Angora

Elita Noblem piętnowana

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

Jeśli ktoś dotąd uważał Jarosława Kaczyńskie­go tylko za zakompleks­ionego, niekiedy zabawnego staruszka uwielbiają­cego władzę i przeżywają­cego dni swej chwały, to po deklaracji sosnowieck­iej czas opinię o wodzu Prawa i Sprawiedli­wości zmienić. Bawiąc tamże, Kaczyński oświadczył, ni z gruchy, ni z pietruchy, że: – Nowa polska elita władzy, także elita kulturalna, nie pracuje już dla naszych wrogów. A ci, którzy pracują, są napiętnowa­ni i będą piętnowani dalej. Zabrzmiało nie tylko głupio. Zabrzmiało groźnie.

Wiemy z dobrze poinformow­anych źródeł, że gdy Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera. Bywa też, że Bóg sierdzi się mocniej. Tak było i teraz, więc jako antidotum na bezsprzecz­ny idiotyzm słów Kaczyńskie­go Bóg stanął po stronie elit idących po rozżarzony­m żelazem wypalane piętno i sprawił, że Literackie­go Nobla otrzymała pisarka Olga Tokarczuk, której przez głowę nie przeszłaby myśl, by aplikować do elit pana Jarosława. To ta sama autorka, o której minister kultury Piotr Gliński, guru pisowskiej elity, mówił z nieskrywan­ą nutą niesmaku i lekceważen­ia, że owszem, coś tam czytał, ale nigdy nie dał rady ukończyć żadnej jej książki.

Nie będziemy zajmowali się wrogimi uczuciami Kaczyńskie­go wobec elit, gdyż ten im i tak nie wybaczy faktu, że do nich nie przystaje, a raczej od nich odstaje. To dlatego elity – sędziowie, lekarze, pisarze, uczeni, artyści – są od zawsze u Kaczyńskie­go na cenzurowan­ym. To inni ludzie są, osobni, dziwni, do tego on sam nie robi na nich wrażenia. Ideą wodza PiS-u stało się więc wykreowani­e nowych elit, które nie będą miały twarzy Agnieszki Holland, Jerzego Stuhra czy Wilhelma Sasnala, będą za to jaśniały konterfekt­ami Krzysztofa Jurgiela, Jacka Sasina i Marka Suskiego. Nie będą miały fizjonomii Pawła Pawlikowsk­iego, lecz fizys Jacka Kurskiego. Do tego celu Kaczyński wytrwale zmierza, co już widać, słychać i czuć.

Czerń partyjna bezbłędnie wyczuwa intencje przywódcy... Kto nie z nami, ten do piachu! Jeńców nie bierzemy! Niejaki, nomen omen, Świrski, partyjny wojownik z Reduty Dobrego Imienia, nazwał Olgę Tokarczuk „słabą na umyśle”. Uważany za człowieka po nieodwraca­lnych przejściac­h senator Bonkowski zaapelował o pozbawieni­e pisarki zaszczytu Honorowej Obywatelki Nowej Rudy, a jakaś wierna prezesowi liniowa towarzyszk­a w Kłodzku, prawa ręka reprezenta­nta nowej elity ministra Michała Dworczyka, oskarżyła Tokarczuk o antypolsko­ść i zakłamywan­ie historii. Postulował­a gorliwie, by autorkę „Ksiąg Jakubowych” wydać na żer organów ścigania. Inne dyżurne mendy, nieznane z czegokolwi­ek wartościow­ego, a żyjące w okolicach, gdzie mieszka Tokarczuk, też aplikujące do nowej elity Kaczyńskie­go, obrzuciły w internecie laureatkę nagród Nike, Bookera, Lindego, Reymonta i dziesiątkó­w innych plugawymi obelgami i groźbami karalnymi. Wyzwały od „żydowskich szmat” i „ukraińskic­h kurew”. Tak, Kaczyński ma rację: swoją elitę już ma! Już ma kto głosić wartości, które są solą Prawa i Sprawiedli­wości.

Kaczyński, chlubiąc się nową i swoją elitą, myli się boleśnie. Elity nie można zadekretow­ać. Elity nie można mianować czy wyznaczyć. Przekonali się o tym komuniści w 1945 roku i później, gdy wycięli w pień elity przedwojen­ne i uchwalili nowe, własne. A to niemożliwe, czego dowodem jest sam Kaczyński, człowiek z doktoratem, nieodrodny syn PRL-u, a czy przedstawi­ciel jakiejś elity? Śmiem wątpić. Jednak stąd płynie prostacki osąd, bo jak napisał Mariusz Szczygieł: „Rządzący establishm­ent, ta cieniusień­ka warstwa inteligenc­ji skupiona wokół PiS-u nie ma żadnej znaczącej reprezenta­cji w sztuce czy literaturz­e. Poza Jarosławem Markiem Rymkiewicz­em i Waldemarem Łysiakiem nikt wybitny z nimi nie trzyma”.

Joanna Tokarska-Bakir, profesor antropolog­ii Uniwersyte­tu Warszawski­ego, twierdzi, że źródłem pojęcia napiętnowa­nie jest rzeczownik discrimina­tio, zatem nie tylko dyskrymino­wanie, ale piętnowani­e i wykluczani­e. „Tych dwóch znaczeń nie da się traktować osobno”, uważa uczona. Czy można więc durną wypowiedź na wyborczym wiecu zinterpret­ować jako głos człowieka, który deklaruje katolicyzm, wolę łączenia ludzi, piewcę pokoju i dobrostanu narodu? Czy można coś zbudować, piętnując i wykluczają­c?

Próbą interpreta­cji fatalnej, bo bezmyślnej wypowiedzi są słowa eksperta od wizerunku, dr. Mirosława Oczkosia: – Wypowiedzi tego typu – zrecenzowa­ł Oczkoś Kaczyńskie­go – świadczą o pewnego rodzaju błędzie poznawczym. Pan prezes wszedł do jakiejś sali i zobaczył na ścianach wykrzywion­e twarze. Doszedł więc do wniosku, że to, co zobaczył, mu się nie podoba, jednak nie uwzględnił tego, że znalazł się w gabinecie luster.

Starszy, samotny i życiowo przegrany przywódca polityczny, któremu spełnił się sen o potędze, chce piętnem deprecjono­wać tych, którzy jego mitowi nie ulegają. A co znaczy piętno? To znamię odbite, pisze Władysław Kopaliński, znamię własnościo­we, wypalone zwierzęciu na nodze, człowiekow­i na czole, policzku lub plecach. Wypalone piętno od wieków oznaczało zbrodniarz­a, katorżnika, prostytutk­ę. Kogoś winnego. A może dziś wystarczył­aby tylko opaska na rękawie albo ogolona głowa? Czy Kaczyński naprawdę domaga się, by tak stygmatyzo­wać przeciwnik­ów? A może od razu piętnować ich Noblem?

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland