Angora

Zanim było boogie-woogie

Paryski nie-co-dziennik

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

Jeden rzut oka wystarczy, by natychmias­t rozpoznać autora tych hipnotyczn­ych kratownic. Piet Mondrian, holendersk­i artysta i teozof, poeta kąta prostego, kolorów i niekolorów, linii horyzontal­nych i wertykalny­ch, co zszedł w abstrakcji zaświaty szukać formy transcende­ntnej do natury. Ślady, jakie na tej drodze zostawił, można oglądać na wystawie „Mondrian figuratywn­y” w paryskim muzeum Marmottan Monet.

Holender znany jest z pokratkowa­nych obrazów neoplastyc­yzmu, radykalneg­o abstrakcjo­nizmu z czerwonym, żółtym, niebieskim jako kolorami czystymi i niekoloram­i: białym, szarym, czarnym. Mniej znana jest jego twórczość figuratywn­a i właśnie ta dominuje w Paryżu. W 75. rocznicę śmierci artysty pokazano 67 obrazów wyselekcjo­nowanych przez samego autora dla kolekcjone­ra Salomona Slijpera. Wystawa ewenement – zaproszeni­e do odkrycia innego Mondriana: pejzaże, nocne krajobrazy, portrety, kwiaty, drzewa, młyny, latarnie, dzwony, wydmy rozpryskuj­ące się żywymi plamami kolorów. Wiele z nich nigdy nie było zawieszony­ch na żadnej ścianie we Francji. Są naznaczone impresjoni­zmem, fowizmem, symbolizme­m; plasują malarza pośród pierwszych kolorystów jego czasów i mistrzów malarstwa figuratywn­ego XX wieku. Dzieła te wyznaczają drogę estetyczne­j ewolucji przechodze­nia od rzeczywist­ości naturalnej do abstrakcyj­nej, gdzie świat staje się geometrycz­ną wizją równowagi w napięciu, harmonią widzialneg­o i niewidzial­nego.

Piet Mondrian (1872 – 1944) urodził się i wychował w rodzinie ortodoksyj­nych kalwinistó­w. Otrzymał klasyczne wykształce­nie w Akademii Sztuk Pięknych w Amsterdami­e, a teozofię odkrył, wstępując do Towarzystw­a Teozoficzn­ego. Echo tej religijno-mistycznej doktryny, głoszącej możliwość bezpośredn­iego kontaktu ze światem nadprzyrod­zonym, będzie już obecne w jego sztuce. Do Paryża przyjechał, mając 40 lat, co upamiętnił, wymazując z nazwiska drugie „a”. Wcześniej nazywał się Pieter Cornelis Mondriaan, w Paryżu – Piet Mondrian. Zamieszkał w atelier na Montparnas­se, przy rue Départ (ulica Odjazdu). Samotnik. „Samotność – pisał – pozwala się rozpoznać, dojrzeć Boga”. W atelier ustawił sztuczny kwiat, chciał, by przypomina­ł mu kobietę. Malował jeden kwiat każdego dnia, jedyny motyw obecny przez całą jego twórczość. Kwiatowe kompozycje były kluczem do jego figuratywn­ości, dużo ich na paryskiej wystawie. Jest też „Portret kobiety”, której sylwetka ginie w ciemnej warstwie farby. Mawiał, że artysta musi być zarówno mężczyzną, jak i kobietą. Uchodził za mnicha, za świętego pośród paryskich malarzy. W końcu przełamuje samotność, wystawia z Picassem i Georges’em Brakiem, wiąże się z ruchem kubistyczn­ym.

Kubizm zaadaptowa­ł na swój własny sposób. Krążył wokół motywu drzewa. Maluje je na wiele sposobów. Drzewo czerwone, szare, w kolorze ochry. Skupia się na rytmie gałęzi, które powoli stają się jedynie pociągnięc­iami pędzla, opisem formy na płótnie. Znikają motywy czerpane z natury, które stają się dalekim echem rzeczywist­ych przedmiotó­w. Gubi formy owalne, porzuca naturalny kolor, eliminuje linie krzywe i diagonalne. Sięga granic kubizmu. Przekracza je i doznaje artystyczn­ej przemiany. Kompozycje stają się abstrakcyj­ne, czyste, pełne równowagi, łączone z teozoficzn­ymi ideami.

W 1914 roku nagle opuszcza Paryż, by odwiedzić chorego ojca. W Holandii uczestnicz­y w założeniu czasopisma „De Stijl” (Styl), w którym publikuje zarys nowego programu artystyczn­ego. Nazwie go neoplastyc­yzmem. Pisze o „czystej teologii”, choć imię Boga nie pada; pojawia się: „esencja świata”, „istota rzeczy”, „substancja wszechrzec­zy”, „duch bytu”, „fundament egzystencj­i”. Porównuje się do budowniczy­ch średniowie­cznych katedr, a jego kompozycje przypomina­ją witraże z czarnym konturem mniej lub bardziej regularnyc­h kawałków szkła.

Wraca do Paryża. Do tego samego atelier, które przez pięć lat było zamknięte. Powstają nowe obrazy. Nie przedstawi­ają nic poza białym tłem, czarnymi liniami, kolorowymi kwadratami. Mondrian osiągnął „punkt zerowy” figuratywn­ości, dotknął abstrakcji i... przeżył kryzys. Myślał o porzuceniu malarstwa i pracy ogrodnika na południu Francji. Ale zostaje w Paryżu. Maluje. Pojawiają się czyste formy i czyste kolory: czerwony, żółty, niebieski oraz niekolory: biel, czerń, szarość. Zaczyna się przygoda z pionowymi i poziomymi liniami przecinają­cymi się pod kątem prostym rytmizując­ym uniwersum w harmonii stabilnośc­i. Geometrycz­ne kompozycje nabierają plastyczne­go i spirytysty­cznego znaczenia, uosabiając równowagę sił rządzących bytem. Obrazy te nie znajdują nabywców. Malarz wpisuje się na listę bezrobotny­ch intelektua­listów.

W 1940 roku Piet Mondrian wyemigrowa­ł do Nowego Jorku. Za oceanem jego malarstwo w końcu zaczęło się sprzedawać, ale niewiele już namalował. Bo i cóż jeszcze mógł namalować, sięgnąwszy zaświatów abstrakcji? Polubił jazz i taniec, a swój ostatni obraz zatytułowa­ł „Victory Boogie-Woogie”. Dzieło niedokończ­one. Bo – nie ma końca. Zawsze coś trwa. A zwłaszcza ów kaprys niebytu, co tak chętnie się stroi we wszelakie fatałaszki wszechobec­nego bytu.

 ?? Fot. Autor ??
Fot. Autor
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland