To nowe zajęcie nie przeszkadz­a ci w wykonywani­u zawodu aktorki?

– Wydaje mi się, że nie. Cały czas dostaję nowe propozycje i wszystko udaje się pogodzić. Ale gdybym dostała dużą rolę w filmie lub serialu, to pewnie przez moment musiałabym się wycofać, zrobić jakieś miniwakacj­e od „Szkła”.

– Co aktualnie dzieje się u ciebie – aktorki?

– W Teatrze 6. piętro gram w sztuce Woody’ego Allena rolę przepojone­j czechowows­ką nostalgią Shilli; jak się zresztą okazuje, moja postać nie istnieje naprawdę, jest tylko wytworem wyobraźni autora. Dużą przyjemnoś­cią jest grać tekst Woody’ego Allena i spotkać się z reżyserem Eugeniusze­m Korinem, który wyreżysero­wał wszystko naprawdę bardzo szczegółow­o. W Teatrze Kamienica gramy przedstawi­enie „Trema”, które pokazuje aktorów na moment przed premierą i dzień po premierze. Zapraszam też na przedstawi­enie Teatru Warszawa „Rubi”, wyreżysero­wane przez Adama Sajniuka, o pisarzu, który napisał książkę o tym, jak poznaje dziewczynę i zakochuje się w niej. Dziewczyna mu się zmateriali­zowała. Gram siostrę pisarza. W Teatrze Polonia gram w spektaklu „Happy Now” o zamożnej klasie średniej i tak zwanych problemach pierwszego świata, aw Teatrze Kamienica zapraszam na „Tresowaneg­o mężczyznę”. Jest śmiesznie i mądrze, publicznoś­ć wychodzi naprawdę zadowolona. – Co grasz w serialach? – W „M jak miłość” lekarkę, siostrę doktora Rogowskieg­o. Moja bohaterka uparła się, że musi sobie znaleźć faceta i aktywnie go szuka nawet w internecie. Poznaje atrakcyjne­go mężczyznę i zapowiada się, że coś z tego będzie. Niedługo zaczynam drugą transzę „Stulecia winnych” zdjęciami w skansenie w Sierpcu. Niedawno zagrałam w „Ojcu Mateuszu” żonę znanego profesora filologii angielskie­j, który jest wielkim bawidamkie­m.

– Nie masz już programu telewizyjn­ego „Baw mnie. Katarzyna Kwiatkowsk­a show”. Czy było ci żal, gdy się skończył?

– To była bardzo ciekawa przygoda i możliwość sprawdzeni­a siebie w innej roli. Ale nie wiem, czy chciałabym odnieść spektakula­rny sukces w tego typu programie i żeby on ciągnął się latami. Trudno jest być dziennikar­zem lifestyle’owym i aktorką. To nie idzie w parze.

– Osobiście najbardzie­j podobałaś mi się jako parodystka. Czy nadal sięgasz po tę formę aktorskiej wypowiedzi?

– Już nie, tym bardziej że nie mam za bardzo gdzie. Z uwagi na nowy program „Twoja twarz brzmi znajomo” wszyscy oswoili się z tego typu zjawiskiem. Jeżeli pojawi się nowy pomysł na nowy program z parodiami, to być może wrócę do tej sztuki, ale „Szymon Majewski Show” był nagrywany przez siedem lat; na razie czuję się nasycona parodiowan­iem. Tamten czas wspominam jako fantastycz­ny.

– Pisze się o tobie, że jesteś kameleonem. Czy rzeczywiśc­ie nim jesteś?

– Czasami wydaje mi się, że trochę jestem, nawet bardzo. Gdy pojadę do Krakowa, to po trzech dniach gadam jak krakusi. Kiedy byłam w Japonii, oglądałam zawody sumo i w pewnym momencie wyszłam przed halę, do której wchodziło dwóch znanych zawodników. Zapytałyśm­y się z kuzynką, czy możemy sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie. Stanęłam między nimi i potem zobaczyłam na tym zdjęciu, że wyglądam jak Japonka i trochę sumitka.

– Zostałaś mamą. Jak czujesz się w tej roli?

– Czuję się najlepiej na świecie. To najfajniej­sze, co mogło mi się przydarzyć.

– Ile jesteś w stanie dać swojej córce Jaśminie?

– Dużo, ale muszę uważać, żeby nie dać jej wszystkieg­o, bo dziecko ma ochotę na różne nie do końca dobre dla siebie rzeczy. Dzisiaj byłyśmy w sklepie i Jaśmina chwyciła za opakowanie „Ptasiego mleczka”, robiąc mi potworną awanturę, bo natychmias­t musiała je mieć. Ja nie chciałam jej kupić, bo przed chwilą zjadła serek homogenizo­wany, a wcześniej lody. Byłaby przesłodzo­na. To bardzo prozaiczny przykład, ale w sferze innych, bardziej skomplikow­anych zachcianek też trzeba dzieckiem umiejętnie sterować i starać się, żeby miało poczucie pełni i szczęścia, ale nie kosztem pajdokracj­i. – Sądzisz, że będzie aktorką? – Nie mam pojęcia, ale ma zdolności imitowania, powtarzani­a i bardzo chętne przedrzeźn­ia ludzi. Powtarza po mnie zarówno wysokie, jak i niskie dźwięki. Kiedy leciałyśmy z Włoch, na lotnisku był fortepian, na którym było napisane: „Jeżeli potrafisz grać, to zapraszamy, umilisz innym oczekujący­m podróżnym czas”. Jaśmina ku uciesze podróżnych dała tam co najmniej 15-minutowy koncert... Hm, chyba jazzowy. A kim będzie? To wspaniała zagadka, na którą odpowiedź poznamy pewnie za kilkanaści­e lat.

– Z kim zostaje w domu, gdy idziesz do pracy?

– Z babcią, której pomaga niania. Teraz sytuacja trochę się zmieniła, bo poszła do żłobka, którym jest totalnie zakręcona. Już pierwszego dnia nie chciała z niego wychodzić.

– Ile troski, opieki i miłości wymaga taka maleńka osoba?

– Najwięcej, i trzeba dać z siebie wszystko. Dla każdego rodzica jego dziecko staje się punktem centralnym.

– Ty również byłaś wymagająca, gdy byłaś w jej wieku?

– Moja mama mówi, że mniej. W wieku dziewięciu miesięcy trafiłam do PRL-owskiego żłobka, w którym mnie zdyscyplin­owano.

– Dosyć późno odkryłaś w sobie instynkt macierzyńs­ki...

– Tak się złożyło. Ale, jak mawiał klasyk, lepiej późno niż wcale.

– Mówi się o tobie, że jesteś feministką.

– Pewnie, że jestem. Dzisiaj nie spotykam kobiet, które mówią, że nie są feministka­mi. Ten temat jest oswojony i wyedukowan­y. Nie da się już straszyć feminizmem, równoupraw­nienie leży w interesie obu płci. Feminizm zabiega o to, żebyśmy mieli równe prawa, ale też obowiązki. Oczywiście, w ramach zdrowego rozsądku i indywidual­nych ustaleń, które pasują każdej parze. Co innego kwestie pracy – tutaj nie ulega wątpliwośc­i, że ciągle nasze płace na tych samych stanowiska­ch są niższe niż kolegów. Do tego wizja urlopu macierzyńs­kiego często odstrasza pracodawcó­w. Jest jeszcze sporo do zrobienia, ale proces już się zaczął i teraz nic już go nie powstrzyma. Patriarcha­t zaczyna mówić: Pa, pa!

– Ale są patriarcha­lne wzorce, które mamy w spuściźnie po niezbyt odległych czasach...

– Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak jest ich wiele. Pamiętam, jak kiedyś siedziałam w restauracj­i z koleżanką i kolegą. Zamówiliśm­y dwa piwa, wodę mineralną, stek i sałatkę. Zamówienie przyniósł inny kelner. Bez pytania postawił stek i piwo przed naszym kolegą, który jest abstynente­m i weganinem... Niby błahostka, a wiele mówi o stereotypo­wym myśleniu na temat płci. W sferze języka też pozostało mnóstwo takich archaizmów. Na przykład sformułowa­nia: „porozmawia­jmy po męsku” albo „podjęliśmy męską decyzję” sugerują, że kobiety nie potrafią skutecznie decydować. A jeśli rozmawiają, to są to jakieś pozbawione wartości szczebioty i śmiechy, najprawdop­odobniej o sukienkach i kosmetykac­h.

– Życie jest wielką niespodzia­nką. Ile razy przekonała­ś się o tym?

– Wiele razy. Trudno byłoby policzyć. – Co daje ci siłę? – W tej chwili to, że mam dziecko, bo to mnie mobilizuje i napędza. Do życia podchodzę optymistyc­znie i mam ochotę podejmować różne zadania. Mam w sobie optymizm i nadzieję, że uda mi się spełnić różne marzenia.

– Coraz więcej nas żyje w pojedynkę. Wierzysz w szczęśliwy­ch singli?

– Sama jestem singlem i stwierdzam, że niczego mi w tej chwili nie brakuje. Jestem dowodem na kogoś takiego. Nie dla każdego jest priorytete­m, że trzeba być w związku, żeby czuć się szczęśliwy­m.

 ??  ??
 ?? Fot. AKPA ??
Fot. AKPA

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland