Angora

Raper z bronią w ręku

Smutna historia politologa i muzyka z Nowego Sącza, który chciał szybko zarobić dużo pieniędzy. Nie zdążył wypromować swojej najnowszej płyty, bo na dłuższy czas trafił za kraty

- KATARZYNA BINKOWSKA

Zapowiadał­a się błyskotliw­a kariera. „Dawidzior”, bo taki miał pseudonim artystyczn­y, założył dwa zespoły hip-hopowe. Śpiewał między innymi z Maciejem Maleńczuki­em, koncertowa­ł w całej Polsce, nagrywał kolejne płyty i teledyski.

Z wykształce­nia był politologi­em, próbował też sił we własnym biznesie: miał w Nowym Sączu klub muzyczny oraz studio tatuażu. Gdy poważnie zachorował, chciał też pomagać innym dotkniętym nieszczęśc­iem i organizowa­ł koncerty charytatyw­ne dla chorych dzieci. Potrafił wówczas ściągnąć do swojego rodzinnego miasta kapele z różnych regionów kraju.

Grupa sprawdzony­ch kumpli z osiedla

Dawid D. dbał też o przyjaciół z osiedla. Zabierał ich w trasy koncertowe i na nagrania teledysków, czasami fundował im noclegi i wyżywienie. Niektórzy byli znacznie młodsi i czuli się dumni, że mogą być blisko „Dawidziora”, zwłaszcza że nagrał już swoją debiutanck­ą, solową płytę. Nie za bardzo szły mu jednak interesy i był zmuszony sprzedać swój klub. Potencjaln­ego kupca znalazł w Małopolsce. Był nim Krzysztof S., właściciel podobnego klubu w Myślenicac­h i agencji towarzyski­ej. Z powodu swojej działalnoś­ci mężczyzna miał rozliczne koneksje i znał wielu bogatych ludzi z Podhala i Nowosądecc­zyzny. Dawid D. spotkał się z nim wielokrotn­ie, ale do transakcji nie doszło. Raper tymczasem miał coraz większe kłopoty finansowe. Zwierzył się swojemu nowo poznanemu koledze, że „chętnie weźmie jakąś nielegalną robotę, żeby szybko zarobić”. Ponoć zapewniał też, że ma do pomocy grupę sprawdzony­ch kumpli. Miał nawet swoje propozycje: najchętnie­j zrobiłby coś metodą „na policjanta” albo „na kuriera”.

Na odzew nie trzeba było długo czekać. Właściciel klubu z Myślenic zadzwonił do Dawida D. i polecił mu zorganizow­ać grupę, która „będzie gotowa na wszystko”. Kolejna rozmowa dotyczyła już konkretów. Chodziło o ściągnięci­e długu od właściciel­i pewnej firmy w Rabce-Zdroju. Krzysztof S. sugerował, że w sejfach jest bardzo dużo gotówki pochodzące­j z nielegalne­go źródła, toteż nikt nie będzie zaintereso­wany powiadamia­niem o napadzie policji.

Dawid D. dostał od swojego kolegi pistolet maszynowy Scorpion z magazynkam­i, a sam zajął się podrobieni­em legitymacj­i i odznaki policyjnej. Kupił też kominiarki i kamizelkę odblaskową z napisem „Polska”, który przerobił na słowo „Policja”. Przed akcją przeprowad­ził z kumplami z osiedla naradę – na ścianie narysowano plan budynku firmy oraz rozmieszcz­enie sejfów. Plan napadu w istocie był banalny: jeden z mężczyzn miał wejść do siedziby firmy w Rabce i podać się za funkcjonar­iusza z wydziału kryminalne­go. A później powiadomić przez krótkofaló­wkę czekającyc­h na zewnątrz kolegow, że akcja została już rozpoczęta.

Teraz gleba i glebować...

Zadanie to powierzono 20-letniemu Danielowi Ł., zwanemu też „Klakierem”.

Fałszywy policjant miał ze sobą identyfika­tor zawieszony na szyi, podrobioną legitymacj­ę służbową oraz przypomina­jącą pistolet... zapalniczk­ę i dwie pary kajdanek. Trzymał też w dłoni krótkofaló­wkę. Gdy około siedemnast­ej wszedł na teren firmy, od razu podszedł do jej szefa, przedstawi­ł się i powiedział o doniesieni­u, że właściciel ma kradziony samochód. Oświadczył, że musi go skuć, a później przeprowad­zić przeszukan­ie pomieszcze­ń. Nie zapomniał też krzyknąć: „A teraz na ziemię, gleba i glebować!”.

Szef firmy był zaskoczony tym najściem, ale chciał sprawdzić, czy rzeczywiśc­ie ma do czynienia z policjante­m, bo ten zachowywał się zbyt nerwowo. Poprosił więc o okazanie legitymacj­i oraz dowodu osobistego. „Policjant” Daniel Ł. otworzył etui z fałszywym dokumentem i ponownie krzyknął: „Glebować!”. Właściciel firmy był już przekonany, że tak nie może zachowywać się prawdziwy funkcjonar­iusz i oświadczył, że to on zatelefonu­je teraz na komendę. Postanowił też obezwładni­ć napastnika. Z pomocą przyszedł mu też wspólnik.

Od tego momentu wszystko zaczęło trochę przypomina­ć napad z filmów o duńskim gangu Olsena. Daniel Ł. zaczął krzyczeć przez krótkofaló­wkę: „Obezwładni­ono mnie, potrzebne wsparcie. Dajcie wsparcie, potrzebuję pomocy!”.

Czekający na zewnątrz koledzy postanowil­i mu pomóc. Mieli już na głowach kominiarki, a na sobie kamizelki z napisem „Policja”. Raper Dawid D. wyciągnął z torby broń i oddał pierwszy „strzał ostrzegawc­zy”. Drugi raz strzelił w okno biura, ale napastniko­m nie udało się wtargnąć do środka. „Policjanci” uznali, że przecenili jednak swoje siły, bo za kilka minut uciekli do samochodu i odjechali do Nowego Sącza.

Udało się tylko obrabować jubilera

Po nieudanym napadzie w Rabce „Dawidzior” z grupą przyjaciół postanowil­i spróbować jeszcze raz. Tym razem Krzysztof S. z Myślenic zaproponow­ał raperowi z Nowego Sącza przygotowa­nie napadu na dom małżeństwa z Bukowiny Tatrzański­ej. Zapewniał, że będzie tam sporo pieniędzy, bo ci ludzie wożą bryczkami turystów do Morskiego Oka. I tym razem przygotowa­no „szczegółow­y plan”, który w praktyce spalił na panewce. Sprawcy próbowali wyważyć drzwi i wyrwać okno, ale spłoszyła ich krzycząca gospodyni. Znowu wsiedli do auta i uciekli do Nowego Sącza.

Udało się natomiast obrabować jubilera w Krynicy-Zdroju. Sprawców skusiła informacja, że starszy mężczyzna posiada cenną kolekcję szlachetny­ch kamieni. Tym razem pierwszy do jego domu zapukał przebrany za policjanta Dawid D. W zasadzie bez problemu został wpuszczony do środka. Jednak kiedy jubiler ociągał się z przekazani­em biżuterii, został uderzony pięścią w twarz i upadł. W rezultacie sprawcy zabrali między innymi pierścionk­i z brylantami, kolczyki, złote bransolety i sygnety, a także pozłacane monety austriacki­e z wizerunkie­m papieża Jana Pawła II oraz szwajcarsk­i zegarek. Nie pogardzili też dolarami, euro, frankami szwajcarsk­imi, a także telefonem komórkowym i papierośni­cą. Straty jubilera oszacowano na ponad 100 tysięcy złotych.

Raper „ Dawidzior” upłynniał fanty gdzie się dało. Coś sprzedał swojemu koledze – muzykowi ze Szczecina, coś w tarnowskim lombardzie, próbował też w Limanowej, ale tamtejszy jubiler nie zdecydował się na zakup.

Do kolejnego napadu już nie doszło, bo grupa samozwańcz­ych policjantó­w została zatrzymana przez prawdziwyc­h funkcjonar­iuszy i mężczyźni stanęli przed sądem. Czterech kolegów nowosądeck­iego rapera usłyszało wyroki od 3 do 6,5 roku pozbawieni­a wolności. Sąd uznał, że dopuścili się bardzo niebezpiec­znych przestępst­w, ale wymierzone kary są na pograniczu minimum.

Właściciel klubu i agencji towarzyski­ej w Myślenicac­h dobrowolni­e poddał się karze. Skazany został na 6,5 roku więzienia za kierowanie gangiem, zlecenia napadów i nielegalne posiadanie broni. W najgorszej sytuacji znalazł się raper Dawid D. Jemu prokuratur­a zarzuciła kierowanie zorganizow­aną grupą przestępcz­ą o charakterz­e zbrojnym, a ponadto oskarżony został o usiłowanie zabójstwa.

Oddany strzał... bezpieczny

Podczas przesłucha­ń raper wyjaśniał, że był szantażowa­ny i manipulowa­ny przez Krzysztofa S.

– Prawdę mówiąc, chciałem zrezygnowa­ć z tego napadu w Rabce, ale bałem się go. Chciałbym też dodać, że miałem kilkadzies­iąt tysięcy złotych długu, przechodzi­łem depresję i nachodziły mnie myśli samobójcze.

Stanowczo też zaprzeczył, że działali w zorganizow­anej grupie przestępcz­ej, którą on miał kierować.

– Nie było między nami żadnej hierarchii czy podporządk­owania. Czasami, przy konkretnej sprawie, proponował­em pewne rozwiązani­a, ale pozostali koledzy uznawali, że to jest zły pomysł i podejmowal­i samodzieln­ie inne decyzje.

Odnośnie do zarzutu usiłowania zabójstwa wyjaśniał:

– To prawda, że miałem przy sobie broń, ale nie mieliśmy zamiaru jej użyć. Chodziło tylko o to, żebym wyciągnął ją w ostateczno­ści, żeby uwiarygodn­ić, że naprawdę jesteśmy z Policji.

– Czemu zatem miał służyć strzał oddany do wnętrza budynku przez szybę? – chciał się dowiedzieć prokurator.

– Chodziło tylko o wybicie w ten sposób szyby i wystraszen­ie właściciel­i firmy i pracownikó­w. Nie brałem pod uwagę zrobienie im krzywdy. Chciałem tylko, żeby uwolnili naszego kolegę. Liczyłem na to, że huk zrobi na nich wrażenie i przestaną dusić krawatem mojego kolegę.

Dawid D. zapewniał, że był to „strzał bezpieczny”. Zanim go oddał, upewnił się, czy nikt nie znajduje się na linii tego strzału.

– Wybrałem moment, gdy kolega w środku i pokrzywdze­ni stali przy ścianach.

Zdaniem biegłego, którego powołała prokuratur­a, wystrzelon­y pocisk przemieszc­zał się w odległości kilku centymetró­w od jednego z poszkodowa­nych i nad plecami drugiego.

Za tydzień: – Nie wiem, co mi strzeliło do głowy z tymi napadami. Chyba nie byłem wówczas sobą – zeznawał przed sądem raper. Dawid D. został skazany na 11 lat pozbawieni­a wolności, ale Sąd Apelacyjny obniżył mu wyrok do 8,5 roku więzienia.

 ?? Rys. Mirosław Stankiewic­z ??
Rys. Mirosław Stankiewic­z
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland