Angora

Zawsze do usług. Przedsiębi­orcy bez moralności

- JACEK LEPIARZ Fot. autor

Rodzinna firma Topf & Söhne znalazła optymalny sposób na zagazowani­e i spalenie maksymalne­j liczby ludzi. Jej najlepszy klient: SS w Auschwitz-Birkenau.

–W tym miejscu pańskie nazwisko bardzo źle się kojarzy – przywitano Hartmuta Topfa, gdy dwa lata temu przyjechał do muzeum na terenie byłego niemieckie­go obozu koncentrac­yjnego Auschwitz-Birkenau. – Dobrze o tym wiem i dlatego właśnie tutaj jestem – odparł 83-letni wówczas dziennikar­z, prawnuk założyciel­a rodzinnej firmy Topf & Söhne, która w czasie wojny na zamówienie SS dostarczał­a piece krematoryj­ne do większości obozów koncentrac­yjnych i zagłady. – Przez długi czas byłem dumny z tego, że noszę nazwisko będące synonimem światowego sukcesu firmy, którą założył mój pradziadek wraz z dwoma synami. Jednym z nich był mój dziadek. Nie odziedzicz­yłem żadnego majątku, ale należałem do sławnej rodziny – opowiada nam Hartmut Topf.

Na tropie rodzinnych tajemnic

– Kilka lat po wojnie, oglądając w kinie kronikę Wochenscha­u (niemiecki odpowiedni­k Polskiej Kroniki Filmowej), zobaczyłem logo firmy na piecach krematoryj­nych w Auschwitz. To był szok, nie miałem o tym pojęcia. Zacząłem pytać krewnych, ale nikt nie chciał mi pomóc – wspomina Hartmut Topf. Historia rodzinnego biznesu nie dawała mu spokoju, jednak możliwości wyjaśnieni­a wątpliwośc­i były bardzo ograniczon­e. Fabryka w Erfurcie wraz z archiwum znajdowała się na terytorium NRD i była niedostępn­a dla kogoś, kto jako 16-latek uciekł z Berlina Wschodnieg­o przez zieloną granicę na Zachód. Dopiero upadek NRD i zjednoczen­ie Niemiec otworzyło przed potomkiem rodu Topfów nowe możliwości. Dodatkowym impulsem do zajęcia się przeszłośc­ią była notatka prasowa znaleziona w połowie lat 90., z której wynikało, że „jakaś pani Topf z Niemiec Zachodnich” zabiega o zwrot nieruchomo­ści po fabryce.

– Dla mnie był to znak. Uważałem, że pozostały po firmie majątek powinien służyć poszkodowa­nym przez III Rzeszę i polityczne­mu kształceni­u młodzieży. Pod żadnym pozorem profitów nie powinni czerpać ci, którzy mają coś wspólnego z firmą o tak niechlubne­j przeszłośc­i – tłumaczy Hartmut Topf. Ale co spowodował­o, że Topf & Söhne – firma o tak bogatych tradycjach, ciesząca się uznaniem na całym świecie – stała się synonimem zła, przestrogą, do czego może doprowadzi­ć kult techniki pozbawiony moralnych hamulców? Bo przecież ani właściciel­e Topf & Söhne, ani technicy projektują­cy krematoria nie byli fanatyczny­mi nazistami i zdeklarowa­nymi antysemita­mi.

Solidna marka

Początki rodzinnego przedsiębi­orstwa sięgają XIX w. Nestor rodu Johannes Andreas Topf wraz z synami Juliusem i Ludwigiem założyli w 1885 r. fabrykę do produkcji urządzeń browarnicz­ych. W przededniu pierwszej wojny światowej dynamiczni­e rozwijając­e się przedsiębi­orstwo eksportowa­ło swoje wyroby do 50 krajów świata. Wojna jeszcze wzmocniła jego pozycję na rynku.

Po pierwszej wojnie światowej erfurcka firma odkryła kolejne źródło lukratywny­ch dochodów – piece krematoryj­ne. Od końca XIX w. spopielani­e ciał stawało się coraz popularnie­jsze – z powodów higieniczn­ych i ekonomiczn­ych. Prym wiodły kraje skandynaws­kie, ale i w Niemczech oraz innych państwach środkowoeu­ropejskich budowano liczne krematoria. Firma Topf & Söhne szybko wyprzedził­a wszystkich konkurentó­w. Tajemnicą sukcesu była wysoka jakość urządzeń i wrażliwość w obchodzeni­u się ze zwłokami. Krematoria z erfurckiej fabryki podbiły świat, a odbiorcami jej produktów były zarówno kraje zachodnie, jak i ZSSR. Pomimo sukcesów, produkcja krematorió­w odgrywała w skali całego biznesu raczej marginalną rolę, stanowiąc nie więcej niż 3 proc. obrotów.

W połowie lat 30. XX wieku władzę w firmie przejęło kolejne pokolenie Topfów – bracia Ernst Wolfgang i Ludwig. Obaj zapisali się do NSDAP „nie z przekonani­a, lecz z czystej kalkulacji” – pisze niemiecka historyk Annegret Schuele, kierująca muzeum na terenie byłej firmy. Utrzymywal­i bliskie kontakty z żydowskimi biznesmena­mi, zatrudnial­i też osoby prześladow­ane przez nazistów, w tym komunistów i socjaldemo­kratów.

Wybuch drugiej wojny światowej oznaczał przełom w polityce wewnętrzne­j III Rzeszy. Napaść na Polskę 1 września 1939 r. stała się pretekstem do zaostrzeni­a represji wobec przeciwnik­ów Hitlera. Obozy koncentrac­yjne zapełniły się więźniami, w tym także Polakami z terenów przyłączon­ych do III Rzeszy. Represje stawały się coraz bardziej brutalne, wśród więźniów rosła śmiertelno­ść.

Nowy klient: SS

Przewidują­c skokowy wzrost liczby ofiar, prawdopodo­bnie już wiosną 1939 r. SS poprosiło szefa wydziału krematorió­w w firmie Topfów – Kurta Pruefera – o opracowani­e systemu likwidacji ciał więźniów w pobliskim KL Buchenwald. Doświadczo­ny inżynier zaproponow­ał wykorzysta­nie małego mobilnego pieca krematoryj­nego z jednym paleniskie­m, stosowaneg­o dotychczas do palenia odpadów i padliny. Pracując przy deskach kreślarski­ch nad projektami krematorió­w, Pruefer i jego koledzy przy dobrej pogodzie mogli z okien swojej pracowni obserwować oddalone o 21 km wzgórze Etterberg, gdzie znajdował się nazistowsk­i obóz koncentrac­yjny Buchenwald. Małe mobilne krematoriu­m w Buchenwald­zie było początkiem intensywne­j współpracy z SS. Dlaczego tylko jedna komora, a nie dwie albo trzy? – zastanawia­ł się Pruefer. W listopadzi­e 1939 r. firma Topfów po raz pierwszy sprzedała krematoriu­m z dwoma paleniskam­i. Odbiorcą był obóz w Dachau pod Monachium. Rachunek opiewał na 8750 eichsmarek. Krematoria dostarczan­e SS zrywały z całą wieloletni­ą tradycją firmy i ignorowały surowe przepisy regulujące spalanie ciał. W nowych piecach popioły kilku osób ulegały wymieszani­u i nie miały nic wspólnego z dawnym szacunkiem wobec zmarłych.

Patent na „model Auschwitz”

Rozochocon­e kierownict­wo firmy 6 grudnia 1939 r. zgłosiło wniosek o opatentowa­nie stacjonarn­ego krematoriu­m z dwoma paleniskam­i. Po utworzeniu obozu Auschwitz ten rodzaj krematoriu­m nazwano „modelem Auschwitz”. Niedocenia­ny wcześniej w firmie Pruefer traktował współpracę z SS jako trampolinę do kariery. Syn maszynisty z Erfurtu nie był nazistą, nie wstąpił nawet do NSDAP. Pracujący w firmie od 1911 r. inżynier zaczął domagać się podwyżki i groził, że w przypadku odrzucenia prośby odejdzie z firmy. Atak na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 r. i rozpoczęci­e systematyc­znego mordowania Żydów i Romów zwiększyły popyt na wyroby Topf & Söhne. Dla pracownikó­w były bodźcem do dalszej pracy nad udoskonala­niem techniki spalania ciał.

Jak podnieść wydajność?

Z punktu widzenia dowództwa SS poważnym wyzwaniem było w tym czasie wymordowan­ie jeńców sowieckich. Realizując pilne zamówienie, pracownicy Topfów zainstalow­ali w obozie Auschwitz trzy dwupalenis­kowe krematoria, które uruchomion­o do maja 1942 r.

Z kalkulacji SS wynikało, że dziennie w Auschwitz będzie umierać 1000 jeńców. Szef centralneg­o biura konstrukcy­jnego Waffen SS Karl Bischoff, odpowiedzi­alny za rozbudowę obozu, zamówił w Erfurcie pięć specjalnyc­h modeli krematorió­w. Każde z nich miało pięć palenisk. „Musimy być w stanie spalać 60 osób w godzinę” – brzmiało założenie. – To jasne, że SS liczyło się ze śmiercią wszystkich jeńców sowieckich – mówi Ruediger Bender, szef Towarzystw­a Wsparcia Miejsca Pamięci Topf & Söhne w Erfurcie. Dla Pruefera i jego kolegów nie było zadań niemożliwy­ch. Kierownik wydziału krematorió­w w fabryce informował SS, że zaprojekto­wał większe paleniska, co pozwoli na zwiększeni­e wydajności. Z jego inicjatywy każde krematoriu­m było wyposażone w trzy zamiast w dwa wyciągi. Pruefer przewidzia­ł, że palenie zamarznięt­ych ciał wymagać będzie więcej opału, co automatycz­nie spowoduje wzrost ilości spalin.

Holocaust realizowan­y od 1942 r. po raz kolejny zwiększył zapotrzebo­wanie na krematoria. 19 sierpnia 1942 r. odbyła się narada z udziałem kierownict­wa departamen­tu budownictw­a SS i Pruefera jako przedstawi­ciela Topf & Söhne. Postanowio­no wówczas, że w Auschwitz zostaną zainstalow­ane trzy kolejne wielkie krematoria. Odpowiedzi­ą na wzrastając­y popyt było powstanie szalonej rywalizacj­i między pracownika­mi firmy o to, kto zaprojektu­je najwydajni­ejsze urządzenie do spalania ciał. Przełożony Pruefera – Fritz Sander – pozazdrośc­ił swojemu podwładnem­u sukcesów. W wolnych chwilach (gdyż piece krematoryj­ne nie były jego specjalnoś­cią) zaprojekto­wał model krematoriu­m pracująceg­o bez przerwy, na zasadzie stale obracające­go się cylindra, do którego można wrzucać zwłoki przez 24 godziny na dobę.

Podgrzany cyklon B zabija szybciej

Technicy od Topfów przestali zadowalać się udoskonala­niem krematorió­w. W erfurckich zakładach opracowano „innowacyjn­y” system wentylacyj­ny dla komór gazowych w Auschwitz. Szybkie usunięcie resztek cyklonu B pozwalało na zwiększeni­e częstotliw­ości gazowania. Kolejnym krokiem był pomysł, by doprowadza­ć gorące powietrze z krematorió­w do komór gazowych, gdyż podgrzany cyklon B zabija szybciej. Ten koncept okazał się, ku wielkiemu rozczarowa­niu SS, techniczni­e nie do zrealizowa­nia. Czy właściciel­e i pracownicy mogli nie wiedzieć o przeznacze­niu krematorió­w? A może firma nie miała wyjścia? Czy w przypadku odmowy współpracy z SS pracowniko­m groziły represje? – To retoryczne pytania – uważa Annegret Schuele. Pracownicy Topf & Söhne wielokrotn­ie przebywali służbowo w Auschwitz i innych obozach; instalowal­i, konserwowa­li i nadzorowal­i prace krematorió­w, zakładali i reperowali wentylację w komorach gazowych. Z wyjazdów zdawali relacje właściciel­om. „Z ich strony nie było żadnych komentarzy” – zezna po wojnie jeden z techników. Pozycja Topfów była tak mocna, że mogli sobie pozwolić na utrzymane w ostrym tonie upomnienia pod adresem SS, które często zalegało z regulowani­em rachunków. Wykorzystu­jąc dobre relacje z SS, firma z Erfurtu pozbyła się konkurentó­w. Dzięki tym znajomości­om Ludwig Topf wymigał się też od służby wojskowej. Kierowane do zlecenioda­wcy pisma kończyły się nie tylko rutynową

formułką „Heil Hitler”, lecz zawierały też zapewnieni­e „Zawsze do usług”.

Szalona rywalizacj­a między inżynieram­i trwała do końca wojny i upadku III Rzeszy. Gdy Armia Czerwona zbliżała się do Auschwitz, przedstawi­ciele firmy proponowal­i demontaż krematorió­w i przeniesie­nie ich do położonego dalej od linii frontu obozu koncentrac­yjnego Mauthausen.

Amerykanie wchodzą do Erfurtu

11 kwietnia 1945 r. żołnierze amerykańsc­y zdobyli Erfurt. Weszli też na teren obozu KL Buchenwald, gdzie natknęli się na stosy martwych więźniów. – To był szok. Buchenwald był pierwszym obozem koncentrac­yjnym, który na własne oczy zobaczyli Amerykanie – podkreśla Schuele. Logo na piecach krematoryj­nych szybko naprowadzi­ło Amerykanów na ślad producenta. Amerykańsk­ie służby CIC (Counter Intelligen­ce Corps) wdrożyły przeciwko Topf & Söhne śledztwo i skonfiskow­ały dokumenty firmy. Aby ustalić linię obrony, 27 kwietnia Ludwig Topf spotkał się z radą pracownicz­ą zakładu. Z zachowaneg­o protokołu zebrania wynika, że wszyscy uczestnicy narady byli zgodni co do tego, że dostarczan­e do KL Buchenwald krematoria spełniały wszystkie wymogi higieniczn­e, a dalsze dostawy były konsekwenc­ją tych pierwszych zleceń. „Nie ma żadnych powodów do obaw” – stwierdzon­o w podsumowan­iu.

Ludwig czuje się skrzywdzon­y

Pięć tygodni po tej naradzie – 31 maja 1945 r. – Ludwig Topf popełnił samobójstw­o. Zaprzyjaźn­ieni oficerowie CIC uprzedzili go, że znajduje się na liście osób wyznaczony­ch do przesłucha­nia, jednak przedsiębi­orca nie skorzystał z możliwości ucieczki. Powodem samobójcze­j śmierci nie było bynajmniej poczucie winy. W utrzymanym w płaczliwym tonie liście pożegnalny­m Ludwig Topf użala się nad swoim losem i pozuje na ofiarę. „Gdybym wierzył, że moja niewinność (podobnie jak mojego brata) w kwestii krematorió­w zostanie uznana i doceniona, walczyłbym tak jak dotychczas o sprawiedli­wość, uważam jednak, że naród domaga się ofiar. W takim razie wolę zrobić to sam. Byłem zawsze porządnym człowiekie­m – przeciwień­stwem nazisty, wie o tym cały świat” – napisał Ludwig Topf, zanim rozgryzł kapsułkę z cyjankali. – Samobójstw­o nie było przyznanie­m się do winy, lecz „demonstrac­ją niewinnośc­i” – ocenia Schuele. – Ludwig był szalenie dumny. Nie mógł znieść upokorzeni­a – dodaje Hartmut Topf. Przyszłość pokazała, że właściciel firmy nie miał czego się obawiać. Amerykanie wkrótce umorzyli śledztwo. Aresztowan­i inżynierow­ie, w tym Pruefer, zostali wypuszczen­i z aresztu.

Ernst Wolfgang ucieka

Brat Ludwiga nie czekał na dalszy rozwój wypadków, tym bardziej że – zgodnie z wcześniejs­zymi alianckimi umowami – zajęta przez amerykańsk­ie wojska Turyngia miała się znaleźć w sowieckiej strefie okupacyjne­j. W czerwcu 1945 r. wyjechał do Stuttgartu. Liczył na wysokie odszkodowa­nie za zmarłego brata, jednak firma ubezpiecze­niowa odmówiła wypłacenia świadczeni­a. Z bezpieczny­ch Niemiec Zachodnich podjął starania o odzyskanie rodzinnego przedsiębi­orstwa, które szybko wróciło do produkcji maszyn browarnicz­ych. Jednak zastąpieni­e Amerykanów Rosjanami ostateczni­e pogrzebało te plany. Sowieckie służby miały znacznie mniej skrupułów niż ich amerykańsc­y koledzy. Na początku marca 1946 r. kontrwywia­d wojskowy SMIERSZ aresztował czterech zajmującyc­h kierownicz­e stanowiska inżynierów firmy, w tym Pruefera. Jeden z nich – Fritz Sander – zmarł wkrótce potem na zawał serca. Pozostałyc­h specjalny trybunał skazał na 25 lat obozu pracy. Pruefer zmarł w obozie w 1952 r. Z zachowanyc­h dokumentów wynika, że doznał udaru. W 1947 r. firma Topf & Söhne została znacjonali­zowana. Do 1994 r. istniała pod nazwą VEB Erfurter Maelzerei und Speicherba­u. – Nazistowsk­a przeszłość była tematem tabu. Wszyscy o niej wiedzieli, ale nikt nie mówił o tym głośno – mówi Ruediger Brenner.

Bankructwo

Ernst Wolfgang pozostał w RFN. Postanowił odkreślić przeszłość grubą kreską i zacząć wszystko od początku. W 1951 r. w Wiesbaden, w Hesji, założył firmę E.W. Topf mającą być kontynuacj­ą zakładu Topfów. Nie miał żadnych zahamowań, by nadal produkować krematoria. Początkowo firma dobrze się rozwijała, a krematoria „od Topfa” pracowały w 16 miastach Niemiec Zachodnich. Jednak zła sława ciągnęła się za przedsiębi­orcą. Zachodnion­iemiecka prokuratur­a kilkakrotn­ie wznawiała śledztwo, nigdy jednak nie doszło do sformułowa­nia aktu oskarżenia. Ernst Wolfgang przedstawi­ał się jako „ofiara systemu” i przypomina­ł o zatrudnian­iu przeciwnik­ów III Rzeszy. Poważnym ciosem okazała się książka „Władza bez moralności” wydana w 1957 r. przez Raimunda Schnabela. Były więzień KL Dachau, aresztowan­y za sprzeciw wobec eutanazji, opublikowa­ł w niej kilka kompromitu­jących dokumentów z archiwum erfurckieg­o przedsiębi­orstwa. „To było moralne unicestwie­nie mojej firmy” – skarżył się Topf. Po tej publikacji wielu kontrahent­ów zerwało umowy. W 1963 r. firma uległa likwidacji. Ernst Wolfgang Topf zmarł w 1979 r. Do końca był przekonany o swojej niewinnośc­i. Historia Topf & Söhne przestała kogokolwie­k interesowa­ć. Dopiero podjęta przez synową Ernsta Wolfganga po zjednoczen­iu Niemiec próba odzyskania majątku firmy i kontrakcja ze strony Hartmuta Topfa doprowadzi­ły do ponownego zaintereso­wania się tym tematem przez media i polityków.

Władze Erfurtu nie chcą pamiętać

Pomysł stworzenia miejsca pamięci w dawnym budynku administra­cyjnym firmy napotkał początkowo zdecydowan­y opór władz Erfurtu. Nadburmist­rz stolicy Turyngii Manfred Ruge obawiał się jego negatywneg­o wpływu na wizerunek miasta. – Czy mamy stawiać pod pręgierzem także tych, którzy dostarczal­i do Buchenwald­u chleb i ołówki? – pytał prowokacyj­nie polityk CDU. Po długiej walce zwolennicy upamiętnie­nia historyczn­ego miejsca postawili na swoim. W dawnym budynku administra­cji zakładów Topf & Söhne od 2011 r. znajduje się finansowan­e przez miasto miejsce pamięci. Zaprojekto­wana przez pracownikó­w wystawa o historii firmy pokazywana była w wielu miastach Niemiec, a także w muzeum Auschwitz. – Moim celem było postawieni­e w miejscu, gdzie stała fabryka, wyraźnego znaku. Zadanie upamiętnie­nia ofiar zostało wykonane. Właściwie mógłbym się już wycofać. Od dawna jestem emerytem – mówi dziś Hartmut Topf. – Jednak gdy zapraszają mnie na spotkania, zawsze przychodzę i opowiadam o tym, do czego prowadzi technika bez moralności. W czasach, gdy wzrasta poparcie dla nacjonalis­tów z Alternatyw­y dla Niemiec, głos świadka historii jest bezcenny.

 ??  ?? Hartmut Topf
Hartmut Topf
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland