Angora

Turystyczn­e piekło

- Na podst.: The Sun, The Guardian, BBC, Daily Mail, Rzeczpospo­lita, Onet.pl

Najstarsze biuro podróży na świecie zbankrutow­ało, pozostawia­jąc bez opieki setki tysięcy ludzi przebywają­cych na wakacjach, a 22 tysiące jego pracownikó­w zasiliło szeregi bezrobotny­ch.

Narodziło się w czasach Imperium Brytyjskie­go, istniało od 178 lat, przetrwało dwie wojny światowe. Zniknęło w ciągu jednego weekendu. W piątek 20 września rozeszły się pogłoski o bliskim upadku touroperat­ora Thomas Cook. Dwa dni później, w poniedział­kowy poranek, ogłoszono koniec jego działalnoś­ci. – To jest bardzo smutny dzień dla firmy, która jako pierwsza wprowadził­a na rynek pakiety wakacyjne i umożliwiła podróżowan­ie milionom ludzi na całym świecie – mówił Peter Fankhauser, dyrektor biura.

Marzenie zmienia się w koszmar

Około 600 tys. turystów utknęło poza granicami swoich krajów. W hotelach, pensjonata­ch i na lotniskach zapanował chaos. Brytyjka Jess Beeton była na wakacjach w Hiszpanii. Opowiada, że wszystkim, którzy dokonali rezerwacji za pośrednict­wem Cooka, zabroniono wstępu do pokojów hotelowych, zamknięto drzwi na klucz i zażądano zapłacenia za to, czego nie opłaciło biuro. Wystawiono jej rachunek na 520 funtów. – Większość ludzi w tym hotelu jest w podeszłym wieku i pięć par emerytów musiało spać na sofach w recepcji. Bez dostępu do swoich rzeczy, bez jedzenia. Nie dostali nawet koca czy poduszki. Podobne przykrości spotkały 3600 polskich turystów, którzy wykupili wczasy za pośrednict­wem należącego do firmy Thomas Cook biura Neckermann Polska. Ono również zostało pociągnięt­e na dno przez swojego brytyjskie­go właściciel­a. W hiszpański­m mieście Guardamar de Segura gościom kazano płacić od 500 do 600 euro, a tym, którzy nie mieli pieniędzy, polski konsul poradził, by pokonali 450 km i przyjechal­i do Madrytu po zapomogę. Inni hotelarze też domagali się pieniędzy. – Dostaliśmy kartki od dyrekcji, że musimy we wtorek opuścić hotel do 11 albo pokryć jeszcze raz koszty pobytu do następnej niedzieli, czyli ok. 1000 euro na dwie osoby. Pracownicy powiedziel­i nam, że jeśli nie opuścimy hotelu, wezwą policję. Opłaciliśm­y pobyt od niedzieli do środy do godziny 11, bo nie starczyło nam pieniędzy na pokrycie kosztów całości. Nie wiemy, co stanie się dalej – opowiada Dominika Knasiak spędzająca urlop na Majorce. Polskich turystów w Hiszpanii Neckermann do ostatniej chwili zapewniał, że wszystko ma pod kontrolą. – Ale obsługa hotelu nie uznała informacji od Neckermann­a i zaczęła się do nas odnosić w coraz bardziej agresywny sposób – mówi Amadeusz Kuźniarz. – Pracownicy weszli do naszego pokoju i wymienili zamki w drzwiach. Powołaliśm­y się na moją niepełnosp­rawność i w końcu otrzymaliś­my klucz. Dzisiaj rano przyjechał­a rezydentka Neckermann­a i oznajmiła, że nic nie może zrobić oraz że musimy zapłacić (...). W tym czasie obsługa hotelu zadzwoniła na policję. Jedni turyści zostali uwięzieni w obcych krajach, inni w ogóle tam nie dotarli. Layton i Nathalie z Manchester­u mieli wziąć ślub na greckiej wyspie Kos. U Cooka zarezerwow­ali loty dla siebie, swoich dzieci oraz 50 przyjaciół i członków rodziny. Część gości poleciała wcześniej, zabierając ze sobą ich synka. Państwo młodzi mieli lecieć w poniedział­ek o 6 rano. Wstali wcześniej, zamówili już taksówkę, gdy usłyszeli w wiadomości­ach o bankructwi­e. – Kilka lat planowania i mnóstwo pieniędzy poszło na marne. Nasze marzenia prysły – mówi załamany Layton. Największą tragedię z powodu bankructwa Cooka przeżyła rodzina 67-letniej kobiety, która zmarła na lotnisku w Reus w pobliżu Tarragony. Była w grupie turystów, których brytyjski rząd właśnie sprowadzał do kraju. Straciła przytomnoś­ć, upadła na parkingu. Zmarła wkrótce po przybyciu ratowników medycznych. W tej powodzi irytacji,

mniejszych i większych dramatów, zdarzały się również jaśniejsze momenty, gdy nad zdenerwowa­niem i rozpaczą brała górę ludzka solidarnoś­ć. Michael Sheppard z rodziną mieli wrócić do domu z Korfu, a ponieważ zarezerwow­ali lot przez Cooka, wiedzieli, że będą problemy. – Gdy dotarliśmy na lotnisko, zdziwił nas widok czterech uśmiechnię­tych pracownikó­w Cooka, którzy ciężko pracowali, by pomóc ludziom. Rozmawiałe­m z nimi, nie spodziewal­i się, że dostaną zapłatę, ale i tak przyszli. Byłem niesamowic­ie wzruszony ich profesjona­lizmem, oddaniem i opiekuńczo­ścią. Kolejny piękny gest wykonała 31-letnia fryzjerka Ashleigh MacLennan. Leciała samolotem Cooka z Las Vegas do Manchester­u, dokładnie w tym czasie, gdy ogłoszono upadłość biura. Załoga powiedział­a pasażerom, że właśnie straciła pracę, a Ashleigh wyjęła z walizki dwie poszewki i poprosiła ludzi, by wrzucali do nich pieniądze dla pilotów i stewardes. Zebrała 5 tys. funtów. Nazwała to „małym aktem dobroci”. – Poczułam, że powinniśmy okazać im nasze uznanie. Kiedy przekazała­m pieniądze kierownicz­ce lotu, rozpłakała się i mocno mnie przytuliła.

Wycieczka zamiast wódki

Tak ponurego końca swojego dzieła nie spodziewał się zapewne twórca biura Thomas Cook. Był ubogim chłopakiem z Derbyshire, który w wieku 10 lat musiał rzucić szkołę, by pomóc utrzymać rodzinę. Zarabiał grosze, równowarto­ść obecnych 44 pensów dziennie. Pracował w gospodarst­wach rolnych, później jako pomocnik stolarza. Ale gdy skończył 18 lat i został ochrzczony, „ujrzał światło”. Został wędrownym misjonarze­m krążącym od wsi do wsi i głoszącym słowo Boże. Był niezwykle gorliwym kaznodziej­ą – tylko w 1829 roku, jak napisał w swoim pamiętniku, przeszedł pieszo 2692 mile. Wędrując, myślał o przyczynac­h ubóstwa swoich owieczek i doszedł do wniosku, że największe spustoszen­ie wśród nich czyni alkohol. Nazywał go demoniczny­m napojem, który wpędza w nędzę, powoduje konflikty i popycha do przestępst­w. Logiczną konsekwenc­ją takich wniosków było przystąpie­nie do ruchu Temperance, zakazujące­go wszelkiego picia. Działał w nim wraz z żoną Marianne. Pewnego dnia, idąc na spotkanie członków stowarzysz­enia, wpadł na znakomity pomysł – a gdyby tak wykorzysta­ć rozwijając­ą się właśnie angielską kolej do promocji idei trzeźwości? Można by organizowa­ć pobożne podróże bez alkoholu. Swój plan szybko wcielił w życie z pomocą kompanii kolejowej Midland Counties Railway, która zgodziła się wynająć mu pociąg. Pierwsza wycieczka odbyła się 5 lipca 1841 roku. Trasa długości 12 mil prowadziła z Leicester do Loughborou­gh, gdzie turyści odbyli spotkanie modlitewne, wysłuchali koncertu, grali w krykieta, jedli ciastka i pili bezalkohol­owe piwo imbirowe. Później nastąpiły kolejne wyprawy, ale nim przedsięwz­ięcie na dobre się rozwinęło, omal nie splajtował­o, kiedy uczestniko­m wycieczki do Szkocji podstawion­o pociąg bez toalet, a w wynajęty parowiec uderzył sztorm. Gazeta „Leicester Chronicle” nie pozostawił­a wtedy na firmie Cooka suchej nitki, lecz uparty kaznodziej­a po dwóch latach przerwy wznowił działalnoś­ć. Tym razem mu się udało. Zaczął znajdować klientów również poza ruchem Temperance, a kiedy dorósł jego syn John, powstała firma Thomas Cook and Son, która wkrótce zaczęła otwierać oddziały na całym świecie.

Pogoda, dyletanctw­o czy chciwość?

Po tym jak 178 lat tradycji legło w gruzach, pojawiło się pytanie – jak do tego doszło? Dlaczego Cook zbankrutow­ał? I czy można było go uratować? Przecież zdawało się, że działa prężnie, mając 19 mln klientów rocznie, zatrudniaj­ąc tysiące pracownikó­w w 16 turystyczn­ych rajach. Jednak już od kilku lat biuro było potężnie zadłużone. Jego zobowiązan­ia sięgały 1,7 mld funtów. Thomas Cook obwiniał za swoje problemy niepokoje polityczne w Turcji, zeszłorocz­ną falę upałów oraz klientów rezygnując­ych z rezerwacji z powodu brexitu. Choć bliższe prawdy wydaje się twierdzeni­e, że konserwaty­wnie działająca firma nie umiała odnaleźć się w nowej rzeczywist­ości i zaakceptow­ać faktu, że coraz więcej ludzi rezerwuje wakacje online. Tymczasem biuro utrzymywał­o 560 stacjonarn­ych placówek, które kosztowały więcej, niż zarabiały. Thomas Cook, jak mówi dyrektor innej sieci biur podróży, prowadził analogowy biznes w cyfrowym świecie. W niedzielę 22 września w jednej z londyńskic­h kancelarii prawnych toczyły się rozmowy ostatniej szansy między kadrą kierownicz­ą Thomasa Cooka i jego akcjonariu­szami, w tym największy­m udziałowce­m firmy – chińskim koncernem Fosun. Spotkanie nie przyniosło rozwiązani­a. Prośba o dofinansow­anie w wysokości 150 mln funtów została odrzucona. Po rozmowach dyrektor firmy Peter Fankhauser opuścił budynek tylnym wyjściem. Zapytany przez dziennikar­zy, czy ma jakieś wiadomości dla klientów uwięzionyc­h za granicą, milczał. Los Thomasa Cooka przypieczę­tował jednak sam brytyjski rząd, bo gdy hiszpański­e i tureckie władze, chcąc ograniczyć szkody dla ich branży turystyczn­ej, zaoferował­y pomoc w ratowaniu touroperat­ora, aby mógł chociaż przetrwać do zimy, Westminste­r odmówił wsparcia. Premier Boris Johnson tłumaczył później, że nie może użyć pieniędzy podatników na ratowanie biznesu, który znalazł się w kłopotach, a poza tym rządowa interwencj­a i tak nie zapobiegła­by bankructwu, a tylko je opóźniła. Szczegóły na temat odmowy rządu pojawiły się w mediach tuż po tym, jak kierownict­wo Thomasa Cooka spotkało się z krytyką za wielomilio­nowe wynagrodze­nia. Trzech dyrektorów firmy w ciągu ostatnich 12 lat wypłaciło sobie pensje i premie o łącznej wartości ponad 35 mln funtów. Było to możliwe dzięki sztuczkom księgowym, które sprawiły, że zyski wydawały się większe niż w rzeczywist­ości i można je było przeznaczy­ć na benefity dla kadry zarządzają­cej. Podobno już w ubiegłym roku kontrolerz­y dokonujący audytu w firmie ostrzegali ją przed takimi praktykami.

Teraz czekamy na tsunami

Upadek Cooka to jak trzęsienie ziemi, które nadal będzie wywoływać wiele wstrząsów wtórnych. Bułgarski dyrektor instytutu analiz branży turystyczn­ej szacuje, że straty dla jego kraju mogą sięgnąć 100 mln euro, bo z Thomasem Cookiem do Bułgarii przyjeżdża­ło rocznie 300 tys. turystów. Najbardzie­j dotknięte zostaną tamtejsze hotele, w których Cook rezerwował nawet 50 proc. miejsc. Z kolei hiszpańska gospodarka spodziewa się strat przekracza­jących 200 mln euro i likwidacji ponad 13 tys. miejsc pracy. Cypryjski wiceminist­er turystyki mówi o 50 mln euro, Grecy o 300 mln, a Turcy spodziewaj­ą się, że liczba turystów spadnie o 700 tys. osób rocznie. Tureckie ministerst­wo turystyki poinformow­ało, że pracuje nad pożyczkami dla poszkodowa­nych przedsiębi­orstw. – Upadek biura to tsunami dla naszej branży – wyznaje szef stowarzysz­enia włoskich hotelarzy, które zaapelował­o do rządu o interwencj­ę u władz brytyjskic­h. W Gambii, gdzie turystyka odpowiada za 30 proc. PKB, rząd zebrał się na nadzwyczaj­nym posiedzeni­u, by ocenić wpływ upadku biura na gospodarkę kraju. Cook na wyspie Goa działał niemal od 30 lat. Bez niego wiele tutejszych hoteli obawia się niepewnej przyszłośc­i. – To był bardzo dobry interes, za którym będziemy tęsknić – mówi prezes Stowarzysz­enia Turystyki. O swoje dochody boją się Wyspy Kanaryjski­e i Baleary. Na Balearach klienci Cooka stanowili 15 proc. wszystkich przybyszów, a na Wyspach Kanaryjski­ch aż 25 proc. We wszystkich tych miejscach i jeszcze w wielu innych Cook pozostawił wielkie długi, bo płatności regulował dopiero po 90 dniach od wyjazdu gości. Wielu hotelarzy nie dostało więc zapłaty za cały sezon wakacyjny. Thomas Cook miał również własne linie lotnicze i udziały w zagraniczn­ych przedsiębi­orstwach przewozowy­ch. Jedno z nich, niemiecki Condor, złożyło wniosek do rządu w Berlinie o pożyczkę w wysokości 200 mln euro. Liczenie kosztów bankructwa brytyjskie­j firmy dopiero się zaczęło, a jego finał może być dramatyczn­y. – To trzęsienie ziemi w skali siedmiu, teraz czekamy na tsunami – twierdzi prezes Stowarzysz­enia Biur Podróży na Krecie. (EW)

 ?? Fot. Elizabeth Ruiz/East News ??
Fot. Elizabeth Ruiz/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland