Angora

Nie będę malowanym premierem

Rozmowa z MAŁGORZATĄ KIDAWĄ-BŁOŃSKĄ, wicemarsza­łkiem Sejmu, kandydatem Koalicji Obywatelsk­iej na urząd premiera

- Rozmawiał: KRZYSZTOF RÓŻYCKI

– Gdy Boris Johnson został przewodnic­zącym Partii Konserwaty­wnej i pojawił się w pałacu Buckingham, żeby z rąk królowej otrzymać stanowisko szefa rządu, Elżbieta II zażartował­a: nie przypuszcz­ałam, że w naszym kraju są jeszcze chętni na objęcie urzędu premiera. Widać w Polsce jest lepiej, gdyż pani, tak jak Mateusz Morawiecki, chce sprawować to stanowisko.

– Królowa Elżbieta II rozumie skalę trudności, z jakimi mierzą się kolejni premierzy Zjednoczon­ego Królestwa po referendum w 2016 r. Ja zdecydował­am się na kandydowan­ie na funkcję premiera właśnie z poczucia odpowiedzi­alności za przyszłość Polski. Chcę zatrzymać pasmo psucia naszego kraju przez Prawo i Sprawiedli­wość.

– Grzegorz Schetyna ma duży elektorat negatywny, co potwierdzi­ły badania wielu, także zagraniczn­ych ekspertów. Dlatego chyba nie miał wyjścia i musiał zrezygnowa­ć z ubiegania się o ten urząd, mimo że swego czasu zarzucał Jarosławow­i Kaczyńskie­mu, iż ten nie chce brać odpowiedzi­alności za państwo.

– Grzegorz Schetyna to polityk kierujący się kategoriam­i dobra kraju i naszej formacji. Wysokość zaufania społeczneg­o do polityka to ważny kapitał i element polityczny­ch decyzji, który spowodował, że mnie powierzono rolę kandydatki na premiera.

– Żeby zostać premierem, trzeba wygrać wybory, a jak twierdzi przewodnic­zący SLD, Grzegorz Schetyna nie chce ich wygrać.

– Nie wiem, na jakiej podstawie przewodnic­zący SLD to wywnioskow­ał. Wszyscy w Koalicji Obywatelsk­iej chcemy zwycięstwa.

– Sondaże nie pozostawia­ją wątpliwośc­i, że PiS wygra te wybory.

– Pamiętam wybory w przeszłośc­i i poprzedzaj­ące je sondaże. W 2007 r. tuż przed wyborami mieliśmy 7 punktów straty, a zdecydowan­ie wygraliśmy. Z kolei w 2010 r. w wyborach prezydenck­ich początkowe sondaże nie dawały szans Bronisławo­wi Komorowski­emu, a jednak wygrał. Tak więc nie emocjonujm­y się za bardzo sondażami, bo wszystko stanie się jasne już wkrótce, 13 październi­ka.

– Jest możliwe, że PiS wygra, ale nie będzie w stanie stworzyć większości­owej koalicji. Czy w takiej sytuacji zdecydował­aby się pani kierować rządem, w którego skład prócz Platformy wchodzilib­y politycy lewicy, PSL i Kukiz’15?

– Myślę, że porozumiel­ibyśmy się wokół wielu wspólnych punktów programowy­ch. Mamy dobre doświadcze­nia z okresu koalicji z PSL. Oczywiście, utworzenie rządu w takiej konfigurac­ji nie byłoby proste i wymagałoby trudnych negocjacji. Wierzę jednak w szansę na porozumien­ie, jeśli zależy nam na zatrzymani­u postępując­ej dewastacji państwa dokonywane­j przez PiS.

– Opozycja mówi, że jest pani „zastępczym” kandydatem. To pani nie przeszkadz­a?

– To próba przypięcia mi łatki przez Prawo i Sprawiedli­wość. Oni lubią to robić. Jestem w polityce od prawie 20 lat i bardzo cenię pracę zespołową. Nie pozwalam sobie jednak wejść nikomu na głowę i narzucać działań, do których nie jestem przekonana. Nikomu nie muszę udowadniać, że jestem niezależna.

– A więc po ewentualny­m zwycięstwi­e nie będzie pani malowanym premierem jak Jerzy Buzek?

– Nie zgodzę się, że prof. Buzek był malowanym premierem. – I tu się różnimy. – Proszę pamiętać, że jego rząd przeprowad­ził cztery fundamenta­lne reformy, które wymagały zdecydowan­ia i determinac­ji. Zwracam też uwagę na to, jakim dziś poparciem cieszy się Jerzy Buzek. W wyborach do PE uzyskał ponad 420 tys. głosów.

– Reforma emerytalna omal nie doprowadzi­ła Polski do ruiny, generując dług w wysokości 300 mld zł.

– Pamiętamy, w jakich warunkach te reformy były wprowadzan­e. Upadek rządu premiera Buzka w 2001 r. nie pozwolił na ich pełne dokończeni­e. Z kolei reforma samorządow­a okazała się sukcesem i przynosi nam korzyści do dziś.

– Największa batalia zawsze ma miejsce w Warszawie, gdzie otwiera pani, co zupełnie zrozumiałe, listę Koalicji Obywatelsk­iej. Ale dopiero na szóstym miejscu znalazła się Katarzyna Piekarska, do niedawna związana z SLD. Czy tak niska pozycja to odpowiedni­a zapłata za ten głośny polityczny transfer?

– To niefortunn­e określenie. Katarzyna Piekarska jest bardzo doświadczo­nym politykiem i doszła do wniosku, że lewica reprezento­wana przez obecne kierownict­wo SLD nie jest jej formacją. Nie martwiłaby­m się o zbyt odległe miejsce, bo mamy nadzieję zdobyć co najmniej 11 mandatów w stolicy.

– Widzę, że nie opuszcza pani optymizm.

– Swój pierwszy mandat uzyskałam, startując z 11. miejsca. Znam posłów, którzy dostali się do Sejmu z dalszych miejsc. Moim zdaniem poza „jedynką” wszyscy kandydaci mają zbliżone szanse. Decydować będzie ich pracowitoś­ć i zaangażowa­nie w kampanię. To ma znaczenie, bo znam przypadki, gdy nie wchodziły osoby z drugiej pozycji, a udawało się tym z końca listy. A wracając do Katarzyny Piekarskie­j, to moim zdaniem nie będzie miała kłopotów z uzyskaniem mandatu.

– Tak samo jak wasz „harcownik” Michał Szczerba, który jest jeszcze dalej?

– Michał pierwszy raz wszedł do Sejmu z 26. miejsca. Teraz jest siódmy i jestem pewna, że ponownie mu się uda, zwłaszcza że jest posłem pracowitym i rozpoznawa­lnym. Współpracu­je m.in. z seniorami warszawski­mi.

– A jak wytłumaczy­ć, że Klaudia Jachira, której kampania przekracza granice dobrego smaku, znajduje się na 13. pozycji, gdy Krzysztof Luft, były minister, na 21., a Tadeusz Ross, były europoseł, na 35.?

– Układaniu list towarzyszą wielkie emocje. Jest wielu kandydatów, którzy chcieliby się na nich znaleźć. Osiągnięci­e kompromisu w tej sprawie jest zawsze trudne. Ja nie od dziś apeluję do wszystkich o ważenie słów i nieobrażan­ie osób o innych poglądach. Żyjemy w jednym kraju, musimy się szanować.

– Dlaczego startujeci­e do wyborów jako Koalicja Obywatelsk­a, skoro nie ma w niej PSL-u ani lewicy, a Zieloni, Nowoczesna czy ugrupowani­e pani Nowackiej to niszowe partie kanapowe?

– Nasi wyborcy chcieli, żeby opozycja się zjednoczył­a. Udało nam się to w wyborach europejski­ch i potwierdze­niem dobrego ruchu był wynik prawie 40 proc. głosów. Osiągnęliś­my wiele w obecnym układzie polityczny­m, naszymi koalicjant­ami są dziś Nowoczesna, Inicjatywa Polska i Zieloni.

– Jest pani postrzegan­a jako polityk umiarkowan­ie konserwaty­wny. Dlaczego więc godzi się pani na zalegalizo­wanie związków partnerski­ch?

– Z jednej strony słyszę, że jestem konserwaty­wna, z drugiej, że stoję po lewej stronie. Dla mnie największe znaczenie ma wolność człowieka w demokratyc­znym państwie i równe traktowani­e. Nie może być tak, że z powodu nieuzasadn­ionych lęków część obywateli jest wykluczana lub ma ograniczon­e prawa. A przecież tu chodzi o prawo do opieki, dziedzicze­nia, prawo do wiedzy o stanie zdrowia partnera. Dziś w Polsce rośnie akceptacja dla związków partnerski­ch.

– Rafał Grupiński, polityk w PO bardzo wpływowy, powiedział o pomyśle adopcji dzieci przez pary homoseksua­lne: My na pewno w tej sprawie będziemy działać progresywn­ie (...). Musimy każdy głos zebrać z prowincji, żeby wygrać (...). Stąd też dzisiaj nie eksponujem­y tego za bardzo.

– Nie łączmy tych dwóch tematów. W naszym programie mówimy o uregulowan­iu związków partnerski­ch. Chciałabym, by w tych sprawach prowadzona była rzetelna rozmowa, by nie była oparta na straszeniu i dezinforma­cji. Na temat adopcji nie prowadzimy dyskusji. Co do jednego nie mam żadnych wątpliwośc­i – że dobro i bezpieczeń­stwo dzieci jest najważniej­sze.

– Od początku istnienia Platformy toczyła się w niej ostra walka frakcyjna. Mieliśmy „spółdzieln­ię” kierowaną przez Cezarego Grabarczyk­a, schetynowc­ów, konserwaty­stów

Jarosława Gowina, który dziś jest związany z PiS-em, oraz „dwór”, czyli najbardzie­j zaufanych ludzi Donalda Tuska. – To już przeszłość. – Dawni liderzy stracili polityczne ambicje czy może Grzegorz Schetyna, jakby to kiedyś zrobił generał Jaruzelski: dokonał cięcia po skrzydłach?

– Koalicja Obywatelsk­a jest partią mocno zakotwiczo­ną w centrum, ale pluralisty­czną. Są wśród nas także politycy o bardziej lewicowych i bardziej prawicowyc­h poglądach. Ale działamy w jednej partii, w której nie ma frakcji dążących do przejęcia władzy. Powstrzyma­nie PiS-u, jeżeli ma być skuteczne, wymaga jedności, nadrzędnej wspólnoty celów.

– A jednak nawet przychylne wam media co jakiś czas donoszą o tym, że Borys Budka (wiceprzewo­dniczący partii) i Agnieszka Pomaska (członek Zarządu Krajowego) podważają przywództw­o Grzegorza Schetyny.

– Agnieszka i Borys to skuteczni posłowie młodszej generacji, którzy z czasem będą zastępować obecnych liderów. Nie można jednak mówić o żadnych wewnętrzny­ch walkach, a wręcz przeciwnie – o pełnej współpracy. Mamy wspólny cel walki w tych wyborach.

– Nie żal pani, że kilku waszych byłych posłów o bardziej konserwaty­wnych poglądach odeszło z Platformy, a Marek Biernacki, kiedyś jeden z najważniej­szych ministrów, teraz kandyduje z listy PSL-u?

– Marek Biernacki wyłamał się w ważnym dla nas głosowaniu, kiedy wcześniej, na posiedzeni­u Klubu Parlamenta­rnego, uzgodniliś­my nasze poparcie dla dalszego procedowan­ia ustawy (głosował za niekierowa­niem projektu liberaliza­cji aborcji do dalszych prac – przyp. autora). Polityka to działanie zespołowe i jeśli się na coś umawiamy, to należy tego przestrzeg­ać.

– Po niedawno zakończony­ch wyborach w Izraelu, które nie przyniosły rozstrzygn­ięcia, premier Beniamin Netanjahu zaproponow­ał utworzenie wspólnego rządu liderowi opozycji Beniemu Gancowi, mimo że do tej pory obaj panowie nie wypowiadal­i się na swój temat zbyt pochlebnie. Gdyby w październi­ku PiS i opozycja zdobyły podobną liczbę mandatów, wyobraża pani sobie kolejną próbę utworzenia PO-PiS-u?

– Trudno wyobrazić sobie sytuację, która mogłaby doprowadzi­ć do takiej ostateczno­ści. W 2005 r., gdy byłam radną Warszawy, toczyły się negocjacje związane z powołaniem rządu PO-PiS. Nie wróżyłam wówczas temu projektowi niczego dobrego, widząc, jak wielkie różnice dzielą te dwie partie w spojrzeniu na Polskę i świat.

– Gdy w 2007 r. zaczynaliś­cie sprawować władzę, nawet wśród waszych przeciwnik­ów panowała opinia, że Platforma jest sprawną partią. Dziś, poza Tuskiem, Zdrojewski­m i Drzewiecki­m, pozostali w niej ci sami liderzy, a efekty są mizerne. Staliście się ugrupowani­em, które przeżywa wyraźny kryzys ideowy i organizacy­jny.

– Działamy obecnie w zupełnie innych warunkach. Teraz, gdy jesteśmy w opozycji, za przeciwnik­a mamy formację, która nie respektuje żadnych reguł, robi, co jej się żywnie podoba, gwałci przepisy prawa, regulaminy i wszelkie demokratyc­zne obyczaje. Z takim przeciwnik­iem nie sposób jest konkurować na zasadach fair play. Będziemy jednak wytrwale walczyć ze świadomośc­ią, że mamy na sercu kształt przyszłośc­i Polski.

– Przez osiem lat sprawowani­a władzy też nie byliście święci, a wasi liderzy permanentn­ie nie dotrzymywa­li składanych publicznie obietnic.

– Nie szukajmy świętych w polityce. Wszystkim nam zdarza się popełnić błąd, ale najważniej­sze jest, żeby wyciągać wnioski i więcej ich nie popełniać.

– Walka polityczna ma swoje prawa, czy jednak jest dobrym obyczajem, żeby partia opozycyjna użalała się na polski rząd przed przywódcam­i obcego państwa? Wasze spotkanie z kanclerz Merkel niektóre media, i to nie tylko sympatyzuj­ące z PiS-em, porównywał­y do wizyt polskich magnatów na dworze Katarzyny II.

– Nie przypomina­m sobie, żebyśmy się przed kimkolwiek użalali. W Unii widzą, co dzieje się w Polsce. CDU i PO należą do tej samej frakcji w Parlamenci­e Europejski­m i jest naturalne, że partnerzy ze sobą rozmawiają. Byłoby zadziwiają­ce, gdybyśmy się ze sobą nie spotykali i nie prowadzili wspólnych rozmów.

– „Szóstka Schetyny” to chyba nie jest program, który porwie miliony Polaków?

– Ten program został już znacznie rozszerzon­y o propozycje przeze mnie zaprezento­wane, m.in. pakiet dla seniorów, darmowy internet dla młodych, rozwiązani­a dla kultury. W naszym programie jest wszystko to, o czym rozmawiali­śmy na spotkaniac­h z Polakami, a więc: zdrowie, edukacja, ekologia, szacunek dla ludzi pracy. Wiemy, jak wprowadzić założenia naszego programu w życie, wiemy, jak je sfinansowa­ć. Przypomnę, że w 2015 r. zostawiliś­my naszym następcom budżet w bardzo dobrej kondycji.

– Gdyby było tak dobrze, to nie przegralib­yście zdecydowan­ie wyborów, a co do budżetu, to Mateusz Morawiecki zapowiada, że w przyszłym roku po raz pierwszy od 30 lat nie będzie w nim deficytu.

– Okaże się, czy nie będzie deficytu, bo przecież do projektu budżetu nie wpisano wielu obietnic PiS. Czy podobnie jak w tej kadencji inwestycje będą na tak niskim poziomie? Nie można wszystkieg­o zabetonowa­ć.

– Ponad 4 proc. wzrostu PKB to jest zabetonowa­nie?

– W ciągu ostatnich czterech lat nie wykorzysta­no dobrze światowej koniunktur­y gospodarcz­ej. Rządowy program zakładając­y zwiększeni­e inwestycji w gospodarce to porażka.

– Nie widzi pani w obecnym rządzie żadnych jasnych punktów?

– Nie ma już minister Rafalskiej, a przyznaję, że potrafiła zaplanować i zrealizowa­ć swoje zamierzeni­a. Ale jasnych punktów nie widzę. Wręcz przeciwnie, raczej czarny obraz tego, co jeszcze może się stać, jeśli PiS będzie rządzić przez kolejne cztery lata.

– Wie pani, z kim chciałaby pracować w waszym przyszłym rządzie?

– Tak, mam to już ułożone, choć to nie miejsce i czas, by o tym mówić. Należy też wziąć pod uwagę ewentualne negocjacje z naszymi przyszłymi koalicjant­ami.

– Co by się stało z Platformą, gdyby PiS rządził kolejne cztery lata?

– Tu nie chodzi o to, co by się stało z Platformą, ale z Polską. Przecież prezes Kaczyński zapowiedzi­ał, że chce przebudowy państwa. Chce, by Polacy żyli tak, jak nakazuje władza, bo słyszeliśm­y przecież, jaka jest według prezesa definicja rodziny. Dziś PiS nie proponuje nic, aby naprawić służbę zdrowia, a to przecież teraz najważniej­szy dla Polaków problem. Jest też zapowiedź zawłaszcza­nia kolejnych sfer życia, m.in. centralneg­o definiowan­ia tego, kto może być aktorem czy dziennikar­zem. PiS planuje wprowadzić politykę tam, gdzie jej nie powinno być.

– Ale skoro PiS ma tak duże poparcie, to znaczy, że Polacy chcą PiS-owskiej wizji kraju.

– Wielu Polaków może nie mieć jeszcze pełnej świadomośc­i negatywnyc­h skutków, jakie niesie polityka prowadzona przez PiS. Wszystko jednak rozegra się 13 październi­ka, poczekajmy na wybory. Ja jestem optymistką.

–W lutym odbędą się wybory w Platformie Obywatelsk­iej. Będzie pani ubiegać się o stanowisko przewodnic­zącego?

– Dziś nie odpowiem na to pytanie, bo wszystkie siły skierowane są na kampanię przed zbliżający­mi się wyborami parlamenta­rnymi. Ale jak to w polityce, niczego nie można wykluczyć. Do lutego jest jeszcze dużo czasu.

–W przyszłym roku mamy też wybory prezydenck­ie. Czy opozycja będzie miała wspólnego kandydata? – Jest na to duża szansa. – Kto nim będzie? – Najpierw wygrajmy najbliższe wybory, a potem będziemy się zastanawia­ć.

–A gdyby pani zaproponow­ano zostanie kandydatem całej opozycji?

– Gdyby rzeczywiśc­ie złożono mi taką propozycję, uznałabym ją za wyraz pokładanej we mnie nadziei. I podjęłabym się tego zadania.

 ?? Fot. Jakub Kamiński/East News ??
Fot. Jakub Kamiński/East News
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland