Zamiast Putina woleliby... Breżniewa
Rosjanie uważają obecne władze kraju za skorumpowane, powiązane ze strukturami przestępczymi i „dalekie od narodu”. Rządom Władimira Putina przeciwstawiają wspominaną z nostalgią erę, gdy na czele ZSRR stał sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Leonid Breżniew.
Trwające od kilku tygodni w Moskwie protesty przeciw niedopuszczeniu do wyborów władz miejskich niezależnych kandydatów oraz brutalne pacyfikacje tych wystąpień przez władze mogą sugerować, że Rosjanie mają dość rządów Władimira Putina i pragną demokracji. Jak jednak ostrzega część obserwatorów tamtejszej sceny politycznej, to błędne wrażenie. Po pierwsze, te protesty od lat są podobne – noszą zazwyczaj lokalny charakter i odbywają się punktowo w różnych odległych częściach kraju. Zaś działaczom opozycji w żaden sposób nie udaje się zjednoczyć tych wystąpień pod wspólnymi hasłami. Po drugie zaś, zakładając nawet, że większość Rosjan nie ma najlepszego zdania o rządzących, nie oznacza to wcale, że marzy o lepszych.
Świadczą o tym opublikowane wyniki badania opinii publicznej przeprowadzonego przez niezależne Centrum Lewady. Jak się okazało, ekipę Putina jego rodacy ocenili dość surowo. Charakteryzując obecne władze, 41 proc. respondentów określiło je mianem „skorumpowanych i powiązanych ze strukturami przestępczymi”, 31 proc. – „dalekich od narodu i obcych”, a 24 proc. „zbiurokratyzowanych”. Pytania takie ekipa założyciela Centrum, Jurija Lewady, zadaje już od... 1989 roku w ramach rozpoczętego jeszcze pod koniec istnienia ZSRR projektu „Prosty człowiek radziecki”. Nic dziwnego, że autorów badań interesuje też stosunek obywateli dzisiejszej Rosji do władz tamtego kraju i z tamtej epoki. A konkretnie – do rządzących Związkiem Radzieckim na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, czyli w czasach Leonida Breżniewa. I tu okazało się, że aż 30 proc. respondentów uznało ówczesne władze ZSRR za „bliskie narodowi”, 25 proc. za „silne i trwałe”, a 22 proc. za „sprawiedliwe”. Tylko czy ten entuzjazm to przypadkiem nie przejaw zwykłej niepamięci i wynikającej z niej nostalgii? Tak sądzi politolog Gleb Pawłowski, którego zdaniem te poglądy są zwykłą idealizacją przeszłości.
– One będą pozostawać pozytywne i to pozytywne podejście będzie narastać u ludzi, którzy dorośli po Związku Radzieckim. Nawet tym, którzy wtedy żyli, trudno to pamiętać, a nowi ludzie mają do czynienia z obrazem – twierdzi były doradca Putina. – To taki idealny obraz jak antyczna Grecja, która była państwem niewolniczym, ale nikogo to nie obchodzi. Jaki był ustrój w ZSRR, też nikogo nie obchodzi.
Inna sprawa, że porównywanie Putina i Breżniewa jest dość modne. Zwłaszcza od czasu, kiedy to prezydent Rosji wyrównał rekord rządzenia krajem ustanowiony przez I sekretarza. Breżniew, kojarzony jednak wciąż z epoką zastoju, stagnacji i sowieckiego marazmu, rządził ZSRR 16 lat 6 miesięcy i 3 dni – aż do śmierci w wieku 76 lat. I stał się obiektem bezlitosnych dowcipów, że jest tak stary i niedołężny, że „rządzi krajem, nie odzyskując przytomności”. Tymczasem Putin mógłby obchodzić już okrągły jubileusz 20-lecia u władzy, bo 9 sierpnia 1999 roku prezydent Borys Jelcyn mianował go p.o. premiera i de facto namaścił na swojego następcę.
O jego wyborze miało zadecydować m.in. kryterium wiekowe. Jelcyn szukał dla Rosji młodego przywódcy i takiego znalazł w Putinie. Miał on wówczas 46 lat, a więc wypadał pod tym względem zdecydowanie korzystniej niż jego poprzednicy. Nikita Chruszczow został pierwszym sekretarzem w wieku 59 lat, Leonid Breżniew – 57, a Michaił Gorbaczow – 54. Sam Jelcyn objął urząd prezydenta, mając lat 60. Dziś Władimir Putin ma 66 lat. Czy będzie rządził jeszcze dekadę i jako dziarski 76-latek wyrówna rekord Leonida Breżniewa? Trudno powiedzieć. Jeszcze trudniej zgadnąć, czy przyszłe pokolenia Rosjan będą wspominać jego rządy choćby z podobnym sentymentem i rozrzewnieniem. (CEZ)