Zabójstwo biznesmena
Fajbusiewicz na tropie
Wielokrotnie przedstawiałem na tych łamach sprawy, które w policyjnych statystykach figurują jako zaginięcia. Choć „kryminalni” doskonale wiedzą, że mamy do czynienia ze zbrodnią (może doskonałą?) i bardzo często znają personalia zabójcy, to nie mogą mu postawić zarzutów, bo albo nie ma twardych dowodów, albo zwłok rzekomo zaginionego.
Czy tak było w sprawie Aleksandra Bereja – zaginionego biznesmena z Lublina? Policja nie ma wątpliwości, że padł ofiarą zabójstwa.
16 maja 2002 roku w Komisariacie Policji w Lublinie pojawiła się poddenerwowana kobieta w średnim wieku. Chciała zgłosić zaginięcie swego konkubenta – 57-letniego Aleksandra Bereja. Jej partner jakiś czas temu wyjechał z Lublina do Szczecina w interesach i zniknął. Początkowo dyżurny policjant próbował uspokoić zdenerwowaną kobietę i twierdził, że może zaginionego coś zatrzymało, a może kogoś poznał. Kiedy jednak konkubina zaginionego poinformowała policjanta, że Bereja nie ma już od miesiąca i że mężczyzna miał przy sobie znaczną sumę pieniędzy na zakup ciężarówki, dyżurny przyjął owo zawiadomienie i uruchomiono stosowne procedury.
Pan Aleksander imał się różnych zajęć. Jego interesy szły raz lepiej, raz gorzej. Od 10 lat związany był ze swą partnerką, a i w tym nieformalnym związku bywało różnie. Jak ustalili śledczy, pan Aleksander miał wyjechać do Szczecina 17 kwietnia 2002 roku o godzinie 20 pociągiem z Lublina. Wyjechać, wyjechał, ale nigdy do stolicy województwa zachodniopomorskiego nie dojechał. Nigdy też nie ustalono świadka, który podróżowałby z Berejem pociągiem tej relacji. Jaki był cel podróży? I tu nie do końca udało się znaleźć pełną odpowiedź. Konkubina i bliscy twierdzili, że Aleksander planował w Szczecinie sfinalizować zakup ciężarówki Man z Niemiec. W transakcji miał pośredniczyć pewien mężczyzna. Czy pan Berej znał tego osobnika, kiedy go poznał i kiedy doszło do tego spotkania – tego policji nigdy nie udało się ustalić. Według relacji konkubiny Berej wziął ze sobą 52 tys. euro i miał wrócić... na początku maja. Dlaczego transakcja zakupu ciężarówki miała trwać ponad dwa tygodnie?
Policja przypuszcza, że mężczyzna nigdy nie dojechał do Szczecina. Tak przynajmniej przyjęto w pierwszoplanowej hipotezie.
Ja, realizując inscenizację filmową do tej sprawy w „Magazynie Kryminalnym 997” (emisja 30.01.2006 r.), przedstawiłem tragiczne zdarzenia w następujący sposób: Berej, jadąc do Szczecina, poznaje w pociągu kogoś, komu nieopatrznie opowiada, po co jedzie i że ma przy sobie pieniądze na samochód. Poznany mężczyzna twierdzi, że może załatwić takiego Mana o wiele taniej i proponuje Berejowi korzystną transakcję. Samochód jest do obejrzenia na trasie, którą jadą. Aleksander daje się złapać na haczyk. Prawdopodobnie obaj wysiadają z pociągu. Facet proponuje nocleg, a w nocy morduje nieszczęśnika, który nazajutrz miał oglądać auto. Ciała Aleksandra Bereja nigdy nie odnaleziono.
Śledczy założyli też, że być może morderca podróżował już z Berejem od samego Lublina i czekał tylko na okazję, aby go zamordować i zabrać pieniądze. Według innej hipotezy zaginiony dojechał jednak do Szczecina i tam padł ofiarą przestępcy. Ostatnia wersja jest taka, że zbrodni dokonał lub zlecił ją ktoś z bliskich lub znajomych naszego zaginionego. Niestety, od blisko 20 lat rodzinie Aleksandra pozostaje tylko analiza tych hipotez...