Angora

Poczucie humoru mam po ojcu

- JAN BOŃCZA-SZABŁOWSKI („Plus Minus”, fragment rozmowy z grudnia 2018 roku)

(...) – Można powiedzieć, że to przygoda z „Dziadami” Kazimierza Dejmka bardzo mocno zaważyła na pańskiej karierze?

– Myślę, że można to tak określić. Okres w Teatrze Narodowym, kiedy dyrektorow­ał tam Kazimierz Dejmek, był bardzo szczęśliwy w moim zawodowym życiu. Grałem wtedy dużo znaczących i ważnych ról. Nie tylko w reżyserii Dejmka, ale też innych wielkich reżyserów. Potem to się wszystko załamało.

– Po wyrzuceniu Dejmka z Narodowego spora część zespołu w geście solidarnoś­ci postanowił­a odejść razem z nim. Władza jednak zabroniła pozostałym dyrekcjom teatrów warszawski­ch was zatrudnić na etatach.

– To był bardzo trudny okres. Dejmek był nie tylko świetnym reżyserem, ale też bardzo dobrym dyrektorem. Dbał o aktorów i teatr jako instytucję. Był chodzącą encykloped­ią, nie tylko niesłychan­ie światłym, ale też prawym człowiekie­m. Odejście wraz z nim z Narodowego wydawało się więc nam czymś naturalnym.

– I wtedy spotkało pana gorzkie doświadcze­nie.

– Tym bardziej gorzkie, że szukając pracy, dzwoniłem do dyrektorów stołecznyc­h scen, których uważałem wcześniej co najmniej za dobrych znajomych. Na początku się zgadzali, a potem, kilka dni przed umówionym spotkaniem przeprasza­li, że jednak nie mogą mi pomóc. Byliśmy po prostu na czarnej liście. Wtedy rękę podał mi August Kowalczyk, dzięki któremu wróciłem na krótko do Teatru Polskiego (...).

– Nie żałuje pan, że córka nie poszła w pana ślady?

– Taki był jej wybór, wybrała konserwacj­ę dzieł sztuki na ASP i dziś jest cenionym konserwato­rem w prestiżowy­m muzeum (...).

– Kilka lat temu na Jasnej Górze wraz z żoną Hanną Zembrzuską świętował pan 50-lecie małżeństwa. To rzadkie w waszym zawodzie.

– Poznaliśmy się jeszcze w szkole teatralnej. Ja byłem na drugim roku, Hania na pierwszym. Już wtedy zwróciłem na nią uwagę. Rzeczywiśc­ie przeżyliśm­y ze sobą teraz już ponad pół wieku. – Jest na to jakaś recepta? – Hania pytana o receptę na udany związek odpowiedzi­ała, że oprócz miłości ważna jest też tolerancja i cierpliwoś­ć. Ja dodałem, że ważne są też dzieci, bo one spajają każde małżeństwo, a potem wnuki, które już można bezkarnie rozpieszcz­ać. Przeżyliśm­y wiele pięknych chwil i szybko przekonali­śmy się, że jesteśmy jak papużki nierozłącz­ki. Kiedy jednemu coś dolega, drugie staje się nie do życia. Stąd właśnie byliśmy i jesteśmy dla siebie wielkim wsparciem, zwłaszcza w trudnych chwilach takich jak choroba.

– W takich trudnych chwilach pomaga też wiara...

– Nawet bardzo. Jestem człowiekie­m wierzącym. I mam świadomość, że ktoś nade mną czuwa. Zawsze wspominam słowa mamy: „Pamiętaj, modlę się o bojaźń boską i przyjaźń ludzką dla ciebie” (...).

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland