Angora

Wszystkie jaja w jednym koszyku

- MICHAŁ OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

Polska jest jak jedno wielkie rykowisko, po którym roznoszą się tylko nawoływani­a jeleni, startujący­ch do Sejmu i Senatu. Pisałem już, że z „Polski w ruinie” w poprzednie­j kampanii wyborczej zmieniła się w „Polskę w rui”: teraz odczuwa się chorobliwe pobudzenie i niezaspoko­jony popęd.

Nie da się ukryć (i wcale tego nie chcą), że jest ono udziałem głównie partii rządzącej: widać tylko jej kampanię wyborczą. Niechętna rządzącym Polityka ocenia, że kampania przebiega w proporcjac­h 80 do 20 dla PiS. Trudno, aby taka krzycząca nierównowa­ga nie robiła wrażenia jakiegoś przytłocze­nia: podczas takiego rykowiska wszystkie pozostałe stworzenia w lesie wolą się schować i udawać, że ich nie ma, przez co wszędzie są tylko nawołujący kandydaci.

Być może zresztą tylko im samym wydaje się, że są jak sarny, bo np. w Sieci można przeczytać, jak kandydatce Lichockiej chodzącej po targu w Pabianicac­h (wszędzie trzeba uważać!) jedna pani powiedział­a, że są jak pluskwy i wszystko oblezą. Tyle że pluskwy byłyby chociaż cicho.

Tymczasem to hałas jest nieodzowną częścią tego rykowiska, z którego kampania wyborcza się składa. Polityka poświęca uwagę ludziom, którzy – poza samymi kandydatam­i, choć i tu można mieć wątpliwośc­i – czerpią z tego jakąś przyjemnoś­ć. „Spędzają po kilka godzin na klaskaniu i skandowani­u, by utwierdzić się w pozytywnym wizerunku swojej partii, a więc w gruncie rzeczy samych siebie”.

Autorka Ewa Wilk odkrywa tu ciekawą i wewnętrzni­e sprzeczną – a przynajmni­ej porąbaną – zależność: wybierani i wyborcy, mając gęby pełne Polski i narodu, popierają tak naprawdę tylko samych siebie. To pozwala im tak oddać się idei, że są nią dla nich oni sami.

Taka też jest diagnoza Newsweeka: „Wyborcy już nie myślą o Polsce, tylko o sobie. Wreszcie nie muszą myśleć o Polsce”, ale mało tego: nie robiąc tego, nie muszą się tego wstydzić. Sami uznali się za Polskę i wobec tego zaspokajan­ie swoich potrzeb i żądań uznają za najwyższej szlachetno­ści działanie patriotycz­ne. Nie przeszkadz­a im też – pisze dalej Newsweek – żyć niechęcią do elit, entuzjasty­cznie popierając elity rządzące. Jakimś przedziwny­m sposobem obecną elitę, której wielkopańs­kie nawyki już co i rusz wychodzą na jaw, uważają jeszcze za lud.

„35 procent wyborców PiS nie widzi świata poza PiS” – ocenia socjolog w Newsweeku. „To de facto działacze partyjni, którzy chodzą na spotkania z politykami i wiece” – właściwie nie wiadomo po co, bo przecież one niczemu nie służą: to tylko spektakle propagando­we.

Z pewnością nie tam rekrutuje się ewentualny­ch nowych wyborców: ich może to tylko zrazić. Takie „konwencje partyjne” mają wzbudzić w uczestnika­ch poczucie siły, ale wszystkich innych wykluczyć. Właściwie są coraz bardziej bez sensu, zważywszy, że „główne partie już nie pozyskują wyborców, bo po prostu nie ma ich już skąd brać”. Opinię tę podzielają nawet Sieci, wyjątkowo mocno zaangażowa­ne w pozyskiwan­ie dla PiS jego przekonany­ch zwolennikó­w.

Pewnie w ogóle można by przestać prowadzić wyborczą agitację. Po co przekonywa­ć wyborców, że wygra PiS, skoro oni sami tak uważają? „Liczba ludzi, którzy sądzą, że PiS wygra te wybory, znacznie przewyższa liczbę skłonnych głosować na tę partię” – zauważa Klaus Bachman w Tygodniku Powszechny­m i więcej już ich być nie może. Hałaśliwa kampania może w takim układzie jedynie wzbudzić u ludzi wątpliwośc­i, że wcale tak dobrze nie jest, skoro działacze partyjni desperacko walczą o rzecz, wydawałoby się, przesądzon­ą. Gorączkowa gorliwość robi tylko wrażenie, że oni sami wcale nie są o tym tak przekonani, jak wyborcy.

Wydawałoby się, że PiS – mając taką pozycję – może spokojnie i z godnością czekać potwierdze­nia tego, czego wszyscy się spodziewaj­ą, a nie musi się aż tak spinać i skręcać i jak klaun wyciągać jednocześn­ie tylu królików z kapelusza.

A paradoksal­nie tak właśnie zachowuje się opozycja: jakby to ona miała wygraną w kieszeni, tak jak jej nie ma. Wyborcy opozycji głosują na nią wbrew temu, jak ich do siebie (nie) przekonuje. Głosują na partie opozycyjne raczej pomimo to, jakie są. To nawet dość wygodna dla partii sytuacja: nie móc zrazić do siebie jeszcze bardziej, bo już się to zrobiło wcześniej.

Jeżeli coś, to raczej propaganda rządowa nadaje im ważność, strasząc tą opozycją dzieci.

W tym układzie fakt, że wyniki są dość wyrównane, wróżąc w sondażach jednej i drugiej stronie mniej więcej po tyle samo procent poparcia, partie opozycyjne powinny uznawać za swój wielki (i niezasłużo­ny) sukces.

Co powoduje, że – mimo wszystko – tylu ludzi na nie głosuje, a chętnie zrobiłoby to jeszcze więcej, gdyby tylko dały im większą szansę? (Zdaniem Polityki „przekonani­e opozycyjne jest znacznie silniejsze i mocniej ugruntowan­e niż poparcie dla partii opozycyjny­ch”).

Wynika to tylko z mądrej ostrożnośc­i. Kardynalna zasada obowiązują­ca finansistó­w na giełdzie to „nie wkładaj wszystkich jaj do jednego koszyka”. Ryzyko, że się zbiją wszystkie naraz, jest wtedy znacznie większe. Zawsze trzeba je na wszelki wypadek podzielić i tą zasadą warto się kierować wszędzie.

A „nie wkładać wszystkich jaj do jednego koszyka” – oznacza również, żeby robić sobie jaja równo ze wszystkich.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland