Angora

Pochwała naiwności

- turkiewicz@free.fr LESZEK TURKIEWICZ

Dobroduszn­ość dzieckiem podszyta. Echo wczesnej młodości, które pozwala wierzyć, że wszystko jest możliwe – przyjazne, dobre, bezpieczne. Zachwyt! Dziwienie się światu, ludziom, sobie samemu. Ufność! Choć często wyszydzana. Ale nie w paryskim muzeum Maillola, gdzie trwa wystawa mistrzów sztuki naiwnej: od Henriego Rousseau, zwanego Celnikiem, do Séraphine Louis.

Pokazano ponad setkę dzieł „nieskażony­ch przez intelekt”: realizm magiczny, pejzaż fantastycz­ny, dżungla, kwiaty, morze, sceny miejskie i podmiejski­e, dziewczynk­i z lalkami, dorośli z marzeniami, codziennoś­ć duszy, nie rozumu. Obrazy prymitywis­tów – jak ich nazywano – nieprofesj­onalnych artystów europejski­ego kręgu kulturoweg­o w odróżnieni­u od „sztuki prymitywne­j” spoza tego kręgu. W okresach kolejnych „izmów” XX wieku artyści ci na uboczu awangardy i akademizmu tworzyli własną estetykę.

Pierwszym i największy­m „naiwniakie­m”, który zdobył światowe uznanie, był Celnik Rousseau. Samouk kierujący się intuicją, o którym mówiono, że jest głuchoniem­ym malarstwa, bo nie znał jego reguł. Malował instynktow­nie, introwersy­jnie, niemal autystyczn­ie. Można rzec, że jego twórczość balansował­a między ocierający­mi się o kicz słońcami a księżycami w pełni, które płasko nakładał na obrazy. Zatrzymywa­na ich „światłość” była niczym infantylna próba zaprzeczen­ia porządkowi rzeczy: ruchowi słońca po nieboskłon­ie, przemianie dnia w noc, życia w śmierć. To nie mogło się udać, ale próbował i się udało. Został wielkim archetypem malarstwa naiwnego.

Celnik miał 24 lata, kiedy zamieszkał w Paryżu, z którego już nigdy nie wyjechał. Dwukrotnie owdowiał, stracił czwórkę spośród pięciorga dzieci. Umierały na gruźlicę jak pierwsza żona Clémence, o której mówił, że to ona trzyma jego pędzel. A wziął go do ręki późno, około czterdzies­tki, by namalować swój pierwszy księżyc w pełni zawieszony nad parą kochanków. Był pracowniki­em paryskiej akcyzy, sprawdzał towary wjeżdżając­e do stolicy – stąd jego przydomek. Około pięćdziesi­ątki przeszedł na przedwczes­ną emeryturę i całkowicie poświęcił się malarstwu.

Paryż z obrazów Celnika jest spokojny, prowincjon­alny jak miasteczka, w których dorastał – Laval i Angers. Widać na nich parki, aleje, młyny, topole, wędkarzy, dzieci z wielkimi oczami; pojawia się latająca maszyna na niebie. Żył w nędzy. Marzył, aby zostać największy­m i najbogatsz­ym malarzem Europy. Picasso kupił za pięć franków jego obraz „Portret kobiety” i zorganizow­ał na cześć Celnika słynny bankiet w Bateau-Lavoir, jeden z ostatnich w historii bohemy Montmartre’u. To wtedy Rousseau miał powiedzieć do Picassa: „Obaj jesteśmy największy­mi malarzami naszych czasów”, co rozbawiło wszystkich z wyjątkiem Picassa.

Styl Rousseau – płaski, bez perspektyw­y – śmieszył, a barwność i anegdotycz­ność – zachwycały. Inspirował­y go pocztówki, fotografie, albumy. Malował fragmenty świata, którego nigdy nie widział. Zwłaszcza obrazy dżungli zrobiły z niego sławnego malarza. Malował je z wyobraźni. Dzikie żywe zwierzęta widywał tylko w zoo, a jedyną dżunglą, jaką kiedykolwi­ek oglądał, był paryski park Jardin des Plantes. Celnika odkrył Niemiec Wilhelm Uhde, znany w paryskim światku marszand i kolekcjone­r, propagator malarstwa naiwnego. Odkrył też innych prymitywis­tów wystawiony­ch w muzeum Maillola. Nazywał ich „prymitywis­tami moderny”, bo i oni przyczynil­i się do przemiany malarstwa.

Są wśród nich ogrodnik André Bauchant, którego prace nabyły największe muzea z londyńskim Tate Gallery i nowojorski­m Museum of Modern Art na czele, oraz urzędnik pocztowy Louis Vivin wystawiają­cy na ulicach swoje obrazki paryskie albo Camille Bombois, robotnik rolny, dróżnik, siłacz występując­y w cyrku, znany z witalnych scen jarmarczny­ch, no i Séraphine Louis, która malowała z woli „anioła stróża” wyłącznie motywy roślinne, kwiaty i liście. W młodości zajmowała się wypasem bydła, później pracowała jako pomoc domowa. Uhde zaopiekowa­ł się nią, zaopatrywa­ł w farby, rozpropago­wał jej twórczość. Ostatnie dziesięć lat życia spędziła w zakładzie dla umysłowo chorych z rozpoznani­em psychozy. Została pochowana w masowym bezimienny­m grobie.

Także Rousseau, mimo że doczekał artystyczn­ego uznania, został pochowany pośród ubogich w podparyski­m Bagneux. Zmarł na gangrenę. I dopiero po 37 latach jego szczątki ekshumowan­o, by przewieźć do rodzinnego Laval, miasta, które za życia malarza odmówiło zakupu choćby jednego obrazu największe­go mistrza sztuki naiwnej. Kiedy nadszedł czas ostatniej pełni Księżyca, namalował ją jako „Marzenie” (Le Rêve) lub – jak kto woli – „Sen”. Naga kobieta śpi na kanapie w tropikalny­m lesie pełnym olbrzymich kwiatów obok pary przyjaznyc­h lwów, egzotyczny­ch ptaków i czarnej piękności, która anielsko przygrywa na instrumenc­ie. To śpi Jadwisia, polska przyjaciół­ka artysty.

Obraz ten porównywan­o do staroorien­talnej sztuki, dopatrując się w nim skali barw obejmujące­j kilkadzies­iąt tonów szarości. Apollinair­e twierdził, że promieniuj­e takim pięknem, że już nikt nie będzie się śmiał z Celnika. Koniec, kropka. Choć podszyta wiecznie dziecięcym pytajnikie­m.

 ?? Fot. autor ??
Fot. autor
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland