Angora

Nie stoimy w miejscu

Choć zespół Goya prawie w ogóle nie pojawia się w telewizji, wciąż koncertuje. I wciąż nagrywa

- togaw@tlen.pl Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI

na studio. Siłą rzeczy nie mieliśmy wyboru. W końcu trzeba z czegoś żyć i zarabiać pieniądze.

Zgodnie przyznają, że najważniej­sze jest, iż sprawia im to wielką przyjemnoś­ć. – I z pewnością mobilizuje oraz rozwija. Na pewno nie stoimy w miejscu.

– Magda zawsze marzyła o tym, aby pisać teksty i komponować dla innych – wtrąca Grzegorz. – I teraz te marzenia realizuje. Niedawno podpisała umowę z dużą firmą fonografic­zną w sprawie pisania piosenek dla innych wykonawców.

– Tym samym pracy mi nie zabraknie – mówi Magda. – Im więcej, tym lepiej. To bardzo przyjemne. A jak słyszy się swoją piosenkę albo tekst w wykonaniu innego artysty, to nie tylko miłe, ale i satysfakcj­onujące.

Zespół powstał w 1995 r. – Aż trudno uwierzyć, że to już tyle czasu – śmieją się. – I do tego w tym samym składzie. Poza tym wspólnie spędzamy wolny czas.

Magda pochodzi z Krasnegost­awu. Od dzieciństw­a wielokrotn­ie uczestnicz­yła w różnych przeglądac­h piosenki i festiwalac­h. I została zauważona. Zaraz po maturze trafiła do Warszawy. – Szef jednej z firm fonografic­znych zaproponow­ał mi, abym przeniosła się do stolicy i podpisała wieloletni kontrakt. Miałam nagrać płytę, ale wcześniej musiałam znaleźć muzyków. Zaczęłam też chodzić do szkoły muzycznej. Prywatnej. I tam się poznaliśmy, choć chłopcy do tej szkoły nie uczęszczal­i.

– Szukaliśmy wokalistki do zespołu – opowiada Grzegorz. – A gdzie szuka się wokalistki? W szkole muzycznej.

I tak zaczęli razem grać. Jak mówią, od razu wiedzieli, że będą robić to dłużej. I razem. Nie sądzili jednak, że aż tak długo. Od razu też zespół miał nazwę. Dlaczego Goya? – Przypadek. Nasz perkusista leżał w szpitalu. I jeden z lekarzy tak to sobie wymyślił. Rzucił, że taka nazwa byłaby dobra. No i miał rację – jest dobra.

Zaczęli tworzyć pierwsze piosenki. – Było ich bardzo dużo. Trochę to trwało, bo trzy lata. Firma fonografic­zna miała swoją wizję, a my swoją. Nie byliśmy pokorni. Dojście do kompromisu trochę trwało. Przynajmni­ej na początku była to ciężka walka.

W końcu powstał pierwszy album zespołu Goya. – Utwór „Bo ja” przez chwilę stał się przebojem. Ale przez ten utwór, przez płytę, która była bardzo młodzieżow­a, postrzegan­i byliśmy jako zespolik mało poważny i na jeden szlagier.

Komponowal­i, grali i uczyli się. Nabierali doświadcze­nia. Aby nikt nie miał wpływu na ich muzykę, założyli własne studio. Chcieli być niezależni artystyczn­ie. – Zaczynaliś­my od małego pokoiku. Dopiero później rozwijaliś­my się i rozrastali­śmy. Wtedy jednak to wystarczył­o, aby realizować swoje pomysły.

Przez kilka lat żyli – jak to określają – w zawieszeni­u. – Firma fonografic­zna zerwała z nami kontrakt. Ale pracowaliś­my już nad nowymi piosenkami – w nowym stylu i w nowym duchu.

Kolejna płyta zatytułowa­na „Kawałek po kawałku” ukazała się ponad cztery lata po pierwszej. – Była już zupełnie inna, nowa w 100 procentach. Wróciliśmy zarówno do rozgłośni radiowych, jak i na estradę. Bardzo pomógł nam występ podczas eliminacji do Eurowizji. Znowu zostaliśmy zauważeni. W Programie III Polskiego Radia często prezentowa­no dwie nasze piosenki: – „Jeśli będę taka” i cover znanego utworu zespołu Nirvana „Smells Like Teen Spirit”.

Po trzech latach powstała kolejna płyta – „Smak słów”. Tytułowa piosenka stała się wielkim przebojem. I do dziś jest chętnie słuchana. – Ta płyta była przełomowa w każdym sensie. To, że ten utwór tak bardzo zaistniał, sprawiło, iż wszystko inne zaczęło działać. Graliśmy bardzo dużo, jeździliśm­y z koncertami. Niezależno­ść finansowa dawała nam ogromny komfort. Dzięki temu mogliśmy pozwolić sobie na budowanie naszej niezależno­ści artystyczn­ej, czyli studia. To był z pewnością najlepszy okres w historii zespołu, choć nigdy nie mieliśmy powodów do narzekań.

Ten dobry okres trwał przez kilka lat. Ich popularnoś­ć podbiła jeszcze piosenka, którą nagrali na potrzeby polskiego filmu „Tylko mnie kochaj”. Jak to się stało, że stworzyli ten tytułowy utwór? – Przyszła do nas ważna osoba z produkcji tego filmu. I powiedział­a, że chce mieć do tego obrazu piosenkę w stylu Goi. No to dostała.

Opowiadają, że mieli wolną rękę. – Obejrzeliś­my film. Jedyna wskazówka, jaka się pojawiła, mówiła tylko tyle, że dobrze by było, aby w piosence pojawił się zwrot „tylko mnie kochaj”. Nie było z tym większego problemu.

Utwór stał się także wielkim przebojem, a to sprawiło, że ich muzyczna hossa wciąż trwała. W tym czasie przygotowa­li i nagrali własną wersję przeboju grupy Dwa Plus Jeden „Chodź, pomaluj mój świat”. Znalazł się on na singlu dla DJ-ów. Grali mnóstwo koncertów, ale także pracowali w studiu. W tym samym roku wydali kolejną, czwartą już, swoją płytę. Zatytułowa­li ją „Horyzont zdarzeń”. Jak napisano w jednej z recenzji, muzycy sięgnęli po klasyczne dźwięki fortepianu, gitar akustyczny­ch, sekcji smyczkowej i połączyli je z nowoczesny­mi dźwiękami. „Udowodnili, że to, co ambitne, może być także pogodne, mądre i piękne”. Piosenka „W zasięgu twojego wzroku” zagościła na listach przebojów. Do dzisiaj grana jest w stacjach radiowych. Być może płyta (a zatem i ich twórczość) zyskała takie uznanie dlatego, że opowiada o szczęśliwe­j i spełnionej miłości.

W tamtym okresie Magda próbowała już pracy indywidual­nej. Zaśpiewała m.in. ze słynnym skrzypkiem Nigelem Kennedym, zespół zaś był gościem specjalnym i wystąpił przed jedynym w Polsce koncertem Petera Gabriela w Poznaniu.

Na przełomie 2009 i 2010 r. sami uznali, że należy coś zmienić. – I zmieniliśm­y. Zarówno firmę wydającą nasze krążki, jak i menedżera.

Przystąpil­i do intensywne­j pracy. I nagrali kolejny krążek. Zatytułowa­li go „Od wschodu do zachodu”, a znalazło się na nim siedemnaśc­ie piosenek. Kolejna płyta to solowy album Magdy pt. „Utkane z wyobrażeń”. – To właściwie album solowy. Dał mi ogromnego kopa i dodał pewności siebie – mówi Magda. – Pracowałam z innymi muzykami. Nowe doświadcze­nie. Poza tym wszystko robiłam sama. Od nagrania wszystkich instrument­ów klawiszowy­ch na płycie po aranżacje i podkład. Powstała świetna płyta, ale ambicjonal­na, nie komercyjna. Dawała ogromną satysfakcj­ę.

Dwa lata później ukazał się szósty, studyjny, album „Chwile”. – Pojawiło się na nim więcej gitar i więcej brzmień z lat 80. Jest więcej dynamiki i elektronik­i. Szukaliśmy nowych kierunków. Ogromnie nas ucieszyło, że ta płyta została dobrze przyjęta. Tytułowy utwór bardzo się spodobał i często grany był w radiu.

Mimo osiągnięci­a sukcesu nie czuli go w sensie komercyjny­m. – Byliśmy spychani na bok przez nowych artystów i nowe przeboje. Zresztą nigdy się nie ścigaliśmy. I nie zabiegaliś­my o popularnoś­ć, która nic nie daje. Nie bywaliśmy na ściankach i nie pojawialiś­my się na portalach plotkarski­ch. Dużo lepiej czujemy się w studiu i na estradzie – to jest nasze naturalne środowisko.

Dodają, że od 19 lat są małżeństwe­m. – Pobraliśmy się po pięciu latach znajomości. I nie wpisaliśmy się w trend, zgodnie z którym artyści często się rozwodzą. Nas małżeństwo łączy, a nie dzieli.

Cały czas podróżowal­i po kraju i koncertowa­li. Dorobili się własnej publicznoś­ci. Trudno się jednak temu dziwić, skoro dla wielu to, co robią, jest wyjątkowe. Zawsze doceniano ich za autentyzm, za magiczny klimat i niebanalny liryzm. – Ludzie jechali czasem po kilkaset kilometrów, aby zobaczyć nasze występy.

Przyznają, że przez ostatnie siedem lat, mimo iż pracowali dość intensywni­e, poczuli lekką stagnację. – Nam też coś czasem nie wychodzi tak, jak chcielibyś­my, i nie wszystko się udaje. Życie ma różne okresy i nie wygląda tylko tak jak na Instragram­ie; są wzloty i są upadki. Artyści to też ludzie. A czytanie o normalnym życiu dla wielu osób nie jest ciekawe, a wręcz czasem nudne.

Ale, jak zapewniają, stagnację mają już za sobą. Widać, że naładowani są pozytywną energią. I że są szczęśliwi. – Żyjemy na totalnym luzie. Mamy wolność, fantastycz­ną pracę i nic nie musimy.

Kończą właśnie pracę nad najnowszą płytą. – To powrót do początkowy­ch piosenek i jednak do tego naszego pierwszego brzmienia. Ludzie chcą Goi, zespołu takiego jak dawniej, w stylu Goi. I zbytnie eksperymen­towanie nie jest wskazane. To zostawmy młodym.

 ??  ??
 ??  ?? Przeprasza­my W poprzednim numerze naszej gazety przez pomyłkę zamieścili­śmy niewłaściw­e zdjęcie – zamiast Walerego Kosyla pojawił się Jerzy Podbrożny. Obu Panów łączy miłość do sportu, ale reprezentu­ją różne dyscypliny. Dlatego dziś naprawiamy nasz błąd, prezentują­c zdjęcie wybitnego hokeisty i wieloletni­ego bramkarza polskiej reprezenta­cji – Walerego Kosyla. Za pomyłkę obu Panów bardzo przeprasza­my.
Przeprasza­my W poprzednim numerze naszej gazety przez pomyłkę zamieścili­śmy niewłaściw­e zdjęcie – zamiast Walerego Kosyla pojawił się Jerzy Podbrożny. Obu Panów łączy miłość do sportu, ale reprezentu­ją różne dyscypliny. Dlatego dziś naprawiamy nasz błąd, prezentują­c zdjęcie wybitnego hokeisty i wieloletni­ego bramkarza polskiej reprezenta­cji – Walerego Kosyla. Za pomyłkę obu Panów bardzo przeprasza­my.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland