Polski ksiądz został zamordowany
Co wiemy o misjonarzach? Długo studiują, biorą się do nauki jakiegoś trudnego języka, w końcu wsiadają do samolotu i lądują w obcej kulturze oraz klimacie. Dzisiaj potrzeba ich bardziej niż kiedykolwiek, bo zaopatrują pogrążoną w kryzysie wiary Europę w nowych duchownych, często takich, z których rasiści drwią, że „zlewają się z sutanną”. Wyjazd na misję to ryzyko. Można nie dać sobie rady. Umrzeć na malarię, dostać nożem, niosąc Najświętszy Sakrament do chorego. Trafić do kraju, w którym przeważającą religią nie jest chrześcijaństwo, albo tam, gdzie z biedy i opresji ludzie są gotowi na wszystko. 71-letni ksiądz Kazimierz Wojno zginął w stolicy Brazylii uduszony podczas napadu.
Polski proboszcz to 17. na świecie kapłan zamordowany od stycznia tego roku i drugi Polak zgładzony w Ameryce Łacińskiej. W sierpniu na Isla del Encanto, czyli w Portoryko, śmierć poniósł pochodzący ze Smarżowej na Podkarpaciu ks. Stanisław Szczepanik ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Na misjach od 1986 roku. Zanim skierowano go do portorykańskiego portowego miasta Ponce, był na Haiti i Dominikanie. W letni dzień o świcie znaleziono go konającego na drodze. Przyjęto wersję nieszczęśliwego wypadku – dopiero po sekcji zwłok prokuratura z policją ustaliły, że ani krwotok śródczaszkowy, ani rozległe rany nie były rezultatem upadku z roweru, tylko okrutnego pobicia. Okoliczności zbrodni nie zostały dotąd wyjaśnione. Wierni przeżyli szok, bo znający się na rzemiośle ciesielskim i stolarskim duszpasterz zaskarbił sobie ich szacunek pomocą przy odbudowie domów zniszczonych po przejściu huraganu „Maria”. Parafianie ze wspólnoty La Milagrosa w Ponce nazywali go „dobrym człowiekiem”. W piątek 20 września pożegnali prochy księdza Szczepanika, które spoczną w Krakowie. Jego organy być może uratowały komuś życie. W testamencie wyraził wolę, żeby oddać je do przeszczepu.
Parafia Matki Bożej od Zdrowia, której nazwa po portugalsku brzmi Paróquia Nossa Senhora da Saúde, znajduje się w Brasílii niedaleko Stadionu Narodowego imienia Garrinchy, jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu, oraz szpitala. Tego szpitala, do którego po napadzie przetransportowano niedającego oznak życia księdza Kazimierza Wojnę, znanego tutaj jako Padre Casimiro. Była sobota, wczesny wieczór. Po mszy świętej na teren parafii weszło czterech (lub sześciu) mężczyzn. Skrępowali ręce i nogi proboszcza, drutem ściskali mu gardło, aż się zadławił. Schwytali też i pobili dozorcę, lecz ostatecznie 39-letni Jose Gonzaga de Costa zbiegł i powiadomił policję.
Przed przyjazdem mundurowych napastnicy zdążyli zrabować naczynia liturgiczne i elementy wyposażenia świątyni. Wynieśli zmaltretowane, powiązane ciało proboszcza i porzucili je za kościołem, gdzie prowadzone były roboty budowlane. Już w chwili interwencji służb stało się jasne, że polski misjonarz fideidonista (a zatem diecezjalny, nie zakonny) nie żyje. Miał 71 lat, w maju obchodził 46. rocznicę kapłaństwa. W Brazylii mieszkał od 35 lat i tam pozostanie. Los wyznaczył mu miejsce spoczynku z dala od rodzinnej wsi Skłody Borowe nad rzeczką Tłoczewką – na cmentarzu Campo da Esperança w kraju Krzyża Południa. Mszy żałobnej w intencji bestialsko zamordowanego przewodniczył kardynał Sergio da Rocha, przewodniczący Konferencji Episkopatu Brazylii, który mówił wzruszony: – Przeżywamy twoją śmierć, jak rodzina odczuwa utratę rodzica lub brata.
Brazylia to państwo, w którym nadal dominuje chrześcijaństwo, a katolicy, mimo trudności i tendencji odpływowej do innych wyznań, stanowią ok. 64 procent społeczeństwa. Pod względem liczebnym jest ich najwięcej na świecie. Według danych sprzed roku Komisji Episkopatu Polski ds. Misji, obecnie w 99 krajach na pięciu kontynentach przebywa ponad dwa tysiące polskich misjonarzy i misjonarek, z czego rekordowa liczba – 246 osób – właśnie w Brazylii. Czy mogą czuć się bezpiecznie? Ksiądz Wojno nie miał tego komfortu. W jego parafii już wcześniej zdarzały się świętokradzkie epizody na tle rabunkowym – złodzieje wykradli nawet tabernakulum. Podobno wierny uczestniczący w sobotniej mszy zeznał, iż w trakcie homilii zapanował niepokój, bo polski kapłan miał mówić, że jest zmęczony, i dawać do zrozumienia, że on i jego współpracownicy są w niebezpieczeństwie z uwagi na powtarzające się w regionie brutalne napady.
Do śmierci polskich misjonarzy doszło na krótko przed Nadzwyczajnym Miesiącem Misyjnym. Jest nim – z inicjatywy papieża Franciszka i z okazji 100. rocznicy opublikowania przez Benedykta XV listu apostolskiego Maximum illud – październik 2019 roku. Nadzwyczajny Miesiąc ma uświadomić katolikom ciążący na nich obowiązek misyjny. Kto jest ochrzczony, ten jest posłany. Oni i my. A fakty mogą odstraszać. W minionym roku życie straciło 40 misjonarzy, w tym 35 księży, głównie w Afryce. Kronika bieżącego roku to 26 zabójstw (17 kapłanów). Pierwszą ofiarą tegorocznej serii był 72-letni hiszpański salezjanin ks. Antonio César Fernández. Wracał znad Zatoki Gwinejskiej, z Lomé w Togo, do wspólnoty w stolicy Burkina Faso, Wagadugu, kiedy dosięgły go trzy kule dżihadystów. Jadący z nim samochodem współbracia zakonni, pasażerowie, przeżyli atak.
Sceny pozostałych zabójstw rozgrywały się na Madagaskarze, w Kamerunie, Nigerii, Republice Środkowoafrykańskiej, Mozambiku, Kenii, Kongu, Ugandzie, na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Krwią misjonarzy splamiono również kraje Ameryki: Kolumbię, Peru, Salwador, Argentynę, Meksyk, Gwatemalę. Źle działo się na Filipinach iw Portugalii. Misjonarzy porywano, ginęli podczas rozbojów i kradzieży, wreszcie przegrywali życie w konfrontacji z ubóstwem, degradacją i nowymi warunkami, w których przemoc doczekała się statusu reguły, autorytet państwa osłabiły korupcja i kompromisy, zaś religia stała się narzędziem gry politycznej.
Temat zabijanych kapłanów zrobił się bardzo nośny we Włoszech. Rzymskie parafie, Caritas i diecezjalne centrum misyjne CMD organizują wspólnie konferencje poświęcone „współczesnym męczennikom”, żeby nie wyblakła pamięć o tych, którzy ponieśli męczeńską śmierć na misjach. Katecheci zabierają na te spotkania także dzieci w wieku komunijnym, by przekonały się, że tak eksponowany w Europie hedonizm hierarchów to jedna strona medalu, bo jednocześnie nie brakowało – i nie brakuje – misjonarzy, dla których wiara oparta na służbie bliźniemu to wartość nadrzędna i godna obrony.
Jedną z tego typu konferencji w kościele Santa Maria Assunta zadedykowano biskupowi Mogadiszu, franciszkaninowi Salvatore Colombo, który w Somalii spędził 42 lata – do dnia śmierci 9 lipca 1989 roku. Zabito go na zewnątrz nieistniejącej już – zburzonej w 2008 roku – katedry, jednym celnym strzałem w serce. Po śmierci biskupa jedyna diecezja Somalii faktycznie przestała istnieć i tak jest do teraz. Dla garstki katolików Jan Paweł II nie wyznaczył sukcesora, lecz administratora apostolskiego. Milczenie w sprawie deliktu ciągnęło się 28 lat. O rozpracowanie sprawcy i motywu tego morderstwa wytrwale zabiegał jedyny (choć nie naoczny) świadek, włoski seminarzysta, który w momencie egzekucji przebywał w katedrze i słyszał huk strzału. Mimo że zabity biskup uratował tysiące osób podczas wojny w Ogadenie (chodzi o konflikt zbrojny Somalii z Etiopią o etiopską prowincję Ogaden), dostarczając im żywność, nikomu z miejscowych, ani tym bardziej władzom, nie zależało na wyjaśnieniu, na czyje zlecenie został zlikwidowany. (ANS)