Homo chiracus
Paryski nie-co-dziennik
Paryski nie-co-dziennik Leszka Turkiewicza.
Idąc główną aleją cmentarza Montparnasse, mijamy po prawej stronie groby Sartre’a, Ionesco, Baudelaire’a... są mogiły Becketta i Dreyfusa, a kilka metrów od Gainsborougha jest od tygodnia grób Chiraca, jedynego prezydenta V Republiki pochowanego w Paryżu, ostatniego urodzonego przed drugą wojną światową. Od kiedy odmówił Amerykanom wzięcia udziału w wojnie w Iraku, jest uważany, według sondażu Ifop, za najlepszego prezydenta Francuzów razem z de Gaulle’em. Zdeklasowali trzeciego – Mitterranda.
Jacques Chirac 12 lat był prezydentem, 18 lat merem Paryża, dwukrotnie premierem. Leży obok najstarszej córki Laurence. W ceremonii żałobnej uczestniczyło 80 szefów państw i rządów z Putinem, Orbánem i Junckerem na czele. Zabrakło Marine Le Pen, szefowej największej partii francuskiej, skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego, ze względu na niechęć rodziny. Incognito żegnała go jego adoptowana córka Anh Dao Traxel. Chirac i jego żona Bernadette adoptowali ją, uciekinierkę z komunistycznego Wietnamu, gdy miała 21 lat. Z czasem ich relacje oziębły i Anh Dao stała się persona non grata w rodzinie Chiraców. („Być może moja adopcyjna rodzina się mnie wstydziła, bo byłam sprzątaczką w domu starców”). Claude, młodsza córka prezydenta, zarzucała jej rodzinną zdradę, gdy upubliczniała chorobę ojca. Po jego śmierci się pogodziły.
W Polsce bywa postrzegany jako uosobienie francuskiej arogancji za pamiętne słowa: „Zmarnowali dobrą okazję, żeby siedzieć cicho”. Dotyczyły nie tylko nas, ale i krajów bałtyckich, które w deklaracji wileńskiej poparły iracką interwencję Busha w 2003 roku. Odmowa udziału w inwazji była znamiennym gestem sprzeciwu wobec Amerykanów. Decyzja „aroganckiego Francuza” okazała się dalekowzroczna. Nie krył też sympatii dla Polaków, zwłaszcza podziwu dla Jana Pawła II, z którym wiele razy się spotykał. Witając polskiego papieża, nazwał Francję „chrześcijańską ziemią”, ale odmówił wpisania do preambuły projektu europejskiej konstytucji (odrzuconej w referendum) odniesienia do „chrześcijańskich korzeni Europy” mimo deklarowanego katolicyzmu. To przyjaciel jego rodziny, ksiądz Riocreux z Gwadelupy, odprawił prywatną ceremonię pożegnania Chiraca tuż przed oficjalnymi uroczystościami w kościele św. Sulpicjusza w zastępstwie zniszczonej katedry Notre Dame.
Duchowość była jego „sekretnym ogrodem”. W młodości, zafascynowany hinduizmem, uczył się sanskrytu, pasjonował cywilizacją chińską i japońską, ba, chciał nawet konwertować się na buddyzm. Po latach otworzył w Paryżu jedno z największych na świecie muzeów kultur pozaeuropejskich Quai Branly, które zmieniło nazwę na muzeum jego imienia. Interesował się judaizmem, utrzymując bliskie relacje z Haïmem Korsią, wielkim rabinem Francji. Był pierwszym prezydentem mającym odwagę przyznać po 50 latach „kolektywną winę” deportacji 76 tys. francuskich Żydów do nazistowskich Niemiec za rządów Vichy. Również jako pierwszy francuski prezydent zwrócił uwagę na zagrożenia ekologiczne: „Nasz dom płonie, a my gdzie indziej patrzymy” – ostrzegał w 2002 roku na „szczycie ziemi” w Johannesburgu.
Nie był aniołem. Miał i mniej chwalebny precedens prezydencki – skazany w 2011 roku na dwa lata więzienia w zawieszeniu za tworzenie fikcyjnych etatów w paryskim merostwie, by opłacać partyjnych działaczy. Już na początku kariery politycznej premier Pompidou, u którego był szefem administracji, nadał mu przydomek „Buldożer” oddający jego skuteczność, także tę spiskową. Miał też sympatyczniejsze słabostki: romanse, z powodu których nazywano go „Trzy Minuty Prysznica Wystarczy”. – Cóż, my mężczyźni – mawiał – zawsze jesteśmy na polowaniu, prowadząc rozpustne życie, ale na koniec wracamy do swej groty.
Jak wielu Francuzów zaczynał od flirtu z komunizmem. Przeszło mu w Bostonie, gdzie studiował. Stał się amerykanofilem. Też przeszło. Ale pozostała „patriotycznie niepoprawna” słabość do piwa, które wolał od wina. W Paryżu skończył elitarną szkołę administracji ENA dającą przepustkę do kariery politycznej. Został gaullistą. Będąc prezydentem, nawiązywał do tradycji wielkiego generała, do mocarstwowego statusu Francji, wznawiając próby z bronią jądrową na Polinezji. Wzmacniał francusko-niemiecki duopol w Unii, przeciwstawiał się Brytyjczykom: „Jedyne, co Anglicy zrobili dla europejskiego rolnictwa, to wywołali epidemię szalonych krów; nie można ufać ludziom, których kuchnia jest aż tak bardzo zła”. W 2002 został ponownie wybrany na prezydenta rekordową ilością głosów (82,21), wygrywając z Jean-Marie Le Penem, który sprawił polityczne trzęsienie ziemi, przechodząc do drugiej tury. Jednak często się nie pamięta, że „diabeł” skrajnej prawicy przegrał z nim w pierwszej turze różnicą zaledwie 860 tys. głosów (3 proc.). Po raz pierwszy nie doszło wtedy do debaty przed drugą turą, bo Chirac odmówił udziału „w imię honoru Francji”.
Francuzi zastanawiają się, jaka jest doktryna „chiracizmu”? Tego spontanicznego, ciepłego uwodziciela politycznego, co przedkładał piękną retorykę nad prawdziwe reformy. Musi wyrażać zmienność: od umiarkowanego liberalizmu po społeczną wrażliwość konserwatyzmu i etatystyczny model gospodarki. Wyraża zbiorową duszę Francuzów, którzy wszyscy mają coś z Chiraca. Kochał Francuzów. „Je vous aime” to jego najpopularniejsze hasło i mało zobowiązujący program; bo: „Moje obietnice obowiązują tylko tych, którzy w nie wierzą”. Na rue Tournon 4, w VI dzielnicy Paryża, gdzie mieszkał, zbierają się przechodnie, kładąc białe róże i jego ulubione żółte jabłka. Pomrukują, że prawdziwi Francuzi odeszli wraz z nim i leżą w grobowcu tradycyjnej Francji, której już nie ma. – De Gaulle, c’était la France; Chirac, c’était les Français (de Gaulle to była Francja, Chirac to byli Francuzi). – Adieu – szepczą.