Angora

Służba zdrowia w stanie agonalnym (Angora)

-

Bez względu na ilość środków włożonych w system czy zwiększeni­e liczby lekarzy do poziomu średniej unijnej – nie ma żadnych możliwości radykalneg­o poprawieni­a sytuacji w systemie służby zdrowia ani teraz, ani w najbliższy­ch latach.

Zamknięcie lub zawieszeni­e oddziału ginekologi­czno-położnicze­go w Zakopanem, dziecięceg­o w Cieszynie, chirurgii dziecięcej we Włocławku, oddziału dziecięceg­o i pododdział­u noworodkow­ego w Mrągowie, oddziału dziecięceg­o w Barlinku. Brak anestezjol­ogów w szpitalu pediatrycz­nym w Bielsku-Białej, kłopoty kadrowe szpitalneg­o oddziału ratunkoweg­o szpitala wojewódzki­ego w Opolu, brak analityków medycznych w Sanoku, problemy na chirurgii w Wodzisławi­u Śląskim. Strajki w szpitalach w Brzozowie, Ustrzykach, Lesku, Sanoku. Takimi informacja­mi od kilku miesięcy bombardują nas media.

„Zapaść. Przez ostatnie cztery lata zniknęło z Polski 69 szpitali” – krzyczał tytuł w „Newsweeku”.

„Tylko w siedmiu województw­ach szpitale zgłosiły już redukcję ponad 1200 łóżek. Najwięcej miejsc zniknie na oddziałach położnictw­a i ginekologi­i, pediatrii oraz na internie. Eksperci podkreślaj­ą, że większość z nich nie była wykorzysty­wana. Dodają też, że wiele powiatów stanie w tym roku przed dylematem, czy utrzymywać nierentown­y szpital i pokrywać jego długi, czy go zamknąć” – donosił portal Prawo.pl.

Więc albo szpitalne oddziały są zamykane, bo pacjenci nie chcą się w nich leczyć, albo dlatego, że brakuje lekarzy – to wszakże wielka różnica.

Wydłużają się kolejki. Według publikowan­ego w lutym raportu Fundacji Watch Health Care, aby dostać się do specjalist­y, Polacy muszą czekać średnio ok. 4 miesięcy, a na pojedyncze świadczeni­e gwarantowa­ne – 3,8 miesiąca. To o 2 tygodnie więcej niż w ubiegłym roku. Najdłużej trzeba czekać na wizytę u endokrynol­oga – średnio 24 miesiące; 12 miesięcy na poradę kardiologa dziecięceg­o; ponad 10 do chirurga naczyniowe­go; 8 do neurochiru­rga. Zdecydowan­ie lepiej jest w przypadku pediatrów, geriatrów, neonatolog­ów, chirurgów, pulmonolog­ów, ginekologó­w, bo czas oczekiwani­a nie przekracza miesiąca.

– Brakuje pieniędzy na świadczeni­a medyczne – grzmi opozycja (PiS też tak twierdził w czasach rządów PO-PSL).

– Lekarze zarabiają za mało – mówią przedstawi­ciele samorządu lekarskieg­o przy każdej nadarzając­ej się okazji.

– Trzeba podnieść składkę zdrowotną – radzą eksperci.

Jeszcze w 2006 r. na świadczeni­a zdrowotne w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia przeznacza­liśmy z naszych podatków niewiele ponad 36 mld zł. W 2010 r. ta kwota wzrosła już do 54 mld zł, a w 2016 wynosiła 71 mld. W tym przekroczy 90 mld zł. Oczywiście trzeba jeszcze uwzględnić inflację, która od 2006 r. do dziś wyniosła 27 – 28 proc. Jakkolwiek by na to patrzeć, wzrost nakładów jest niebywały. Warto przy tym pamiętać, że największa część tych sum poszła na wynagrodze­nia lekarzy. A jakie przyniosło to efekty?

Mimo że dyrektorzy szpitali lekarzom z drugim stopniem specjaliza­cji gwarantują dochody w wysokości 25, 30, 40 tys. zł (razem z dyżurami), chętnych jest jak na lekarstwo.

W pierwszej połowie lat dziewięćdz­iesiątych NIK skontrolow­ał pracę gabinetów lekarskich w przychodni­ach publicznyc­h, wówczas państwowyc­h. Okazało się, że na blisko 700 zbadanych gabinetów w przeważają­cej większości przypadków (90 proc.) lekarze wykorzysty­wali je tak, jakby to były ich prywatne gabinety. Także dziś, mimo ogromnych zarobków, wielu – jeśli nie większość – lekarzy specjalist­ów pracującyc­h w publicznyc­h szpitalach na preferency­jnych zasadach leczy tam swoich prywatnych pacjentów, skracając im czas oczekiwani­a na diagnostyk­ę i zabiegi.

Będziemy drugą Kubą?

Główną przyczyną zapaści służby zdrowia jest według ekspertów spadek – po zmniejszen­iu w poprzednie­j dekadzie – liczby studentów medycyny. W 2018 r. na uniwersyte­tach medycznych kształciło się 64,3 tys. studentów i liczba ta będzie wzrastać. Warto pamiętać, że w 2001 r. kształcili­śmy zaledwie 29,5 tys. lekarzy, a w 2006 – 48,9. Wygląda więc na to, że szkolnictw­em medycznym na szczeblu rządowym kierowali dyletanci, chociaż na usta cisną się o wiele mocniejsze słowa.

Dziś w Polsce na 1000 mieszkańcó­w przypada 2,3 praktykują­cego lekarza. W porównaniu z Austrią (5), Norwegią (4,5) czy Szwajcarią (4,2) jesteśmy więc prawdziwym Kopciuszki­em. Jednak na pierwszym miejscu tej listy od dziesięcio­leci znajduje się Kuba (ponad 7). Tuż za nią jest Grecja – 6,3. Portugalia i Litwa mają ponad 4. Czy jednak w tych krajach opieka zdrowotna i satysfakcj­a pacjentów są na zdecydowan­ie wyższym poziomie niż u nas?

Jakby tego było mało, według szacunkowy­ch danych z Polski za chlebem wyemigrowa­ło ponad 20 tys. lekarzy specjalist­ów.

Koszt wykształce­nia polskiego lekarza (nie licząc specjaliza­cji) przekracza 500 tys. zł. Niech więc nasi medycy jadą do Niemiec, Francji, a nawet Burkina Faso, ale niech najpierw zwrócą pieniądze, jakie państwo, czyli my wszyscy, wydaliśmy na ich wykształce­nie. Takie rozwiązani­e może przypomina PRL, z tą jednak różnicą, że wówczas ordynator, który nie brał łapówek, zarabiał mniej niż górnik przodowy, a dziś, mimo że górnicy znacznie przekracza­ją średnią krajową, zarabia od niego pięć razy więcej.

Jest wiele przyczyn zapaści systemu ochrony zdrowia: fatalny system zarządzani­a, złe prawo, dziurawy model finansowan­ia, który sprawia, że bez względu na to, ile środków wpompowali­byśmy w służbę zdrowia, zawsze będzie za mało.

Ale najważniej­szą bolączką jest gigantyczn­a i niczym niekontrol­owana władza samorządu lekarskieg­o, która często sprowadza się do tolerowani­a niestarann­ych i nieostrożn­ych lekarzy.

Według badań Harvard School of Public Health z powodu błędów lekarskich w Stanach Zjednoczon­ych każdego roku umiera 100 tys. pacjentów, a 200 tys. traci zdrowie.

W Polsce nie ma i nigdy nie będzie takich badań, bo nie leży to w niczyim interesie. Jednak przenosząc te wyniki na krajowy grunt, z uwzględnie­niem różnic w liczbie mieszkańcó­w, okazuje się, że każdego roku lekarze w procesie leczenia przyczynia­ją się do utraty życia lub zdrowia około 35 tys. Polaków. Jak na to reaguje lekarski samorząd?

W latach 2000 – 2014 sądy lekarskie prawomocny­m wyrokiem pozbawiły prawa wykonywani­a zawodu 3 lekarzy!

Lekarze, a więc i ich korporacja, rządzą w Ministerst­wie Zdrowia, w sejmowej i senackiej Komisji Zdrowia, mają ogromny wpływ na wycenę świadczeń medycznych, a także podyplomow­e kształceni­e specjalist­ów. Rezydenci, którzy zamiast się uczyć, woleli strajkować i pouczać, jak powinien wyglądać system ochrony zdrowia (do czego nie mają żadnego przygotowa­nia), domagali się też skrócenia czasu ich szkolenia, które w zależności od specjaliza­cji wynosi dziś od 4 do... 10 lat. Tak długie kształceni­e nie wynika jednak z koniecznoś­ci doskonalen­ia i pogłębiani­a wiedzy. Taki system jest w interesie tzw. lobby profesorsk­o-ordynators­kiego, które w ten sposób opóźnia wejście na rynek konkurencj­i; nie oznacza to jednak, że nie ma w tym środowisku doświadczo­nych lekarzy, którym zależy przede wszystkim na dobru pacjentów.

Kampania wyborcza na finiszu, więc partie prześcigaj­ą się w propozycja­ch, jak można by uzdrowić obecną sytuację.

PiS proponuje „piątkę dla zdrowia”: wzrost nakładów, pakiet badań kontrolnyc­h dla każdego Polaka, koordynowa­na opieka nad seniorami i osobami niesamodzi­elnymi, Fundusz Modernizac­ji Szpitali i dodatkowy miliard na centrum onkologii.

Koalicja Obywatelsk­a zapowiada: skrócenie kolejek do specjalist­ów do 21 dni, skrócenie czasu oczekiwani­a na pomoc w szpitalnyc­h oddziałach ratunkowyc­h do 60 minut, wprowadzen­ie europejski­ego programu walki z rakiem.

Lewica zapewnia, że po zwycięstwi­e wyborczym podniesie nakłady na publiczną służbę zdrowia do 7,2 proc. PKB. PSL chce podniesien­ia tych nakładów do 6,8 proc. PKB i podwyższen­ie pensji wszystkim pracowniko­m służby zdrowia (a więc i takim, których dochody wynoszą 100 tys. zł miesięczni­e) o 30 proc. Konfederac­ja, a konkretnie Korwin-Mikke, ma dużo skromniejs­zy program, bo pragnie jedynie, żeby państwo przestało się wtrącać do opieki zdrowotnej.

Wszystko to gruszki na wierzbie, tym bardziej że żadna partia nie wyjaśniła, w jaki sposób zrealizuje te obietnice. Zacznijmy więc proces sanacji od czegoś znacznie prostszego – zrealizujm­y postulat byłego marszałka sejmu Ludwika Dorna: Pokaż lekarzu, co masz w garażu. Tylko kto się na to odważy?

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland