Frankowicze triumfują (Angora)
Unijne prawo zezwala na unieważnienie umów dotyczących kredytów opartych na walucie, oznajmił Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Po wyroku TSUE pozycja kredytobiorców w walce z bankami stała się silniejsza niż kiedykolwiek
Po wyroku TSUE umocniła się pozycja kredytobiorców.
Wyrok korzystny dla zadłużonych miał sprawić, że kurs złotego poleci na łeb na szyję, sektor finansowy w Polsce stanie na skraju bankructwa, a gospodarka wpadnie w tarapaty. Scenariusze katastrofy jeżyły włosy na głowie. Tymczasem 3 października wyrok został odczytany i... nic się nie stało. Zapowiadany armagedon nie nastąpił. Po kilkugodzinnych wahaniach, ceny akcji banków i kurs polskiej waluty zaczęły rosnąć. Orzeczenie Trybunału miało siłę rażenia nieporównanie mniejszą od spodziewanej. Dlaczego?
Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że banki przesadziły, siejąc strach, któremu na szczęście nie ulegli inwestorzy, bo stanowisko TSUE, jakkolwiek przykre dla banków, zapewne będzie miało skutki, ale długofalowe, nie natychmiastowe. Ewentualne straty instytucji finansowych zostaną rozłożone w czasie. Wszak Trybunał nie stwierdził nieważności frankowych umów kredytowych ani też konieczności ich przewalutowania. Otworzył tylko kredytobiorcom furtkę do wyjścia z trudnej sytuacji, pokazując, że mogą wygrać w sądach.
W interesie klienta
Wyrok TSUE był odpowiedzią na zapytanie Sądu Okręgowego w Warszawie prowadzącego sprawę państwa Dziubaków. W 2008 roku zaciągnęli oni w Raiffeisen Banku kredyt hipoteczny w wysokości 400 tys. zł indeksowany do CHF. Dziś, w wyniku wzrostu kursu franka, kredyt urósł do 520 tys. Jednak umowa, jaką zawarli z bankiem, posiada wadę. Jedna z jej klauzul została uznana za abuzywną, czyli niedozwoloną, ponieważ określa, że przeliczanie franków na złote odbywa się na podstawie tabel banku, co – jak twierdzą kredytobiorcy i ich pełnomocnicy – oznacza, że według widzimisię bankowców. Państwo Dziubakowie chcieli, aby sąd uznał całą umowę za nieważną. Sąd zapytał Trybunał o wykładnię unijnego prawa, a TSUE odpowiedział, że prawo nie ma nic przeciwko unieważnianiu umów, w których stwierdzono klauzule abuzywne. Unieważnienie całej umowy, czyli uznanie, że jej w ogóle nie było, pociąga za sobą konsekwencje – obie strony muszą oddać sobie nawzajem pieniądze. Klient bankowi – otrzymaną kwotę kredytu w złotych, bank klientowi – wszystkie zapłacone dotychczas raty. Gdy frankowicz spłacił cały kredyt, nie musi już nic zwracać. Kiedy spłacił większość kredytu i zaległości zostało niewiele, też jest w dobrej sytuacji. Jednak większość zobowiązań indeksowanych i denominowanych do walut zawierano w latach 2006 – 2008, dlatego duża część klientów jest teraz mniej więcej w połowie drogi i będzie musiała się liczyć z zapłaceniem bankowi 100, 200, a przy większych kredytach nawet kilkuset tysięcy. W takiej sytuacji niektórzy nie zdecydują się na unieważnienie umowy w całości. Jakie więc mają opcje? Mecenas Beata Strzyżowska w rozmowie z „Gazetą Prawną” stwierdza wręcz, że klient niczego nie powinien zwracać bankowi, ponieważ bank to przedsiębiorstwo, więc dotyczy go trzyletni okres przedawnienia, który praktycznie we wszystkich kredytach opartych na walucie już dawno minął. Również TSUE nie zostawia frankowiczów bez pomocy, twierdząc, że sąd nie może uznać umowy za niebyłą, jeśli narazi tym samym konsumenta na szczególnie szkodliwe skutki. Liczy się zatem wola klienta. Niestety, TSUE nie wskazuje wprost, co zrobić, gdy klient nie chce unieważnienia, a klauzule abuzywne stanowią przedmiot główny umowy, czyli bez nich po prostu nie da się jej wykonywać. Przyjmijmy, tak jak to jest w przypadku państwa Dziubaków, że za niedozwoloną została uznana klauzula mówiąca, iż bank przelicza saldo kredytu według własnej tabeli kursowej. Gdyby sąd po prostu wykreślił ten zapis, nie byłoby wiadomo, w jaki sposób realizować umowę, co przyjąć za podstawę przeliczeń. Państwo Dziubakowie zgadzają się na unieważnienie, lecz jak miałby postąpić sąd, gdyby go nie chcieli? Banki najchętniej zaakceptowałyby zmianę na kredyt w złotych z oprocentowaniem WIBOR. To wykluczone, mówi TSUE. Sąd ma klauzule abuzywne wykreślać, lecz nie może ich zmieniać i wypełniać luk w dokumencie innymi zapisami. A więc pat? Niekoniecznie. Prawnicy wskazują wyjście – zmieniamy kredyt na złotowy, pozostawiając stopę procentową opartą na LIBOR-ze. Rozwiązanie wydaje się logiczną konsekwencją, a podobne wyroki już w Polsce zapadały, na przykład wyrok Sądu Najwyższego z4 kwietnia czy Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia z 2 października, czyli jeszcze przed orzeczeniem Trybunału. Umowę takiego kredytu banki uznają jednak za konstrukcję dziwaczną, powołując się przy okazji na sprawiedliwość w stosunku do klientów, którzy brali kredyty w złotym i płacą wyższe odsetki. Natomiast mecenas Strzyżowska uważa, że odsetki naliczane według LIBOR-u to żadna ekstrawagancja, tylko sankcja dla
przedsiębiorcy, czyli banku, który wciskał kredytobiorcy umowę, czyli produkt, nie bacząc na to, czy jest dla niego szkodliwa. Przez wielu adwokatów i radców prawnych stanowisko TSUE jest interpretowane właśnie jako kara dla firm stosujących nieuczciwe praktyki wobec konsumentów. – Odnoszę wrażenie, że dotychczas był brany pod uwagę interes banków, nigdy nie padało pytanie: co jest w interesie klienta – mówi dr Artur Bartoszewicz ze Szkoły Głównej Handlowej w wywiadzie dla portalu Interia.pl. – Nadzór finansowy pozwalał i nadal pozwala bankom nadużywać swojej pozycji, a wyrok TSUE mówi, że powinno być wręcz przeciwnie: relacji rynkowych nie można rozpatrywać z pozycji siły. Instytucje finansowe nie tylko były w uprzywilejowanej sytuacji, ale jej jeszcze nadużywały. I dopiero Trybunał Sprawiedliwości UE (...) przypomniał, że stosunki między wszystkimi stronami gry rynkowej muszą być uczciwe.
Sądy ośmielone
Banki zapewne będą bronić się zażarcie, a mają do tego i siły w postaci armii prawników, i środki finansowe. – TSUE ostrożnie stwierdził, że występowanie kredytu w złotym oprocentowanym na podstawie stawki LIBOR może nie być akceptowane przez polskie prawo. Taki kredyt zatem mógłby być tylko unieważniony – zastrzega główny ekonomista ING Banku Śląskiego Rafał Benecki w wywiadzie dla „Bloomberga”. Czy banki naprawdę powinny iść w tym kierunku? Unieważnienia mogą je mocno zaboleć. – Mamy do oddania 180 tys. a nie 520 – cieszy się Justyna Dziubak, której sprawa już jest właściwie wygrana, ponieważ polskie sądy, mimo że wyrok TSUE ich formalnie nie wiąże, będą musiały wziąć go pod uwagę. Według wyliczeń Domu Maklerskiego „Trigon”, gdyby wszyscy frankowicze zażądali unieważnienia swoich umów, koszt dla banków wyniósłby 70 – 90 mld zł. Najbardziej ucierpiałyby instytucje mające największe portfele kredytów indeksowanych i denominowanych do CHF, a więc PKO BP, który odziedziczył pokaźny „spadek” kredytowy po Nordei, Millenium, któremu kłopotów dołożyło przejęcie Euro Banku, oraz mBank, który na swoje problemy zarobił sam. To ranking pod względem wartości portfeli, lecz ważniejszy może okazać się udział kredytów frankowych we wszystkich kredytach i pożyczkach danego banku, a tu przoduje Getin Noble mający ich aż 23 proc. Rzecznik prasowy tego banku tonuje nastroje w oświadczeniu dla redakcji portalu Bankier.pl: – Wyrok TSUE dotyczy wyłącznie klauzul indeksacyjnych uznanych w prawomocnych wyrokach wydanych przez polskie sądy za abuzywne. Sama decyzja TSUE nie jest równoznaczna z uznaniem wszystkich tego typu klauzul stosowanych przez banki za abuzywne. To prawda, w umowach klientów, którzy mają szansę wygrać w sądzie, muszą istnieć zapisy niedozwolone i musi to potwierdzić sąd. A ponieważ TSUE wyrokował w sprawie kredytu indeksowanego (kwota kredytu w umowie wyrażona w złotych), to pojawiają się twierdzenia, że stanowisko Trybunału nie dotyczy kredytów denominowanych, gdzie kwota kredytu podana jest we frankach. Lecz prawnicy są przekonani, że sądy właśnie zostały ośmielone do podjęcia działań korzystnych dla kredytobiorców i umowy o kredyty denominowane są również do podważenia. Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta Marek Niechciał w interpretacji wyroku TSUE idzie jeszcze dalej: – Orzeczenie Trybunału odnosi się nie tylko do kredytów złotówkowych wyrażonych w walucie obcej, ale do każdej sprawy dotyczącej skutków stosowania nieuczciwych warunków umownych w Polsce. Jednak dla banków wyrok TSUE stanowi jasny sygnał, jakie konsekwencje może mieć pozostawienie w umowach z konsumentami klauzul abuzywnych i strategia banku przewlekająca sprawę w sądzie.
Idźcie i walczcie!
Banki mają nadzieję, że do sądów pójdzie niewielki odsetek frankowiczów. Jak duży? Według Związku Banków Polskich obecnie tylko dwa procent z nich występuje z pozwami. Czy po wyroku TSUE liczba pozwów wzrośnie? Prawnicy zachęcają do aktywności, ponieważ roszczenia konsumenta przedawniają się w terminie dziesięciu lat, a więc ci, którzy mają kredyt dłużej, z każdym miesiącem tracą część kwoty, którą bank miałby im zwrócić. Na inicjatywę kredytobiorców liczy rzeczniczka finansowa Aleksandra Wiktorow. Jej urząd przyjmuje wnioski o tzw. istotny pogląd, czyli opinię o umowach. – Dziś to najbardziej skuteczny sposób wspierania posiadaczy kredytów walutowych. Od początku działalności otrzymaliśmy już 1467 takich wniosków – mówi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Radzi również, by składać reklamacje do banków. – Im więcej osób (...), tym większe prawdopodobieństwo, że banki zmienią swoje podejście do tego typu sporów. Rząd spodziewa się, że duża liczba reklamacji i pozwów zmusi banki do zawierania ugód. Dotychczas nie chciały o nich słyszeć, a i po wyroku TSUE nie zanosi się na to, że zmiękną. – Konieczne są orzeczenia polskich sądów – powiedział na konferencji prasowej prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz. Klienci mają udowodnić nie abstrakcyjną abuzywność, tylko abuzywność w konkretnej umowie wraz z kompletną dokumentacją. Poza tym szef ZBP wyraził nadzieję, że w sądach nie dojdzie do absurdalnego uprzywilejowania kredytobiorców. Tylko czy banki są przygotowane finansowo na zadośćuczynienie klientom po przegraniu procesów? Witold Modzelewski, profesor nauk prawnych, były wiceminister finansów, w rozmowie z „Polską The Times” wątpi, czy mają wystarczające rezerwy: – Z jednej strony mówi się, że jakieś bufory zostały potworzone. A z drugiej strony straszy się opinię publiczną jakąś katastrofą, w ogóle kryzysem ekonomicznym na tym tle. Koszty, jakie liczą banki, wynoszą nawet powyżej 60 miliardów złotych. To jest jakaś intelektualna szamotanina, bo albo jest się do tego przygotowanym i mówi się: „Bądźcie spokojni o kondycję zarządczą naszych banków”, albo banki są źle przygotowane i muszą jedynie biadolić i płakać publicznie, wołając, jak to chce się je pobić. Modzelewski postuluje utworzenie państwowej komisji, która wyjaśni, czy są te straty w bankach, czy ich nie ma? Z czego one miałyby wynikać? Czy te podmioty są przygotowane? Czy się im dobrze, czy źle dzieje? Jesteśmy w chaosie informacyjnym, a powinniśmy do tego podejść trzeźwo. Jeśli frankowicze złożą pozwy, sądy nie będą się kierowały dobrem banku, ani nawet dobrem państwa. Będą rozstrzygały – jest klauzula abuzywna, klient wygrywa. A gdy takich spraw będzie bardzo wiele, możliwa stanie się nawet ustawowa interwencja państwa, przewidują ekonomiści. – Prędzej czy później finał będzie jeden i ten sam – to znaczy, że trzeba będzie „odwalutować” czy też odindeksować, odwaloryzować te wszystkie kredyty w takim zakresie, w jakim będzie wola samych kredytobiorców – mówi Modzelewski.