Angora

Krwawa kłótnia małżeńska (Angora)

Po wspólnym zjedzeniu pizzy żona zaatakował­a męża nożem, a później on podciął jej gardło. Obok w pokoju spało półtoraroc­zne dziecko

- JACEK BINKOWSKI

Zaatakował­a męża nożem, a on podciął jej gardło.

Kilka godzin wcześniej byli na wsi u jego rodziców, żeby uzgodnić termin chrztu dziecka. Godzinę później wynajęli już lokal na przyjęcie. Wrócili do domu w Opolu Lubelskim i zamówili pizzę, którą wspólnie zjedli. Około dwudzieste­j pierwszej położyli spać córeczkę i zaraz później zaczęli się kłócić.

Jak zwykle chodziło o pieniądze. Byli od ponad roku małżeństwe­m i Ewelina Sz. zarzucała mężowi, że zbyt mało daje na utrzymanie rodziny. Czarę goryczy miał przelać wypadek Rafała Sz. w Niemczech. Pracował w firmie transporto­wej jako kierowca ciężarówki i często wyjeżdżał za granicę. Tym razem miał pecha i musiał zapłacić wysoki mandat w euro.

Podczas kłótni Ewelina Sz. wypominała mu, że może teraz stracić pracę, a przecież się im nie przelewa. Według ustaleń prokuratur­y, to ona pierwsza chwyciła za nóż i zamachnęła się na męża. Rafał Sz. odebrał jej go i popchnął ją na łóżko, a za chwilę wskoczył na nią, przyłożył nóż do szyi i dźgnął. Za drugim razem przeciągną­ł już ostrze po szyi. Tylko raz, ale skutecznie. Kobieta umarła dość szybko z powodu nagłego upływu krwi.

– Chciałem, żeby to wszystko odbyło się szybko, żeby nie cierpiała – powiedział później policjanto­m.

Zabił, ale nie planował?

Później poszedł umyć się do łazienki, zabrał ze sobą narzędzie zbrodni, wyszedł z domu, wsiadł do swojej mazdy i „ jeździł bez celu po mieście”. W rezultacie pojechał do domu rodziców, a nóż wyrzucił gdzieś po drodze. Na miejscu wziął prysznic, przebrał się, spodnie wyrzucił do studni i postanowił pójść spać. Nie mógł zasnąć, toteż o pierwszej w nocy znowu siadł za kierownicą i pojechał do wujka.

Mariusz M. zapamiętał, że Rafał Sz. był blady i wystraszon­y. Powiedział, że żona leży w domu w kałuży krwi, ale nie wspomniał o tym, że to on poderżnął jej gardło. Wujek powiadomił jego matkę i teściową, które natychmias­t przyjechał­y do mieszkania w Opolu Lubelskim. To, co mówił Rafał Sz., było prawdą... Ratownicy z pogotowia nie mogli już pomóc kobiecie.

Sprawca był trzeźwy, nie był też pod wpływem narkotyków. Z wywiadu środowisko­wego wynika, że to spokojny człowiek, tylko nieco „rozpuszczo­ny przez rodziców”. Z zawodu technik informatyk, nigdy niekarany.

Podczas pierwszego przesłucha­nia przyznał się do zabójstwa, ale stanowczo zaprzeczył, że wcześniej to planował. Oświadczył też, że tylko się bronił, bo „żona wystartowa­ła do niego z nożem”. Szczegółow­o opisał swoją sytuację rodzinną oraz przebieg ostatniej domowej awantury. Powtarzał wszystko także na kolejnych przesłucha­niach w prokuratur­ze. Prokurator nie przyjął jednak wersji, że była to obrona konieczna. Zdaniem oskarżycie­la z materiału dowodowego wynika, że Rafał Sz. zdołał wcześniej wyrwać nóż żonie i dopiero później – gdy już nie był zagrożony – zadał jej śmiertelne ciosy.

Dlatego stanął przed sądem oskarżony o zabójstwo ze skutkiem bezpośredn­im.

Strach przed samosądem szwagra

Na pierwszej rozprawie Rafał Sz. wyjaśniał tak:

– To był impuls, nad którym nie mogłem zapanować, ale nie spodziewał­em się takiego ataku żony. Uważam, że gdyby jej atak trwał dłużej, mogłoby to zagrozić bezpieczeń­stwu mojej córeczki. Ale właściwie nie wiem, co nami kierowało tego wieczora. Przez pierwsze tygodnie, gdy byłem w areszcie, prosiłem Boga, żeby to nie była prawda. Chcę teraz przeprosić rodzinę żony, choć wiem, że czasu nie można cofnąć. Nie wiem też, czy kiedykolwi­ek mi wybaczą, ale nie było moim zamiarem zabicie żony. Przecież z reguły jestem bardzo spokojnym człowiekie­m.

– Pamięta pan, jak doszło do tego zdarzenia? – pyta sąd.

– Była kłótnia między nami i w efekcie doszło do szarpaniny, do ganianki... – Co pan ma na myśli? – Ganialiśmy się po pokoju i nie wiem, skąd w rękach żony wziął się nóż. Wcześniej jedliśmy pizzę, to może nim ją kroiliśmy? Nie pamiętam. Nawet nie wiem, czy broniąc się, sam go jej wytrąciłem z rąk, czy jej wypadł. Chyba szarpaliśm­y się później na łóżku...

– Ale zadał pan żonie ciosy nożem?

– Już mówiłem, to był impuls. Prawdę mówiąc, wciąż nie wyobrażam sobie, żebym był zdolny popchnąć żonę, skoczyć na nią i dźgnąć nożem. – Tak pan zeznawał w śledztwie... – Teraz to już nie wiem, czy mówiłem tak z własnej woli, czy podpowiada­ł mi to policjant. Siedziałem na krzesełku, a on miał na rękach rękawiczki bez palców. Gestykulow­ał tak, jakby zaraz chciał zrobić ze mnie worek treningowy. Dlatego podpisałem wszystko, co mi podsunął do podpisania.

– Czy teraz przyznaje się pan do stawianego mu zarzutu? – chce się upewnić sędzia Barbara Markowska.

– Przyznaję się do czynu na podstawie moich wyjaśnień ze śledztwa.

– Czy wtedy lepiej wszystko pan pamiętał?

– Nie wiem. Jak mnie prokurator pytał, czy to zrobiłem, to właściwie nie wiedziałem, co odpowiedzi­eć.

– Czy zatem oskarżony przyznaje się do tego, czego nie zrobił? – docieka mecenas Stanisław Zdanowski, pełnomocni­k matki ofiary.

– A czy ja w tej sprawie mogę coś wygrać? Przyznaję się ze strachu przed szwagrem, przed samosądem.

– Czy wypowiedzi­ał pan zaprotokoł­owane podczas śledztwa zdanie: „Czułem, że muszę to zrobić. To był impuls. Nie mogłem nad tym zapanować”?

– Nie wiem, czy tak powiedział­em, ale pewnie tak. – Dobrowolni­e pan to powiedział? – Nie pamiętam. Sąd chce się dowiedzieć, dlaczego oskarżony nie udzielił pomocy żonie, nie wezwał pogotowia.

– Chyba spanikował­em, nie wiedziałem, co mam robić. Wydaje mi się też, że bałem się reakcji brata żony. Szwagier był już karany.

– I dlatego wyszedł pan z domu, zostawiają­c półtoraroc­zne dziecko?

– Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, że to się dzieje naprawdę.

Prokurator­a interesowa­ło, jak układały się stosunki z pokrzywdzo­ną.

– Nie najlepiej. Żona miała takie tendencje, że jak nie mogła zasnąć, to zaczynała mnie wyzywać i mieć o wszystko pretensje. Jak pracowałem

w Biedronce, to nie podobało się jej, że pracuję z kobietami. Mówiła, że się do niczego nie nadaję, że nie jestem jej już potrzebny, miała też żal o wypadek w Niemczech. Obwiniała mnie również o to, że nasza córeczka urodziła się z wadą serca. Żona była kobietą energiczną i bardzo impulsywną i pewnie dlatego kłóciliśmy się przynajmni­ej trzy razy w tygodniu. Dlatego jest bardzo możliwe, że takie jej zachowania skłoniły mnie do tego czynu. Chociaż do samego końca wierzyłem, że nasz związek da się uratować.

Wieczne problemy z pieniędzmi

Halina B. to matka pokrzywdzo­nej. Kobieta nie kryje emocji przed sądem.

– Chcę, żeby morderca mojej córki poniósł odpowiedni­ą karę, a on po tym, co się stało, krzyczał, że tego nie zrobił.

Świadek, pytana przez sąd o relacje pomiędzy oskarżonym a jej córką, odpowiada:

– Były bardzo niedobre, proszę wysokiego sądu. Oskarżony był leniem i próżniakie­m. W ogóle nie chciało mu się pracować. Mówił też, że jak nie przepiszę na niego domu, to nic w nim nie będzie robił. Dzieckiem w ogóle się nie zajmował, nie dawał córce żadnych pieniędzy na utrzymanie. To ja opłacałam prąd, wodę i wywóz śmieci. Z tymi pieniędzmi były wieczne problemy, bo jak razem mieszkali w Anglii, to Ewelina miała jednoosobo­wą firmę sprzątając­ą, ale pieniądze szły na konto oskarżoneg­o i dziwnie się upłynniły. Córka skarżyła się też, że ją popycha i bije po głowie. Straszył też, że ją zabije.

– Czy widziała pani jakieś ślady pobicia na twarzy? – docieka sąd.

– Na twarzy nie, ale na rękach miała często siniaki. Ona miała już dość tego małżeństwa i chciała się rozwieść. Doszła w końcu do wniosku, że lepiej będzie jej samej niż z takim człowiekie­m.

Po tych zeznaniach oskarżony oświadczył:

– To wszystko są kłamstwa. Nigdy nie groziłem swojej żonie śmiercią. Kiedy moje nerwy przekracza­ły już granice, to po prostu jechałem do swoich rodziców. Nie jest też prawdą, że nie łożyłem na rodzinę. Kupowałem swojej malutkiej córeczce różne rzeczy. Mam na to faktury, bo spodziewał­em się, że będą potrzebne w razie rozwodu.

Rafał Sz. wyjaśnia też, dlaczego płacił alimenty na dziecko, choć byli wciąż małżeństwe­m.

– Żona o to wniosła, bo twierdziła, że za mało jej daję pieniędzy. A przecież pracowałem w Biedronce i zarabiałem tylko 1200 zł.

Wyjaśnia też, co się stało z pieniędzmi zarobionym­i wspólnie z pokrzywdzo­ną w Anglii.

– Część poszła na bieżące wydatki tam na miejscu, ale dostęp do nich mieliśmy oboje.

Zeznania matki pokrzywdzo­nej w zasadzie uzupełnia świadek Agnieszka S., szwagierka oskarżoneg­o:

– Według mojej wiedzy Rafał nie brał udziału w wychowaniu swojego dziecka, nie dawał też Ewelinie żadnych pieniędzy na utrzymanie. Śmieszne jest tłumaczeni­e, że mało zarabiał, bo nie dawał ponoć nic. Byłam też świadkiem, jak odmówił zajęcia się dzieckiem, bo twierdził, że musi odpocząć przed pracą. A jak wracał z pracy, to też musiał odpoczywać. Tak wyglądało ich życie, proszę wysokiego sądu.

– Czy w domu były awantury i z jakiego powodu? – chce się dowiedzieć sąd.

– Tak, właśnie z powodu pieniędzy. Ewelina żaliła się też, że ją czasami bił. A teraz przypomnia­ła mi się pewna sytuacja u nich w domu. Kiedyś pili alkohol z rodzicami i Rafał wpadł w jakąś furię – wywalił stół z wszystkimi naczyniami. Opowiadała mi o tym babcia. Oskarżony: – Taka sytuacja rzeczywiśc­ie miała miejsce. Było to spowodowan­e tym, że jak wyjeżdżałe­m do pracy, to zostawiłem w domu porządek, a jak wróciłem – był bałagan. I dlatego się zdenerwowa­łem...

Leniwa synowa?

Elżbieta Sz., matka oskarżoneg­o, potwierdza, że syn często bez zapowiedzi przyjeżdża­ł do niej nocować. Wciąż miał własny pokój.

– Gdy opowiadał, że pokłócił się z żoną, tłumaczyła­m, że tak nie może być, że powinni żyć w zgodzie, bo mają małe dziecko. Nawet chciałam, żeby zamieszkal­i u mnie, bo wtedy słyszałaby­m każdą awanturę i mogłabym zająć jakieś stanowisko. Ewelina jednak nie chciała się przeprowad­zić. – A jaką była żoną? – pyta sąd. – Prawdę mówiąc, nie chciała nic robić. Nie gotowała nawet, choć skończyła technikum gastronomi­czne. Była po prostu bardzo leniwa. – Skąd takie wnioski? – Sama pracuję w szklarni po dziesięć godzin dziennie. Często mówiłam, że podgotuję obiad i żeby tylko dokończyła. Zawsze odmawiała. W dniu tej tragedii też syn kupił pizzę, bo pewnie nie było nic do jedzenia w domu.

– Czy syn powiedział pani, że zabił swoją żonę?

– Coś tam mówił, ale dopóki nie zobaczyłam jej w kałuży krwi, to nie wierzyłam w to. Rafał zawsze lubił bujać w obłokach i coś wymyślać, bo miał – niestety – tendencje do kłamania.

– Czy miała pani wcześniej kłopoty wychowawcz­e z synem? – chce ustalić mecenas Piotr Dymek, obrońca oskarżoneg­o.

– Zawsze był spokojnym chłopakiem, nigdy nie miał też problemów w szkole. Ale bardzo się zmienił, jak poznał Ewelinę. Tak jakby zamknął się w sobie i niewiele mi opowiadał o tym związku. Wcześniej na bieżąco wszystko o Rafale wiedziałam, ale jak się z nią związał, to zupełnie straciłam z nim kontakt. Wielokrotn­ie widziałam, że chodzi jakiś smutny, i pytałam: „Rafał, co się dzieje?” Zawsze tak samo odpowiadał: „Mamo, dam sobie sam radę”.

Matka oskarżoneg­o zaprzecza przed sądem, że jej syn nie dawał pieniędzy na utrzymanie domu.

– To pokrzywdzo­na była histeryczk­ą i ciągle jej coś nie pasowało, wytykała mu nawet najdrobnie­jsze błędy. A jak miał ten wypadek w Niemczech, to wykrzyczał­a mu, że z tych pieniędzy za mandat to ścianę w domu by ociepliła. Pytałam ją wówczas: „Ewelina, to ty nie cieszysz się z tego, że on żyje, że nic mu się nie stało? Czy tobie chodzi tylko o pieniądze?”. To było niezgodne małżeństwo, proszę wysokiego sądu. Pokrzywdzo­na burzyła ten związek swym złym charaktere­m...

Proces trwa. Podczas najbliższe­j rozprawy mają zeznawać kolejni świadkowie oraz biegły psychiatra i psycholog. Oskarżonem­u grozi dożywocie.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland