BEZCZELNOŚĆ i AROGANCJA
Według „Słownika języka polskiego” BEZCZELNOŚĆ to cecha kogoś, kto jest pewny siebie do tego stopnia, że robi coś, nie licząc się z nikim i niczym. Zaś AROGANCJA to nadmierna pewność siebie połączona z lekceważeniem innych! Celowo przypominam znaczenie owych pojęć, ponieważ uważam, że powinno się je na nowo zdefiniować. Dostosować do obecnych, niebywale cynicznych, zakłamanych i agresywnych czasów. Dopasować do standardów, a właściwiej będzie powiedzieć braku standardów w świecie polityki – największym bagnie, które zdaje się nie mieć dna. Nabrałem takiego przekonania po obejrzeniu przedwyborczych konwencji Polskiej Zjednoczonej Partii Prawo i Sprawiedliwość i wysłuchaniu przemówień towarzysza pierwszego sekretarza Jarosława Kaczyńskiego. To, co ten bezżenny, wiekowy facet wygadywał, w głowie, czy jak kto woli, w pale się nie mieści. Bez wstydu, bez zażenowania wciskał ludziom ciemnotę, nawijał im makaron na uszy. Zmieniał bez znieczulenia, na żywca obraz rzeczywistości w myśl swojej zasady: „Żadne płacze, żadne krzyki nie przekonają nas, że białe jest białe, a czarne jest czarne”! To też na żadnym przedwyborczym spędzie nikt z oklaskującego i wiwatującego na cześć Kaczyńskiego tłumu nie ośmielił się Jarosławowi powiedzieć, że jest na odwrót. Że to, o czym mówi, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością! Wszyscy byli wniebowzięci. Łykali te bzdury, którymi karmił ich wódz, i mlaskali z zachwytu. Na potwierdzenie moich słów przytoczę fragment wypowiedzi prezesa podczas ostatniej konwencji, czytaj – ostatniego kaczystowskiego zlotu klakierów, cmokierów i wazeliniarzy w Krośnie. „Oni chcą w Polsce zlikwidować demokrację ostatecznie. Po prostu dlatego, bo zobaczyli, że w ramach demokracji oni nie mogą rządzić. Nie mogą dominować, nie mogą panować w strefie politycznej, strefie ekonomicznej i strefie kulturowej! (...) Zdobyliśmy jedną podstawową wartość. Zdobyliśmy coś, co w polityce jest bezcenne i co jest istotą polityki demokratycznej, zdobyliśmy WIARYGODNOŚĆ!”. Rany boskie, to już nie jest zwyczajna bezczelność i arogancja, tylko megabezczelność i arogancja. Człowiek, który rządzi niepodzielnie krajem bez żadnego umocowania w konstytucji, trzyma w garści prezydenta, premiera i marszałków, nie ponosi odpowiedzialności za podejmowane decyzje, ŚMIE mówić, oskarżać opozycję, że pragnie w Polsce zlikwidować – i to ostatecznie – demokrację. No wyć i bluzgać chce się z wściekłości. Znalazł się wielki budowniczy porządku i ładu demokratycznego. Sam siebie wyniósł do rangi przywódcy, dobroczyńcy i zbawiciela narodu. Pierwsze co zrobił ten niestrudzony krzewiciel demokracji, to wbrew obowiązującemu prawu podporządkował sobie władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, w efekcie czego trójpodział władzy stał się fikcją. Następnie przeobraził parlament w maszynkę do głosowania ustaw napisanych na Nowogrodzkiej. W ramach rozwijania ustroju demokratycznego zawłaszcza państwo, czyniąc z niego pisowski folwark. Szczytem bezczelności i arogancji można nazwać tylko twierdzenie prezesa, że jego partia jest wiarygodna. Nie WIARY-, prezesie, a KARYGODNA!