Raj, który niedługo zniknie
Jeden z 11 krajów na świecie, w których nie odnotowano ujemnej temperatury powietrza. Numer 9 na liście najmniejszych państw świata. Do tego kraj położony najniżej na świecie, bo cały obszar znajduje się średnio jedynie 1,5 metra nad poziomem morza. Najwyższe wzniesienie ma tutaj „aż” dwa metry. Nieprzypadkowo Malediwy są nazywane rajem poniżej poziomu morza... Rajem, który rocznie odwiedza ponad milion turystów. To sporo jak na malutkie państwo, składające się z blisko 1200 wysepek na 26 atolach – około 200 z nich jest zamieszkanych, a na połowie znajdują się hotele.
Niestety, rajskość już wkrótce może zniknąć. Winne temu może być globalne ocieplenie. Topniejące lodowce prowadzą do podniesienia poziomu wód, a to oznacza, że w ciągu kilku lat Malediwy mogą zostać zalane. Aby zwrócić uwagę świata na ten problem, kilka lat temu prezydent tego kraju zarządził posiedzenie rządu... sześć metrów pod powierzchnią morza. Ministrowie wyposażeni w butle tlenowe obradowali z pomocą gestykulacji przez pół godziny, a efektem było podpisanie apelu do świata o to, by zmniejszyć emisję CO . Zresztą na skutki globalnego ocieplenia nie trzeba było czekać długo, ponieważ już teraz co chwila słychać o kolejnych wysepkach, które są tu zalewane. Podobno władze Malediwów zawczasu prowadzą z Indiami i Sri Lanką negocjacje w sprawie wykupu ziemi, by wkrótce, gdy zalanie kraju będzie bliskie, przenieść ludność na obszar Indii i Sri Lanki i tam utworzyć nowe państwo Malediwy. Jednak te niezbyt optymistyczne wizje nie przeszkadzają nowym inwestycjom. Podczas lotu samolotem nad Malediwami co bardziej spostrzegawczy pasażerowie mogą wypatrzyć wysepki, na których są budowane kolejne hotele.
Stolicą Malediwów jest Malé. Tu mieszka 130 tysięcy spośród 400 tysięcy mieszkańców Malediwów. Tak mówiły dane z 2014 roku. Dzisiaj, zdaniem lokalnych mieszkańców, stolicę zamieszkuje nawet 200 tysięcy osób. A wszystko ma miejsce na obszarze dwóch kilometrów długości i jednego szerokości, tym samym czyniąc Malé jedną z najmniejszych stolic świata i zarazem jedną z najmniej poznanych przez obcokrajowców. Wszystko przez to, że większość turystów tuż po wylądowaniu w stolicy Malediwów przesiada się do łódek, wodolotów i samolotów, by dostać się na swoje wysepki, na których są hotele. Tymczasem warto przyjrzeć się samej stolicy, by poznać prawdziwe życie tutejszych mieszkańców. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wyjątkowo wąskie ulice, na których obowiązuje lewostronny ruch. Poruszanie się tutaj SUV-em czy sedanem w wielu miejscach bywa utrudnione. Dlatego nikogo nie dziwi, że na każdym kroku możemy spotkać motory i skutery. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że na wyspie jednośladów jest co najmniej tyle, ilu mieszkańców. Do tego dochodzą nierzadko samochody o zaskakujących kształtach – często przypominające niemalże kwadraty na kółkach. Wszystko dopasowane do lokalnej architektury.
W stolicy Malediwów można zobaczyć pomnik Tsunami upamiętniający wydarzenia z grudnia 2004 roku. To właśnie wtedy w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia południowo-wschodnią część Azji nawiedziło tsunami, uderzając m.in. w wybrzeża Sri Lanki, Tajlandii, Indii, Indonezji i Malediwów. Fala uderzeniowa na Malediwach miała wysokość do sześciu metrów i zabiła 108 osób, a poraniła ponad 1300. Na dodatek 2/3 powierzchni stolicy znalazło się pod wodą. To była pierwsza znana fala tsunami w dziejach tego małego państewka. Niestety, skutki tsunami na Malé widać do dzisiaj. Wszystko przez to, że żywioł zniszczył blisko 20 wysp z hotelami, a uszkodził około ośmiu tysięcy budynków, co nadal widać, bo wiele z tych budowli nadal jest odbudowywanych. Co więcej, nawet lotnisko wygląda jak wielki plac budowy. Długi, a do tego szeroki na kilka metrów fragment płyty lotniska jest rozkopany, a na sporym placu przed lotniskiem stoją ciężkie maszyny budowlane.
Kraj zamieszkuje 99 procent wyznawców islamu. Wszystko przez to, że bycie obywatelem Malediwów wiąże się z zapisanym w konstytucji obowiązkiem przyjęcia wiary islamskiej. Na Malediwach jest zakazana chrześcijańska działalność misyjna. Dość dobrze widać to w stolicy. Większość kobiet nosi tradycyjny islamski strój. Widać jedynie ich twarz lub –w przypadku rzadszego, radykalniejszego odłamu islamu – tylko oczy. Wyjątek stanowią jedynie turystki. To ma następstwa na plażach, gdzie kobiety zakrywają swoje ciało nawet w trakcie kąpieli w oceanie. Co innego, gdy znajdziemy się na tzw. bikini beach. Tam możemy się już kąpać w zachodnich strojach kąpielowych. No dobrze, a co, jeśli jednak skusimy się na kąpiel w skąpym stroju na plaży, gdzie jest to zakazane? Zazwyczaj – w najgorszym wypadku – przyjeżdża policja i nakazuje natychmiastowe ubranie się w odpowiedni strój. Jeśli będziemy chcieli odpuścić sobie ryzykowną kąpiel w bikini, możemy rozkoszować się tutejszymi przebojami. Na Malediwach króluje teraz Ed Sheeran. W moim hotelu jedna jego płyta była odtwarzana na okrągło. Podobna sytuacja miała miejsce w kilku lokalnych restauracjach i sklepach z pamiątkami.
Będąc w stolicy Malediwów, warto zobaczyć Hukuru Miskiiy, najstarszy meczet położony naprzeciwko skromnego pałacu prezydenckiego. Trudno w to uwierzyć, ale został on wybudowany w 1658 roku. Co ciekawe, meczet jest w większości wykonany z rafy koralowej. Poza tym od 2008 roku świątynia jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kolejną chętnie odwiedzaną przez turystów atrakcją jest lokalny targ rybny ulokowany w porcie. Znajdziemy tam tuńczyki i marliny ważące 100, 200, a czasem nawet 300 kilogramów! Do tego sporo płaszczek. Nawiasem mówiąc, z tych ostatnich mieszkańcy Malediwów robią torebki!
Wielu Polaków lądujących na Malediwach jest zaskoczonych już na lotnisku. Wszystko przez to, że Malediwy są krajem muzułmańskim, a to prowadzi do wielu zakazów, o których większość z nas nie ma pojęcia. Tym sposobem nasi rodacy muszą oddać do depozytu przywieziony z Polski na Malediwy alkohol, bo tutaj nie można wwozić napojów z procentami. Zarekwirowane trunki można zabrać przy wylocie. Alkoholu nie kupimy również w stolicy Malediwów. Wyjątkiem są wyspy, na których położone są hotele. Przy czym nie spodziewajmy się tu sklepów monopolowych. Alkoholu można się napić jedynie w hotelowym barze. Nie można również wwozić wieprzowiny i symboli religijnych. Wbrew pozorom obsługa lotniska jest wyczulona na te ostatnie. Sam tego doświadczyłem, gdy po odebraniu walizki zostałem skierowany na bok na ponowną kontrolę. Okazało się, że w bagażu mojej żony znaleziono podejrzaną figurkę. Obsługa lotniska przypuszczała, że jest to posąg Buddy. Tymczasem był to... słoń. À propos zwierząt – na wyspie nie spotkamy ani jednego psa. Wszystko dlatego, że według islamu psy są nieczyste. Wyjątek stanowią psy policyjne tropiące m.in. skrytki z narkotykami i biorące udział w operacjach specjalnych.
Malediwy są rajem dla miłośników innych zwierząt. Spotkamy tu m.in. żółwie i mnóstwo kolorowych ryb pływających przy brzegu. Wśród nich można dostrzec m.in. amfipriony, czyli rybę znaną z filmu animowanego „Gdzie jest Nemo?” (tytułowy bohater). Na kamieniach wygrzewają się niedostrzegalne na pierwszy rzut oka kraby, zaś blisko plaży można zobaczyć małe rekiny i płaszczki.
W resortach większość kelnerów to Hindusi i Lankijczycy. Jak przyznał mi jeden z nich, decydując się na pracę, muszą podpisać kontrakt pracowniczy na wyspie zazwyczaj na trzy, a nawet na pięć lat. Praca do łatwych nie należy. W wielu hotelach pracuje się od poniedziałku do niedzieli. Wszystko przez to, że w ramach udogodnień wobec turystów każdy przyjezdny jest przez cały pobyt obsługiwany przez tego samego kelnera – na śniadaniu, obiedzie i kolacji – czyli zawsze jest ten sam stolik i ten sam kelner. W zamian za ciągły pobyt na wyspie po roku pracy mogą liczyć na miesiąc urlopu. Zależnie od danej wyspy, zdarza się, że w ramach kontraktu pracodawca kupuje pracownikom bilety lotnicze do ojczyzny, z której pochodzą. Dodatkowo wspomniany urlop może być płatny. Część wynagrodzenia często wypłaca się przed wylotem, drugą – po powrocie z urlopu. Wszystko po to, by pracownik miał motywację do powrotu z płatnego urlopu.
Większość pracowników stanowią mężczyźni. W roli kelnera czy kucharza nie zauważyłem ani jednej kobiety.
Podobnie było z ogrodnikami i sprzedawcami w sklepie z pamiątkami. Co więcej, panie pojawiały się wtedy, gdy szło o to, by zachęcić turystów do dodatkowych atrakcji, np. w formie specjalnie płatnej kolacji złożonej z owoców morza. Przedstawicielki płci pięknej można było spotkać w recepcji. Na wyspie zobaczyłem może z dziesięć kobiet z obsługi. Zazwyczaj były to ciemnoskóre mieszkanki Malediwów i Indii. Do tego były Rosjanka i Chinka – z racji dużej liczby Rosjan i Chińczyków na wyspie – oraz Białorusinka. A dlaczego kobiet jest tak mało? Jak stwierdził znajomy kelner, bierze się to stąd, że po prostu praca kelnera czy kucharza stanowi duży wysiłek fizyczny, i w tych zawodach kobiety nie są często widziane. A ile można zarobić, będąc kelnerem na Malediwach? Jak przyznał mi jeden z nich, średnio kwota waha się między 200 a 300 dolarów miesięcznie. Do tego dochodzą napiwki, które mogą wynieść drugie tyle. Ilu pracowników liczy jedna wyspa? 500, czasem nawet 600! I mowa jest o wyspie, którą można całą obejść w kwadrans, a maksymalnie w pół godziny.
Atrakcje kryją się kilka metrów pod wodą, bo Malediwy mają jedne z najładniejszych raf koralowych na świecie. W związku z tym nie brakuje tu miłośników nurkowania i podglądania podwodnego świata. Nie myślcie też o podziwianiu jezior czy rzek. Na Malediwach ich nie ma. Podobnie jak żyznych gleb. Spotkać tu można przede wszystkim zasolone, ubogie piaski, na których poza palmami kokosowymi rośnie niewiele. Wyjątkiem są drobne uprawy, np. sałaty, którą później możemy spożyć w hotelowej restauracji. Efekt tego jest taki, że na Malediwy niemal wszystko jest importowane. A ze wspomnianych palm kokosowych – nazywanych tutaj „drzewami życia” – na Malediwach wyrabia się bardzo wiele. Właściwości soku z młodego kokosa są znane na świecie, do tego dochodzi produkcja olejów kokosowych, wiórek, a jakby tego było mało – łupiny z kokosa są idealnym odpowiednikiem naszego europejskiego brykietu. Poza tym liście palmy często służą do krycia dachów i plażowych parasoli.
Widoków, które są na Malediwach, nie odda żaden najlepszy aparat fotograficzny. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że przywódcom światowych potęg lepiej będzie szła walka z globalnym ociepleniem niż mieszkańcom Malediwów wiedzie się w życiu prywatnym (Malediwy są państwem, w którym dochodzi do największej liczby rozwodów na świecie). W przeciwnym razie raj zostanie zatopiony. Tym bardziej że najczarniejsze scenariusze mówią o tym, że Malediwy zostaną zalane już za niecałe dwadzieścia lat!