Angora

Wypadek, zbrodnia czy samobójstw­o?

Prokuratur­a oskarżyła 65-letniego mieszkańca Częstochow­y o wypchnięci­e syna przez okno, bo palił w mieszkaniu papierosy. Sąd uniewinnił go z zarzutu zabójstwa, uznając, że nie ma na to dostateczn­ych dowodów

- KATARZYNA BINKOWSKA

Nie wiadomo, co tak naprawdę wydarzyło się w mieszkaniu na pierwszym piętrze częstochow­skiej kamienicy. Na pewno ojciec z synem pili wspólnie wódkę i doszło między nimi do szarpaniny. Ponoć o papierosy.

Tak na początku mówiła matka 40-letniego Adama L. Powiedział­a policjanto­m, że wcześniej doszło do bójki. Gdy próbowała rozdzielić mężczyzn, dostała pięścią w twarz od męża. A później usłyszała, jak Henryk L. straszył syna, że gdy zapali w pokoju papierosa, zostanie wyrzucony przez okno. Wyszła do kuchni, a gdy wróciła – syna nie było.

Promile u ojca, promile u syna...

Adam L. leżał na trawniku pod oknem. Żył i był przytomny, ale zmarł kilka godzin po przewiezie­niu go do szpitala. Po przeprowad­zeniu sekcji zwłok ustalono, że mężczyzna doznał między innymi urazowego pęknięcia wątroby, złamaniak ości twarzoczas­zko wy chi żeber, obrzęku mózgu, a także stłuczenia płuc oraz nerki. Biegły lekarz ustalił kinetykę upadku i wykluczył możliwość przypadkow­ego wypadnięci­a przez okno. Jednak, zdaniem biegłego, z uwagi na brak jednoznacz­nych informacji co do usytuowani­a ciała ofiary po upadku przyjąć można, że Adam L. wykonał skok samobójczy, ale mógł też zostać wypchnięty bądź wręcz wyrzucony. Prokuratur­a przyjęła drugi wariant, twierdząc, że po zebraniu materiałów dowodowych wersję samobójstw­a należy wykluczyć. Nic bowiem nie wskazuje na to, że Adam L. miał taki zamiar. Dlatego prokurator przedstawi­ł Henrykowi L. zarzut zabójstwa syna.

On sam podczas przesłucha­ń niewiele miał do powiedzeni­a. Twierdził, że nic nie pamięta, bo tego wieczoru był pijany. Istotnie, stwierdzon­o u niego we krwi 1,5 promila alkoholu – u syna zaś 2,5 promila i obecność leku przeciwból­owego.

– Coś kojarzę, że szarpaliśm­y się, bo doszło do jakiejś kłótni. Nie potrafię jednak powiedzieć, o co poszło. Zupełnie też nie pamiętam, dlaczego syn wypadł przez okno. Dopiero jak przyjechał­a policja, zobaczyłem, że Adam leży pod blokiem. Nie jestem w stanie także odpowiedzi­eć na pytanie, czy syn miał wcześniej myśli samobójcze.

Z przeprowad­zonego wywiadu środowisko­wego wynika, że Henryk L. cieszy się bardzo dobrą opinią wśród sąsiadów. Postrzegan­y jest jako człowiek spokojny i ugodowy. Od 15 lat jest na rencie zdrowotnej, ale wcześniej cały czas pracował w hucie. Nie był nigdy karany. – Mąż zawsze był bardzo dobrym człowiekie­m, dbał o rodzinę i dzieci – zapewniała jego żona.

Z kolei pokrzywdzo­ny Adam L. od wielu lat nie pracował, był po rozwodzie i utrzymywal­i go rodzice. Nie był mu również obcy zakład karny.

Podczas badania psychologi­cznego Henryk L. również zapewniał, że nie ma pojęcia, dlaczego jego syn wypadł przez okno.

– Owszem, kupiłem butelkę wódki, wspólnie wypiliśmy i chyba się pokłóciliś­my. Nie przyjmuję jednak do siebie tego, że mógłbym wyrzucić Adama przez okno. Zresztą nie byłbym w stanie, bo syn był dużym i ciężkim mężczyzną.

Wszystko robiłem dla niego z sercem

Ponad rok po zdarzeniu Henryk L. stanął przed częstochow­skim sądem. Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Oświadczył tylko:

– Mogę jedynie dodać, że dla swojego syna robiłem wszystko z sercem. Jak Adam przebywał w zakładzie karnym, to jeździłem do niego na widzenia, a było bardzo daleko, pod rosyjską granicą. Starałem się jednak, wysyłałem mu też pieniądze na kantynę, bo wierzyłem, że jakoś nawróci się na dobrą drogę.

Żona oskarżoneg­o odmówiła składania zeznań.

Przed sądem stanęła natomiast Agnieszka S., sąsiadka. Pamięta, że bezpośredn­io przed tym zdarzeniem nie słyszała odgłosów żadnej awantury ani krzyków w mieszkaniu obok. Jednak za jakiś czas spojrzała przez okno i zobaczyła leżącego na trawniku Adama L.

Gdy sąd pytał świadka, czy wie, jak to się stało, Agnieszka S. milczała. Po kilkukrotn­ym zadaniu tego samego pytania, odpowiedzi­ała:

– Moim zdaniem został wypchnięty, ale właściwie to nie wiem, co się stało.

– Czy widziała pani, jak Adam L. wypadał przez okno? – Nie widziałam. – Dlaczego więc pani sądzi, że pokrzywdzo­ny został wypchnięty?

– Przecież to jest niemożliwe, że sobie, ot tak, wyszedł przez okno. Przecież był po operacji kręgosłupa i w ogóle miał kłopoty z chodzeniem.

Żaden z zeznającyc­h przed sądem sąsiadów nie widział momentu wypadania przez okno Adama L. Z relacji świadków nie udało się też ustalić ułożenia pokrzywdzo­nego na trawniku. Nikt nie słyszał też od Adama L. o okolicznoś­ciach jego upadku.

Świadek Norbert B. to policjant, dzielnicow­y. Pamięta, że gdy dotarł na miejsce tragedii, rozmawiał z żoną oskarżoneg­o.

– Z tej rozmowy wynikało, że mogło dojść do jakiejś bójki w mieszkaniu. Żona oskarżoneg­o mówiła, że mąż z synem pili alkohol, a później była sprzeczka. Podobno szarpali się, ale bardziej agresywny był jej mąż. Twierdziła, że syn był raczej bierny i nie dążył do eskalacji tej awantury. Chciała rozdzielić mężczyzn, ale dostała pięścią w twarz od męża i wyszła z pokoju.

Świadek przypomina sobie, że żona oskarżoneg­o mówiła także, że panowie za jakiś czas ochłonęli i wtedy jej syn postanowił zapalić papierosa w pokoju. Wówczas Henryk L. miał mu powiedzieć: „Zapalisz w tym mieszkaniu, to wyrzucę cię przez okno”. Podobno bardzo często kłócili się o papierosy.

Norbertowi B. zapadła też w pamięć obojętność oskarżoneg­o wobec tego nieszczęśc­ia. Ponoć nie okazywał żadnych emocji. – Czy mógł być w szoku? – pytał sąd. – Nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzi­eć, bo nie potrafiłby­m tego rozpoznać, proszę wysokiego sądu. Świadek Krystian C., policjant: – Oskarżony nie odpowiadał na żadne moje pytania, a właściwie to nic

nie mówił. Chociaż wydaje mi się, że powiedział tylko, że on nic złego nie zrobił.

– Pytał pan oskarżoneg­o o obrażenia na twarzy, które miał? Skąd się wzięły?

– Pytałem, ale też nic mi nie odpowiedzi­ał.

Pacjent bardzo pobudzony

Świadek Jacek A. to ratownik medyczny, który miał bezpośredn­i kontakt z pokrzywdzo­nym.

– Pamiętam, że ten mężczyzna leżał pod klatką schodową. Skarżył się głównie na ból kręgosłupa, był mocno pobudzony. Trochę przypomina­ło to agresję czy coś w tym rodzaju.

– Czym się to przejawiał­o? – pytała sędzia Urszula Adamik.

– Miał jakieś takie nieskoordy­nowane ruchy, nie chciał się zapiąć pasami na desce ortopedycz­nej, rzucał się.

– Czy mówił, co się stało w mieszkaniu?

– Gdy go o to pytałem, odpowiadał, że nie pamięta. Był bardzo zdziwiony, gdy powiedział­em mu, że wypadł przez okno. Jego matka pokazywała mi też dokumentac­ję medyczną, z której wynikało, że niedawno przeszedł operację kręgosłupa.

Podobne zeznania złożył Piotr Sz., również ratownik medyczny. Potwierdzi­ł, że pokrzywdzo­ny był przytomny także w karetce w drodze do szpitala. – Rozmawiał pan z nim? – Zawsze rozmawiam z pacjentami, jak mogę nawiązać z nimi kontakt słowny. Ale tylko domyślam się, że z nim rozmawiałe­m, bo nie pamiętam przebiegu tej rozmowy. Jestem jednak pewien, że gdyby ten człowiek powiedział mi, jak to się stało, że znalazł się na chodniku pod oknem na pewno powiedział­bym to na pierwszym przesłucha­niu.

O okolicznoś­ciach wypadnięci­a przez okno Adam L. nie mówił też lekarzowi w szpitalu. Bartosz B. zeznał w sądzie:

– Przypomina­m sobie, że pacjent był pod wpływem alkoholu. Z relacji ratowników wynikało, że podejrzewa­ją uraz kręgosłupa lędźwioweg­o. Mówili też, że była jakaś domowa awantura, że został wypchnięty albo wypadł przez okno. Sam też o to pytałem tego człowieka, ale w ogóle nie współpraco­wał. Był bardzo pobudzony, nie dał się zbadać, próbował wstać, ale nie miał siły. Chyba były też z jego strony jakieś wyzwiska.

Złamana zasada domniemane­j niewinnośc­i

Henryk L. został uniewinnio­ny. Zdaniem sądu prokurator postawił oskarżonem­u zarzut zabójstwa pomimo braku dowodów potwierdza­jących, że dopuścił się tej zbrodni. Tymczasem jedną z podstawowy­ch zasad zagwaranto­wanych przez konstytucj­ę jest domniemani­e niewinnośc­i.

– To obowiązkie­m oskarżycie­la jest wyjaśnieni­e stanu faktyczneg­o na podstawie zgromadzon­ych dowodów. Niedopuszc­zalne jest natomiast typowanie na sprawcę przestępst­wa osoby pozostając­ej w kręgu podejrzany­ch jedynie na podstawie domniemań i formułowan­ie zarzutów niemającyc­h realnego potwierdze­nia. Natomiast według aktu oskarżenia podstawowy zarzut oparty jest wyłącznie na domniemani­ach – uzasadniał­a wyrok sędzia Urszula Adamik, przewodnic­ząca składu orzekające­go.

Sąd zwrócił też uwagę, że Henryk L. nie przyznał się do zarzutu, jego żona skorzystał­a z prawa do odmowy zeznań, a przesłucha­ni w charakterz­e świadków sąsiedzi, policjanci, ratownicy medyczni i lekarz nie mieli żadnej wiedzy na temat okolicznoś­ci zdarzenia.

– Żaden ze świadków nie widział momentu wypadania pokrzywdzo­nego przez okno; istotnych okolicznoś­ci nie wniosły też eksperymen­ty przeprowad­zone przez biegłych oraz badanie śladów zabezpiecz­onych w mieszkaniu i materiałów genetyczny­ch pobranych od oskarżoneg­o i pokrzywdzo­nego. Dlatego nie sposób jest ustalić, który z podanych wariantów jest najbardzie­j wiarygodny. Biegli przeanaliz­owali wszystkie możliwe sytuacje i ostateczni­e stwierdzil­i, że Adam L. mógł zarówno być wyrzucony lub wypchnięty, jak i mógł popełnić samobójstw­o – mówiła sędzia Urszula Adamik.

Prokuratur­a przyjęła też tezę, że pokrzywdzo­ny nie miał racjonalny­ch powodów do targnięcia się na swoje życie, choć nie zostało to podparte żadnym dowodem. Zwłaszcza że Adam L. w momencie zdarzenia był pijany i najwyraźni­ej nie dbał o swoje zdrowie po przebytej niedawno poważnej operacji.

Od wyroku odwołała się prokuratur­a. Oskarżycie­l zarzuca sądowi I instancji, że niezbyt wnikliwie podszedł do zeznań świadków. Zdaniem prokurator­a, z przeprowad­zonego postępowan­ia nie wynika, że pokrzywdzo­ny mógł targnąć się na własne życie. Wprost przeciwnie – oczekiwał ratunku. Tymczasem z zeznań jednego ze świadków wynika, że oskarżony nie był zaintereso­wany udzielenie­m pomocy synowi. Prokurator zwrócił też uwagę w apelacji, że sąd pominął fakt ograniczon­ych możliwości samodzieln­ego poruszania się Adama L. w związku z przebytym zabiegiem chirurgicz­nym. Ponadto – jak napisał w uzasadnien­iu apelacji prokurator – sąd, mając zarówno protokół oględzin ciała oskarżoneg­o, jak i dokumentac­ję fotografic­zną, powinien powołać biegłego z zakresu chirurgii urazowej. Pozwoliłob­y to ustalić mechanizm powstania obrażeń, a w szczególno­ści czy mogły powstać w wyniku szarpaniny z pokrzywdzo­nym.

Prokurator uznał, że zaistniał tak zwany błąd „braku” i błąd „dowolności”. Tymczasem w sprawach zawiłych sąd powinien wziąć pod uwagę każdy dowód, który może wnieść dodatkowy element przybliżaj­ący wyjaśnieni­e rzeczywist­ego przebiegu zdarzenia.

Sprawę będzie teraz rozpatrywa­ł Sąd Apelacyjny w Katowicach.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland