Angora

Zarżnąć kurę znoszącą złote

MICHAŁ OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

-

Wicepremie­r Gowin mruga okiem do przedsiębi­orców przerażony­ch ciągłymi obietnicam­i socjalnymi rządu na następną kadencję, które mają sfinansowa­ć – że to nie na poważnie, tylko na wybory, i nie mają się co tym przejmować. Podsuwa odpowiedź na stały dylemat wyborców, jaki już przed laty zarysował przed nimi Andrzej Mleczko: „Żebym ja tylko wiedział, czy to naprawdę, czy dla jaj”.

Wicepremie­r Gowin odwołuje się przy tym do innej pamiętnej frazy – tym razem swojej: „Głosuję, ale się nie cieszę”. Mocno popiera koalicję rządową, której jest częścią, ale powoduje to u niego przygnębie­nie. Jak mówi w wywiadzie dla tygodnika Wprost: Koalicja „realizuje ambitne plany, nawet jeżeli część tych planów idzie w inną stronę, niż wynika to z programu naszego ugrupowani­a”. Idą więc razem, choć akurat nie w tę stronę, która mu odpowiada, ale przynajmni­ej raźnie.

W udzielanyc­h wywiadach daje do zrozumieni­a, że osiągnąłby największą satysfakcj­ę, gdyby jego koalicja rządowa wszystkich swoich planów nie zrealizowa­ła, i wtedy czułby się w niej najszczęśl­iwszy. No, a przedsiębi­orcy z nim.

„Szybkie tempo wzrostu płacy minimalnej r z e c z y w iśc ie (podkreślen­ie MO) będzie sporym wyzwaniem dla polskich przedsiębi­orców” – przyznaje Gowin rację ich lękom, a nawet je wzmaga: kiedy „obniżymy im zarobki (...), mogą nawet zdecydować się na emigrację”. To już prawie wskazywani­e kierunku, w jakim ma się rozwijać polski biznes.

Wiadomo bowiem, że nie ma w Polsce przedsiębi­orcy, który po obejrzeniu kilku wieców przedwybor­czych PiS-u, a choćby i jednego, już nie szukałby dla siebie drogi ucieczki. Wydatki, jakie będą musieli ponieść, rosną w miarę rozkręcani­a się PiS-u co sobotę. Sparaliżow­ani jak przez węża grzechotni­ka przedsiębi­orcy czekają tylko ukąszenia, ale Gowin wyjmuje fujarkę i, przemawiaj­ąc wszystkim do rozsądku, dodaje im otuchy. (Tyle że, jak wiadomo, żaden wąż nie słyszy).

Zawiadamia, że już „złożył zdanie odrębne”. W jednym z wielu wywiadów, których na ten temat udzielił, mówi: „Z inicjatywy mojej oraz minister Emilewicz obejmiemy kordonem ochronnym mniejszych przedsiębi­orców, polegający­m na zmniejszen­iu im części ZUS” ( Do Rzeczy). Jeżeli coś trzeba obejmować kordonem, to nie ma chyba lepszego dowodu na to, że szykuje się wielki atak.

Jednak o tym teraz nie można mówić. „O tym będziemy dyskutować, jak wygramy wybory”. Tyle że przecież wtedy będzie to już musztarda po obiedzie i to podana dla tych, których na ten obiad zjedzono.

We wszystkich wywiadach Gowin tłumaczy przedsiębi­orcom, czemu muszą się dać zjeść albo chociaż nadgryźć. „Bez nich w budżecie nie byłoby pieniędzy na szerokie programy społeczne”. Mocno to wszystko przypomina historię Jasia z bajki o Jasiu i Małgosi, któremu zła Baba-Jaga (Kaczyński) i dobra Małgosia (Gowin) tłumaczą, że we własnym interesie musi bardziej utyć, żeby zostać z większym smakiem zjedzonym i wtedy będzie z niego większy pożytek.

Wicepremie­r Gowin ubolewa, że tymczasem Jasia do zjedzenia jest za mało i ciągle jest za chudy. Apeluje, żeby nie zjadać go za wcześnie. „Grupa ta jest nieliczna, chodzi o jej rozszerzen­ie”.

Rząd nawet nie kryje, że Jasiowie przedsiębi­orcy służą do obrabowywa­nia. „Polscy przedsiębi­orcy trzymają na kontach setki miliardów złotych” – świecą się oczy Gowinowi, który zaczyna przypomina­ć już wilka z innej bajki. Powinni je wydać z korzyścią dla rządu. Przeznacze­ni do zjedzenia Jasiowie przedsiębi­orcy sami muszą wcześniej postarać się, aby nie tylko było ich więcej, ale i bogatszych. Obłożenie ich większymi daninami finansowym­i „w intencji PiS to bodziec dla firm, aby podnosiły swoją innowacyjn­ość, a więc i produktywn­ość”.

Tyle już przyrodnic­zych porównań nam się nasunęło, ale ciągle przywołują się następne: trudno nie przypomnie­ć „Folwarku zwierzęceg­o” Orwella. Na tym folwarku Koń pracował na wszystkie zwierzęta i zmuszano go do wiecznego „podnoszeni­a produktywn­ości”. Za każdym razem mówił: „Będę pracował więcej”.

Chociaż w świecie tej przyrody, jaką planuje nam rząd, traktuje przedsiębi­orców raczej jak mszyce mrówki: hoduje ich i wysysa z nich cały nektar, samemu uchodząc przy tym za wzór pracowitoś­ci! A jedyni jego dostarczyc­iele przedsiębi­orcy mszyce tępieni są jako szkodniki.

Na razie w naszym rezerwacie przyrody planuje się dalsze ułatwienia dla mrówek i dalsze tępienie wysysanych przez nie mszyc.

Wicepremie­r Gowin, który – jak przypomina w wywiadach dla Wprost i Do Rzeczy – jest filozofem i ministrem nauki, nie zamierza całkiem odwracać praw przyrody, a postuluje jedynie, aby to robić z głową. Tzn. przy zjadaniu przedsiębi­orców choć głowę im zostawić, a nie odgryzać jej całej, aby się dalej do wysysania nadawali. Kiedy bowiem przedsiębi­orców się wydusi, na czym się będzie żerować?

Jest rodzaj darwinizmu oświeconeg­o, w którym jedne organizmy muszą pasożytowa­ć na drugich, to wiadomo, ale w tym celu muszą je przecież utrzymywać przy życiu, a nawet w jakiś sposób o nie dbać, już tylko po to, aby dawało się z nich przez cały czas czerpać. Jest to nie tak znów odkrywcze podejście, żeby nie zarzynać kur znoszących złote – w przypadku urzędów skarbowych nie tyle jaja – ale same złote. U nas do zrozumieni­a tego trzeba w rządzie ministra szkolnictw­a wyższego.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland