„Psy szczekają, karawana idzie dalej”
Od kilku miesięcy trwa spektakl wzajemnych pretensji w kwestiach prawa do zajmowania stanowiska w sprawach, o których katolicka nauka wydawała się do tej pory jasna i jednoznaczna.
Kościół nigdy nie dopuści do kompromisu z nieporządkiem moralnym, za jaki uważa praktykowanie zachowań seksualnych innych od tych, które od wieków wyznaczały poprawność praktyk zgodnych z głoszoną teologią moralną. Ta zaś swoje korzenie ma w dogmatach, niepodważalnych ustaleniach mających z kolei swoje kotwice w tradycji Kościoła i nauczaniu samego Jezusa Chrystusa, czyli w Piśmie Świętym. Roma locuta, causa finita – Rzym przemówił, sprawa skończona.
Jeżeli do tego dorzucić jeszcze hierarchiczną podległość i posłuszeństwo tworzące drabinę zależności, w której na samym szczycie prawa do zabierania głosu Kościół posadowił biskupów, w prostej linii sukcesorów apostolskich przyjaciół Mistrza, to ostatni zgrzyt, kiedy to hierarcha krakowski dokonał oceny środowisk głoszących wolność od kościelnych zakazów i tę ideologię określił „tęczową zarazą”, sprawił, że staliśmy się nie tylko świadkami, ale i uczestnikami tego kryzysu.
Tylko kwestią czasu było więc to, kiedy środowiska mało przychylne Kościołowi podniosą krzyk na jawną w ich ocenie prowokację ze strony ważnego przedstawiciela Episkopatu i w konsekwencji posypały się głosy, że taka zniewaga powinna być brzemienna w skutki dla arcybiskupa, no i dla całego środowiska, które się utożsamia z tym obraźliwym stwierdzeniem.
Swoje święte oburzenie dołożyli prominentni politycy opozycji, którzy od wielu miesięcy zagryzają palce, szukając skutecznego sposobu dowalenia rządzącym i w konsekwencji przejęcia „korytka” władzy. I tu niczym manna z nieba wpadł im w ręce kazus arcybiskupa, który wdał się w konflikt z ruchami popieranymi przez politycznych opozycjonistów.
Teraz wystarczyło tylko kilka konferencji prasowych i krytyczna ocena wypowiedzi hierarchy, a na koniec stanowcze żądanie, by podniósł łapki do góry i ze wstydem przyznał, że przesadził, no i na koniec, żeby odszedł w niesławie z zajmowanego urzędu.
„Psy szczekają, karawana idzie dalej” – można by podsumować raban, jaki zrobiono wokół słów z krakowskiej homilii arcybiskupa, gdyby nie głos ze środka tejże karawany.
Na scenie politycznej oceny zjawił się kolejny krytyczny cenzor słów hierarchy, choć określenie, że był to głos ze środka karawany, w kontekście słów, jakie padły, stawia znak zapytania, czy aby wypowiedział je przedstawiciel przychylny Kościołowi.
Znany, można rzec medialny, zakonnik zaapelował wprost do arcybiskupa, by nie tylko przeprosił za złe słowa z wawelskiej katedry, ale uznając swój błąd, zrzekł się piastowanego urzędu, a zaraz potem rozpoczął pokutę, by z dala od świata, w modlitwie i odosobnieniu próbować naprawić krzywdy, jakich się dopuścił swoją homilią.
Przyznam, że z niedowierzaniem przyjąłem słowa znanego dominikanina, bo choć nie podlega on bezpośrednio biskupiej władzy, bo ślubował posłuszeństwo swoim zakonnym przełożonym, to jednak w hierarchicznym porządku nie ma prawa do takiego ataku wobec bądź co bądź jednego z najwyższych rangą przedstawicieli naszego Kościoła.
Zdenerwowany zakonnik w białym habicie wiedział, że jego sugestie, żądania warte są przysłowiowego funta kłaków i może dlatego zaraz po tym zaapelował, aby i inni pisali listy wzywające nie tylko do dymisji hierarchy, ale i zmian w ocenie moralnej tak drażliwych i niesłusznie ostro określonych przez biskupa sprawach.
To bardzo przykre, że jesteśmy obecnie świadkami kłótni, sporów, przepychanek: kto ma rację i kto komu dołoży; bo w efekcie nie będzie od tych (zajadłych, nienawistnych) słów ani na jotę lepiej.
Zakonnik na koniec swojej krytycznej oceny zaapelował o listy poparcia dla swojego „świętego oburzenia” i może to jest ten promyk nadziei na lepsze jutro polskiego Kościoła.
Może warto, aby obudziła się w nas potrzeba głośnego mówienia o tych sprawach, które winny ulec zmianie, by Kościół stał się prawdziwy i nasz jednocześnie.
Piszmy o tym, co nas boli w Kościele, niekoniecznie ograniczając się do oceny stwierdzenia o „tęczowej zarazie”.