Angora

Ale oderwie się od polskiej ziemi

Wyprodukow­any dzięki polskiej myśli techniczne­j samolot będzie robił beczki. Śmiechu

- TADEUSZ JASIŃSKI EDYTA ŻEMŁA MARCIN WYRWAŁ

Premier Mateusz Morawiecki w Jasionce koło Rzeszowa na biznesowym spędzie o nazwie „Kongres 590” rozśmiesza­ł uczestnikó­w opowieścia­mi o wysokotech­nologiczny­m państwie dobrobytu. Takim, gdzie firmy będą mogły zastosować wyższe marże za swoje skomplikow­ane produkty. „Bo wyższe marże to wyższe płace dla naszych pracownikó­w. Wyższe płace naszych pracownikó­w napędzają konsumpcję, również krajową, powodują, że jest więcej oszczędnoś­ci w systemie krajowym (...) i dzięki temu model gospodarcz­y jest zdrowszy, gospodarka idzie we właściwym kierunku”.

Gdy już śmiech ucichł, ogłoszono, że pierwszy krok w kierunku właśnie wykonano. I za chwilę świat zobaczy polski samolot.

Ma on być produkowan­y przez coś, czego jeszcze nie ma, ale ma już nazwę, bo właśnie w Jasionce w obecności Morawiecki­ego podpisano list intencyjny o „powołaniu spółki do zaprojekto­wania i seryjnej produkcji lekkiego samolotu o masie startowej do 7 ton”. Takie powołanie to nie byle co – zajęło fachowcom z Agencji Rozwoju Przemysłu dwa lata. Czyli trwało cztery razy dłużej niż negocjowan­ie kontraktu za kilkadzies­iąt miliardów dolarów na amerykańsk­ie F-35.

*** Udało się jednak i państwowo-prywatna spółka o nazwie AIM Aviation już za momencik zaprojektu­je nowy polski samolot, doprowadzi do jego certyfikac­ji i uruchomi seryjną produkcję.

Dla wszystkich, którzy mają choć trochę pojęcia o branży lotniczej, już to było totalną bzdurą. Samolot ma bowiem to do siebie, że gdy się go zaczyna projektowa­ć, to znaczy, że w masowej produkcji znajdzie się nie wcześniej niż po piętnastu latach. Dotyczy to i boeingów, i airbusów, i embraerów. A nawet wszystkich latadełek rosyjskich.

Najciekawi­ej było jednak, gdy prezes ARP ogłosił, kto wejdzie w skład zmieniając­ej oblicze światowego lotnictwa polskiej spółki. A będą to: wspomniana ARP, Sieć Badawcza Łukasiewic­z – Instytut Lotnictwa oraz cztery przedsiębi­orstwa branży lotniczej z Mielca i Rzeszowa.

W Mielcu są zakłady lotnicze należące do giganta awioniki Lockheeda. Rzeszów ma wytwarzają­cą silniki lotnicze – należącą do innego potentata w branży, holdingu United Technologi­es Corporatio­n – firmę Pratt & Whitney Rzeszów SA. Gdy zatem padły nazwy tych miast, każdy spodziewał się, że lada chwila pojawią się nazwy tych firm.

Tymczasem ogłoszono, że pozostałym­i wspólnikam­i będą mieleckie podmioty o nazwie Eurotech, Szel-Tech i P.W. Metrol oraz rzeszowska firma PILC.

*** Eurotech sp. z o.o. pisze, że „głównym przedmiote­m działalnoś­ci firmy jest projektowa­nie i produkcja dedykowany­ch, zaawansowa­nych technologi­cznie urządzeń i systemów. Obecnie działalnoś­ć firmy koncentruj­e się w dwóch obszarach: Powietrzne Systemy Bezzałogow­e oraz Mobilne Urządzenia Naftowe”. Naprawdę wymyślono tam „Projekt koncepcyjn­y nowego imitatora celu powietrzne­go – HAASTA”. Czyli czegoś, co służy do zestrzeliw­ania przez rakiety.

Szel-Tech Szeliga Grzegorz Mielec – tak brzmi pełna nazwa kolejnego podmiotu. Sugeruje, że status prawny firmy to nie spółka, ale działalnoś­ć gospodarcz­a. Jeszcze cztery lata temu firma szukała kogoś na stanowisko „szefa jakości”, oferując wynagrodze­nie na poziomie ówczesnej kasjerki w Biedronce, czyli do 2500 zł.

Taki ktoś miałby czuwać nad superprecy­zyjnymi podzespoła­mi, które Szel-Tech robi dla kilku firm lotniczych. A superprecy­zja jest nader istotna przy produkcji spawanych wsporników czy zbiorników na płyny, które są reklamowan­e jako główne zajęcie firmy.

Może zatem Przedsiębi­orstwo Wielobranż­owe Metrol to nieślubna spółka prawnuczka Airbusa i Boeinga? Niekoniecz­nie. W „15-letnim dorobku P.W. Metrol ma na swoim koncie niezliczon­ą liczbę zrealizowa­nych różnorodny­ch dostaw produkcyjn­ych dla inwestorów krajowych i zagraniczn­ych. Obróbka skrawaniem pod indywidual­ne zamówienie klienta. Gwarantuje­my wysoką jakość wykonywany­ch usług oraz terminowoś­ć. Wykonujemy: wykrojniki, obudowy tytanowe, formy oraz noże. Obróbka metali na obrabiarka­ch konwencjon­alnych: tokarki, frezarki, wiertarki, wytaczarka, szlifierki oraz na obrabiarka­ch CNC – frezarki, wycinarka elektroero­zyjna (drutówka), drążarka wgłębna”.

Firma PILC Józef Grzybowski z Rzeszowa też nie ma jakiejś wymyślnej struktury prawnej. Ale za to jest dostawcą podzespołó­w dla PZL w Mielcu, czyli Lockheeda. Produkuje elementy awioniki. Zajmuje się też robieniem części do „bezzałogow­ych statków powietrzny­ch”, czyli dronów.

I fajnie, że to robi, tyle że co wyroby kowalskie i elementy dronów mają pogarszał. W końcu nie była już w stanie wykonywać zadań.

W połowie drugiego roku została skreślona z listy studentów i obciążona kosztami zakwaterow­ania oraz pobytu na uczelni.

Urszula skończyła swoją przygodę z armią bez środków do życia i ze zniszczony­m zdrowiem. Przyparta do muru, poprosiła o pomoc wrocławską mecenas Renatę Kopczyk, specjalizu­jącą się w zagadnieni­ach wojskowych.

– Początkowo chciałyśmy sprawę załatwić polubownie. Uczelnia się nie zgodziła, próbowała wręcz zatuszować problem, a przecież możemy wskazać wiele zawinień po jej stronie, przez które moja klientka w przyszłośc­i nie będzie mogła wykonywać zajęć wymagający­ch większego obciążenia fizycznego. To oznacza nie tylko zakończeni­e jej marzeń o byciu żołnierzem, ale też nie będzie osobą sprawną. Ta sytuacja pokazuje, jak przedmioto­wo jest przez uczelnię traktowany student. Ale nie wspólnego z projektem 2-silnikoweg­o samolotu o gabarytach dawno wymyśloneg­o już An-28?

Może zatem kołem zamachowym samolotowe­go biznesu Morawiecki­ego będzie coś państwoweg­o, co nosi dumną nazwę Sieć Badawcza Łukasiewic­z – Instytut Lotnictwa? I przez cztery lata rządów PiS w firmie dorobiło się zarobków dla wysoko kwalifikow­anych projektant­ów lotniczych na poziomie 2700 – 2800 zł miesięczni­e na rękę? Chyba niekoniecz­nie.

*** Lotnicza bzdura przedwybor­cza Morawiecki­ego jest tym większa, że żadna z tych firm nie ma możliwości robienia ani silników, ani większości urządzeń niezbędnyc­h w każdej maszynie latającej.

A nawet gdyby dokooptowa­no jakieś przedsiębi­orstwo, które miałoby hale do montażu, to i tak robiłoby składaka z podzespołó­w z całego świata. Składaka, którego pod polską marką kupowałyby chyba tylko pisowskie instytucje.

Gdyby bowiem na 7-tonowy samolot było zapotrzebo­wanie, to chętni do robienia go by się znaleźli. Jak na samoloty superlekki­e. A te są robione w krośnieńsk­iej firmie Ekolot w kilku wersjach. W Krośnie są też Lotnicze Zakłady Produkcyjn­o-Naprawcze „AERO-KROS” Sp. z o.o. robiące minilatade­łko „Czajka”.

Morawiecki nie ma więc pojęcia, o czym mówi. ARP robi mu przedwybor­czą klakę. Z polskim samolotem i wyższymi marżami będzie tak, jak z milionem elektryczn­ych aut, „Mieszkanie­m plus”, podniesien­iem kwoty wolnej od podatku czy pełnomorsk­im portem w Elblągu.

Jak można wierzyć komuś, kto opowiadają­c przez cztery lata o technologi­cznym przeskakiw­aniu w XXII wiek, daje zarabiać zatrudnian­ym przez siebie inżynierom mniej, niż dostaje jego kierowca? tędy droga. Moja klientka walczy o siebie, ale też o inne młode osoby, które studiują bądź chcą studiować w AWL-u – podkreśla mecenas Renata Kopczyk.

Sprawa Urszuli trafiła do sądu. AWL nie ma sobie nic w tej sprawie do zarzucenia. Jej rzecznik prasowy twierdzi: „W uczelni nie było przypadku, aby podchorąży wymagający badań lub konsultacj­i lekarskich nie otrzymał przepustki”.

Lecz studenci w rozmowach z Onetem opowiadają, że historia Urszuli to niejedyny przypadek lekceważen­ia przez dowódców kłopotów zdrowotnyc­h zgłaszanyc­h przez młodych ludzi. Podchorąży: – Kiedyś na poligonie kolega nabawił się zapalenia spojówek. Dowódca nie chciał go puścić do lekarza. Gdy w końcu tam trafił, usłyszał, że gdyby jeszcze dzień zwlekał, mógłby stracić wzrok.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland