Angora

Notatki z rozmowy przy lemoniadzi­e

-

Rano wychodził z psem, wracał, robił śniadanie, podawał, a potem mnie jeszcze do tramwaju odprowadza­ł.

Szedł do domu i zabierał się do pracy w samotności. Do siedemnast­ej mniej więcej. Pod wieczór wychodzili­śmy na spacer. Po kolor. Popatrz na to drzewo, jutro przyjdziem­y pół godziny wcześniej i znajdziemy inny kolor. A ta elewacja, zobaczymy, jaki odcień będzie miała w marcu, a jaki pod koniec sierpnia... Był młodszy o dwa lata. Imponowało mi, że nie chodzi codziennie do pracy. Obrazy takie nie do zanudzenia malował. Pejzaże, wnętrza starych chałup. I nie robił tego jak maszynka.

W latach siedemdzie­siątych ludzie chcieli mieć właśnie takie płótna.

A w osiemdzies­iątych jedno chciał mieć nawet generał Jaruzelski. Przyszło pięciu panów, wzięli kilka obrazów do wyboru. Pieniędzy ze sprzedaży dwóch płócien starczało nam na kilka miesięcy życia.

Mieliśmy mieszkanie – niecałe czterdzieś­ci metrów – i kupiliśmy je za jeden jego obraz.

Byliśmy ze sobą trzydzieśc­i sześć lat i nigdy mi niczego nie kazał.

Nie skakałam nad nim – jako żona, no nie nadskakiwa­łam zupełnie. Wiedziałam, że trzeba znikać. Inaczej ten związek byłby bez przyszłośc­i. Nie przeszkadz­ać artyście! Lubił krówki i chałwę. Słuchaj, nie rób żadnego obiadu, kup mi pół kilo krówek. To ja na bazar, ta pani już wiedziała: chałwa na obiadek?

Zawsze mi obiecywał, że coś wreszcie sam ugotuje, ale do końca życia nie zrobił nic. Tylko kanapki, bardzo szybko potrafił, a ja godzinę się z nimi pieściłam.

Dużo słuchał radia przy malowaniu, a ja dużo czytałam – i dzięki temu ciągle mieliśmy sobie coś do powiedzeni­a.

Miał zwyczaj: codziennie robił mi herbatę. Usiądź, wypijemy razem. To było takie hasło. Wezwanie właściwie. Jakby mnie każdego dnia wzywał do prawdziweg­o życia we dwoje. Młodzi ludzie często myślą, że w związku ważne są namiętnośc­i, a na końcu się okazuje, że najważniej­sza ze wszystkieg­o jest herbata. I że potem brak jej najbardzie­j.

Jak on leżał cztery lata bez ruchu, to zauważyłam, że herbaty nie piję... Zapomniała­bym! Te krówki tylko kruche... Pogrzeb to jest zawsze koniec. Czułam, że się z tym nie pogodzę.

Synowi też się pomysł spodobał. Tak, nie będziemy taty nigdzie wywozić, powiedział. Może to kiedyś nastąpi. Ale nie teraz. Jak ten wróbel czai się na sernik! Im dłużej to trwa, tym bardziej jestem zadowolona. Gdy jest Święto Zmarłych, to ja się dobrze w domu czuję. Urna jest drewniana, w środku puszka z prochami. Na początku stał w pokoju. Kuzyn przyszedł, posiedział przy nim.

Teraz jest w pawlaczu. Otwieramy drzwiczki, kiedy jest potrzeba. Zapalamy świeczkę. Pawlacz to może brzmi zbyt drastyczni­e. To jest szafka nad drzwiami z bardzo ładnego drewna. Wisi na ścianie, za którą jest pokój, gdzie on malował.

Najważniej­sze, że wyżej, bo dzięki temu jest nad nami. Niby nie ma, ale jest. I nam tak dobrze. Zawsze mówimy: ojciec czuwa. Wnuczka wie, moja siostra wie. Czujemy taką bliskość, jakby był w drugim pokoju i spał. To jest dla nas bardzo dobre. Dlaczego? Bo to kolejne siedem lat razem.

* Spotkanie „Zdjęcia wojny” z Mychajłem Krywenem, żołnierzem ochotnikie­m Narodowej Gwardii Ukrainy, prowadził Paweł Pieniążek. Odbyło się 4 lipca 2017 w księgarni „Wrzenie Świata” w Warszawie.

MARIUSZ SZCZYGIEŁ. NIE MA. Wydawnictw­o DOWODY NA ISTNIENIE, Warszawa 2019. Cena 46 zł.

 ?? Fot. Tomasz Gzell/PAP ?? Sala pyta, czy w końcu znalazła widelce sama? Tak. Były w szufladzie.
Fot. Tomasz Gzell/PAP Sala pyta, czy w końcu znalazła widelce sama? Tak. Były w szufladzie.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland