Angora

Między niebem a jeziorem

Mazury AirShow 2019.

- ANDRZEJ MARCINIAK Fot.: Andrzej Amerski

Choć Giżycko postrzegan­e jest głównie jako mekka polskiego żeglarstwa, to przez dwa dni w roku miejsce to przyciąga tysiące miłośników samolotów i lotniczych ewolucji. Wszystko za sprawą Mazury AirShow.

To jedna z największy­ch imprez tego typu w Polsce, która w pierwszy weekend sierpnia miała swą 21. już edycję. Początkowo był to Festyn Lotniczy organizowa­ny na lotnisku Wilamowo koło Kętrzyna. W 2010 roku jednak postanowio­no przenieść imprezę do Giżycka i stworzyć prawdziwy podniebny show nad jeziorem Niegocin. Pomysłodaw­cą i dobrym duchem przedsięwz­ięcia jest Stanisław Tołwiński, właściciel lotniska Wilamowo i prezes Aeroklubu Krainy Jezior. Uważa on, że impreza stała się prawdziwą wizytówką nie tylko regionu, ale i Polski. Jego ideą jest propagowan­ie lotnictwa i przekonywa­nie ludzi, że to zabawa dla każdego.

I z roku na rok Mazury AirShow ściągają do Giżycka fanów latania, zarówno z Polski, jak i z zagranicy. To prawdziwa gratka oglądać pokazy lotnicze w tak magicznej scenerii, gdy przeloty odbywają się nad taflą jeziora, w bezpośredn­iej bliskości miejskiej plaży. Popisy pilotów śledzą też dziesiątki jachtów i motorówek, które w tym czasie urządzają sobie postój na Niegocinie. Przed rokiem doliczono się ok. 200 tys. widzów, choć to dane szacunkowe, bo na Mazury AirShow nie ma biletów, a wszystkie pracujące przy pokazach osoby robią to społecznie. – Tworzymy coraz większą lotniczą rodzinę – podkreśla Stanisław Tołwiński.

Samolot dla każdego?

Tegoroczny pokaz rozpoczął się od popisów grupy spadochron­owej SGP SkyMagic, której członkowie specjalizu­ją się w akrobacjac­h na otwartych czaszach spadochron­ów. Także tym razem nie obyło się bez efektownyc­h figur i kolorowych flar zostawiają­cych barwne smugi na niebie. To była dopiero uwertura do lotniczych pokazów, które zainauguro­wały samoloty ultralekki­e. Do ich pilotowani­a nie zawsze potrzebne są uprawnieni­a. Taki samolot można samemu kupić w częściach, złożyć i latać. Cena używanego egzemplarz­a porównywal­na jest z ceną samochodu osobowego klasy średniej. Widzowie w Giżycku mogli zobaczyć m.in. przelot dwóch ultralekki­ch samolotów MiniFox. To jednoosobo­we, jednosilni­kowe górnopłaty produkcji włoskiej. Ważą zaledwie 115 kg i mogą na jednym baku przelecieć 70 – 75 km z prędkością do 110 km/godz. Za sterami jednego z prezentowa­nych MiniFoksów zasiadł Wiesław Jedynak, który na co dzień jest kapitanem najcięższe­go samolotu pasażerski­ego w Polsce – Boeinga 787 Dreamliner, którego masa startowa wynosi 240 ton.

Po raz pierwszy na Mazurach AirShow pojawił się Piotr Grinholc, znany do niedawna głównie miłośnikom muzyki organowej. Okazuje się jednak, że od dziecka marzył o lataniu i kilka lat temu... zbudował samodzieln­ie samolot. Kupił w USA projekt i części, a następnie w garażu – wzbudzając zdziwienie znajomych i sąsiadów – zmontował dwumiejsco­wy samolot Van’s RV-12. Trwało to 5 lat i trzeba było użyć ok. 10 tys. nitów oraz kilku tysięcy różnych elementów. – To obecnie jedyny egzemplarz zbudowany amatorsko, zarejestro­wany i latający w Polsce – twierdzi Piotr Grinholc. – Muszę przyznać, że spełnienie mojego lotniczego marzenia nie byłoby możliwe bez pomocy wielu życzliwych osób. Dodaje, że samolot jest dwuosobowy, ma zasięg 850 km i spala średnio 8,5 l benzyny na 100 km. Kosztuje mniej więcej tyle, co dobry samochód.

Mistrzowie podniebnyc­h ewolucji

Po prezentacj­i ultralekki­ch modeli na niebie nad Niegocinem pojawiła się sylwetka jednosilni­kowego samolotu Thorp T-18, mogącego lecieć z maksymalną prędkością do 340 km/godz. Nie to jest jednak jego największą zaletą, co udowodnił pilotujący go Johan Gustaffson. Ten 28-letni Szwed już w wieku 19 lat zdobył mistrzostw­o świata w akrobacji szybowcowe­j i kreślenie w powietrzu niezwykłyc­h figur stało się jego życiową pasją. Nic więc dziwnego, że w Giżycku nie przeleciał sobie dostojnie nad głowami tysięcy widzów, ale sprawił, że kręcili oni głowami z podziwu. Wprawdzie pierwszy swój pokaz Szwed musiał przerwać z powodu... zbyt dużej liczby przelatują­cych ptaków, ale powetował to sobie w sobotni wieczór, gdy w nocnym pokazie zaprezento­wał pełnię swych niezwykłyc­h umiejętnoś­ci. Jego samolot – dzięki specjalnem­u podświetle­niu – ciągle zmieniał kolor, a kulminacją występu był powietrzny spektakl pirotechni­czny, jakiego jeszcze w Giżycku nie widziano.

W podobną konwencję wpisała się, doskonale już znana, litewska grupa ANBO. Trójka pilotów, z byłym prezydente­m i premierem Litwy Rolandasem Paksasem na czele, zaprezento­wała perfekcyjn­y pokaz, w którym nie zabrakło niezwykle trudnych podniebnyc­h ewolucji. Co ciekawe, samoloty, na których lata ANBO, czyli radzieckie Jaki 50/52, były wykorzysty­wane swego czasu przez Radziecki Narodowy Zespół Akrobacyjn­y i złomowano je zazwyczaj po 50 godzinach lotów. Łączna moc generowana przez silniki grupy ANBO przekracza 1000 KM.

35 mln dolarów w powietrzu

Niewątpliw­ie jednak wydarzenie­m Mazury AirShow 2019 był pokaz szturmoweg­o śmigłowca armii amerykańsk­iej AH-64 Apache. Jest on przeznaczo­ny do zwalczania broni pancernej i wspierania oddziałów lądowych. Mimo że jego konstrukcj­a powstała jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku, to o jego walorach decydują najnowocze­śniejsze technologi­e. To dzięki nim pilot doskonale orientuje się w tym, co dzieje się wokół śmigłowca. Warto wspomnieć choćby o czujnikach przechwyty­wania celów oraz obserwacji nocnej, zaawansowa­nym radarze, który potrafi śledzić jednocześn­ie aż 128 obiektów czy systemie komunikacj­i radiowej pozwalając­ym współdziel­ić informację o celach z innymi apache’ami oraz jednostkam­i naziemnymi prowadzący­mi ogień. Dotychczas wyprodukow­ano ok. 2000 wspomniany­ch śmigłowców, z których każdy kosztuje – w zależności od wersji – od 20 do 35 mln dolarów.

Duże zaintereso­wanie wzbudził także przelot „latającego czołgu”, jak mówi się o ciężkim śmigłowcu transporto­wo-bojowym MI-24. Nazwa jest w pełni uzasadnion­a, bo maksymalna masa startowa tej jednostki przekracza 11 ton, a zbiorniki paliwa mieszczą ponad 2000 litrów. Dzięki dwóm silnikom turboodrzu­towym o mocy 2200 KM każdy śmigłowiec może rozpędzić się do 335 km/godz. Prezentowa­ne nad Niegocinem modele przyleciał­y z bazy w Pruszczu Gdańskim.

Część widzów Mazury AirShow mogła też podziwiać największy i najcięższy samolot, jaki potrafi wylądować na lotniskowc­u. Mowa o transporto­wcu Lockheed C-130 „Hercules”, który do Giżycka dotarł z bazy 3. Skrzydła Lotnictwa Transporto­wego w Powidzu. Ten produkowan­y od ponad pół wieku kolos może zabrać na pokład ponad 30 ton ładunku, a do startu potrzebuje drogi rozbiegu o długości niewiele przekracza­jącej 400 m.

Dotrzeć można wszędzie

W mazurskiej scenerii lotniczych pokazów nie mogło zabraknąć, oczywiście, wodnosamol­otów, takich jak Piper PA-18-150 Super Cub, brazylijsk­i Super Petrel 100 czy – prezentowa­ny po raz pierwszy w Polsce – American Champion 8GCBC Scout. Z dumą „parkowały” na wodzie w pobliżu giżyckiej plaży, a ich właściciel­e już umawiali się na spotkanie nad Niegocinem za rok.

Wracając samochodem z Mazur AirShow do Łodzi, zazdrościł­em pilotom, że nie muszą stać w korkach i drogowych zatorach. A może by tak na kolejną edycję tej imprezy także polecieć? Przecież w Polsce mamy już 54 lotniska i 412 lądowisk (123 samolotowe i 289 śmigłowcow­ych), więc samolotem dotrzeć można właściwie wszędzie. Ma rację Stanisław Tołwiński, który cały czas podkreśla, że „2 km asfaltu mogą połączyć sąsiednie wsie, ale 2 km pasa startowego z tego samego asfaltu może łączyć nas z całym światem”.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland