Koniec jednogroszówek
Znane wszystkim słowa „będę winna grosik” oraz kilogramy jednogroszówek zalegające w słoikach to może nie palący, ale często irytujący problem Polaków. Trudno go jednak uniknąć, gdy sprzedawcy uwielbiają ustalać ceny kończące się na 99 groszach. Dodatkowo koszt produkcji jednogroszówki jest wyższy niż jej wartość. Dlatego wzorem innych krajów pojawił się pomysł likwidacji monet o najniższym nominale.
Paweł Pudłowski, poseł Nowoczesnej, chce, by Polska wzorem krajów takich jak Czechy czy Dania wycofała z obiegu monety o najniższym nominale.
– Monety o najniższych nominałach stanowią ponad połowę wszystkich monet w obiegu. Koszt ich produkcji jest wysoki, a pieniądze te często pozostają w skarbonkach. Czy możliwe jest wycofanie ich z obiegu? – pyta polityk w swojej interpelacji do Ministerstwa Finansów.
– Obecnie zarówno Ministerstwo Finansów, jak i Narodowy Bank Polski, który jest ustawowo zobowiązany do organizowania gospodarki znakami pieniężnymi Rzeczypospolitej Polskiej, nie prowadzą prac w zakresie wycofania z obiegu monet o najniższej wartości nominalnej – odpowiedział wiceszef resortu finansów Leszek Skiba. Zaznaczył jednak, że jest alternatywa dla tego rozwiązania i zamiast wycofywać jednogroszówki z obiegu, należy ustawowo zaokrąglić kwoty płatności gotówkowych.
Dodatkowo ministerstwo stwierdziło, że bank centralny już kilka lat temu zaczął walczyć z problemem „drogich” jednogroszówek. W 2014 roku ograniczył on już koszty emisji monet o najniższej wartości nominalnej (1 grosz, 2 grosze i 5 groszy), zmieniając stop, z którego produkowano monety. Zamiast mosiądzu manganowego używa się teraz stali powlekanej mosiądzem. Wkrótce, jak zapowiada wiceminister Skiba, podobna zmiana będzie dotyczyć monet o nominałach 10, 20 i 50 groszy.