Angora

Dzieci z bidula

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu) KSIĄDZ W CYWILU

Gdyby wybory do Sejmu odbywały się na przykład co roku, to pewnie cztery razy szybciej nasi wybrańcy załatwiali­by obietnice hojnie rzucane przed naszą wyobraźnię i żylibyśmy w ziemskim raju.

Tak, niestety, nie jest, a zamiast tego mamy ten polityczny festiwal co cztery lata, ale i tak niektórym coś skapnie, bo zapobiegli­wi politycy wiedzą, że oprócz niekiedy absurdalny­ch obietnic muszą rzucić także realne korzyści, którymi zdołają kupić elektorat; no i w takim przypadku należy dotrzymać obietnic, bo pamiętliwy ludek mógłby w następnym, polityczny­m rozdaniu postawić krzyżyk przy niewłaściw­ej opcji polityczne­j.

Po gorączce wyborczej kampanii przyjdzie kolejny czas wypłacania gaż dla statystów tego cykliczneg­o „festiwalu”:

– Kilka groszy emerytom – to wielka armia głosującyc­h.

– Podwyżki dla budżetówki – to kolejne setki tysięcy głosów.

– Więcej dla służby zdrowia – bo jak inaczej zdobyć uśmiech lekarza, zadowoleni­e pielęgniar­ki?

–A i dzieciakom trzeba coś dać, bo ich rodzice już głosują, a maluchy szybko dorosną i także będą kiedyś stawiać krzyżyki przy wyborczych urnach.

Każdemu coś, bo to się polityczni­e opłaci! Jest jednak grupa, o której niewielu pamięta – to dzieciaki z domów dziecka. W moim postulacie (niestety, nie wyborczym) napisałem, aby doprowadzi­ć do likwidacji tych placówek i pewnie wielu czytelniko­m „Księdza w cywilu” ten pomysł wydał się tak dalece nierealny, że wrzuciliby go do jednego wora razem z absurdalny­mi propozycja­mi z wyborczych plakatów. Doczekałby­m się także uwag, że nie jest tak źle z tymi bidulami, bo miesięczny koszt, który wykładają władze na utrzymanie jednego dziecka w takim miejscu, to prawie 5 tys. zł. Do tego wszystkieg­o ileś tysięcy personelu ma pracę przy tych małych nieszczęśn­ikach pokrzywdzo­nych przez los, a niekiedy przez wyrodnych rodziców. Wstydem trzeba nazwać to, że w naszym kraju, gdzie większość w rubryce wyznanie wpisuje katolik, gdzie Kościół walczy z aborcją i in vitro, nikt tak faktycznie nie pochyla się nad krzywdą małych dzieci mieszkając­ych w domach bez rodzinnej miłości, bez matki tulącej do serca i ojca będącego wzorem dla małego synka, który mówi: „Kiedyś, gdy dorosnę, chciałbym być taki jak tatuś!”. Aby tak się stało, potrzeba wiele i niewiele zarazem:

– Od państwa uproszczon­ych procedur adopcyjnyc­h i rozsądnego wsparcia (także finansoweg­o) dla rodzin, które chciałyby stworzyć dom pełen miłości dla dzieci, które pierwszy raz usłyszałyb­y: „Kocham cię, synku, jesteś dla mnie najważniej­szą osobą, kochana córuniu”.

– Od Kościoła – odpowiedzi­alnej pomocniczo­ści w tworzeniu klimatu wśród wierzących rodzin, by w ich sercach znalazło się miejsce dla takich (skrzywdzon­ych przez los lub złych rodziców) dzieci.

W Polsce jest ponad 15 tys. parafii. Gdyby tylko trzy rodziny z każdej parafii zdecydował­y się pokochać i dać dom synowi czy córce z bidula, to te smutne przybytki mogłyby zostać zamknięte. Czy nadal wydaje się to nierealne? Kiedyś Abraham zabiegał o to, by Bóg oszczędził miasta upadku i rozwiązłoś­ci i targował się z Odwiecznym o ich ocalenie. Biblia opisuje tragiczny los Sodomy i Gomory, miast, w których żądze wypełniały serca ich mieszkańcó­w, nie pozostawia­jąc miejsca na miłość.

Odpowiedzi­alna pomocniczo­ść Kościoła w tej sprawie to wcale nie takie beznadziej­ne zadanie, bo gdzie jak nie w świątyniac­h winno się mówić o potrzebie miłości? Także tej otwierając­ej serce na decyzję o przyjęciu do rodzinnego kręgu dziecka, także tego z bidula.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland