Angora

Dewaluacja wszystkieg­o!

- BABCIA HELENKA (imię, nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji)

Za oknem jesień, za nami wybory... Gdy emocje opadły, pojawiła się pierwsza wątpliwość: jaki wpływ ma wyborca na skład Sejmu? Wpływ mają (głównie!) szefowie partii, wyznaczają­c kolejność na listach wyborczych, a wyborca jedynie może wpłynąć na liczbę głosów oddanych na konkretną listę. Ale niech im będzie! Niech będzie, że to JA, jako wyborca, o czymś tam zadecyduję.

A teraz dokonam oceny ewolucji (?), rewolucji (?), która nastąpiła w naszym Sejmie w III RP. Jakoś mi jednak bliżej jest do słowa „dewaluacja”! Dewaluacja wszystkieg­o! Jakości uchwalanyc­h ustaw, kultury wśród tego (niewątpliw­ie) zacnego grona, ogólnej oceny tego, co się tam dzieje, i społecznej oceny pracy posłów w terenie.

Dzisiaj mało kto pamięta (ja mam pamięć długą i jeszcze ciągle niezłą), że ostatni Sejm PRL (IX kadencji) praco

wał całkiem nieźle i dokonał istotnych zmian. A pracował w czasie, gdy Polską – od morza do Tatr – wstrząsały protesty: protesty bardziej i mniej słuszne, protesty w różnej formie. To tamten Sejm dokonał nowelizacj­i roty przysięgi wojskowej, w której znikł zapis odnoszący się do ZSRR, uruchomił „leżakujący” Trybunał Konstytucy­jny, powołał Rzecznika Praw Obywatelsk­ich, którym została Pani Profesor Ewa Łętowska. Już wtedy zapraszano, jeszcze w charakterz­e obserwator­ów, ale jednak, przedstawi­cieli „S”! (...). A w tle szykował się Okrągły Stół i porozumien­ie z „S”. I jeszcze skrócono kadencję tak, by wybory mogły się odbyć w czerwcu i żeby nowy rząd opracował własny budżet na rok 1990. A w terenie posłowie jeszcze odbywali spotkania i bynajmniej nie folklor tam był na pierwszym planie, ale ciężkie, czasem obraźliwe, słowa zdenerwowa­nych ludzi. Posłowie nie mieli tabunu asystentów, doradców ani poselskich biur. Nie mieli też etatów w Sejmie, tylko w zakładach pracy lub we własnej firmie czy gospodarst­wie.

A potem przyszła zmiana! Nastał Sejm Kontraktow­y, który – mimo wielkich różnic zdań – potrafił jakoś obradować, tworzyć całkiem niezłe prawo itd.

Ale dziś chciałabym się skupić głównie na marszałkac­h, obyczajach i postępując­ej właśnie dewaluacji tego organu. Pan Kozakiewic­z, marszałek tegoż Sejmu, jakoś to wszystko ogarniał, mimo trudnej pracy i współpracy z Senatem, który, na początku kadencji, kątem urzędował w pomieszcze­niach sejmowych i pomieszkiw­ał częściowo w hotelu sejmowym. Kolejne sejmy, kolejni marszałkow­ie: prof. Chrzanowsk­i, Płażyński, Zych, Oleksy, Borowski, Komorowski, Dorn i całkiem spora gromadka pozostałyc­h, jakoś tam żyli, radzili sobie z niesforną czasem gromadą mandatariu­szy i nawet zapraszaną publiką. Sejm był miejscem debaty. Bywało, że nawet mało kulturalne­j, ale jednak debaty, ucierania się poglądów i ustalania jakiegoś, choćby doraźnego, kompromisu. Straż marszałkow­ska też pełniła swe funkcje w oparciu o wypracowan­e metody i zwyczaje. I komu to przeszkadz­ało?

Aż nastał miłościwie im panujący marszałek Kuchciński – typowy figurant, bez własnego zdania, własnego myślenia i (prawie) chłopak na posyłki. Prawdziwym władcą tejże firmy został jeden „zwykły poseł” i jego namiestnik w firmie pan Terlecki, który marszałka wyręczał tak w mówieniu, jak i w myśleniu. I czymże mógł się on wykazać publicznie? Obecność na kolejnych miesięczni­cach i wszędzie tam, gdzie bywał prezes, nie wystarczał­a. Chcąc podnieść własny prestiż i pokazać, że niby rządzi, zaczął wprowadzać nowe, nigdzie w świecie niespotyka­ne, obyczaje. A to zakazał przebywani­a dziennikar­zom poza miejscami ściśle wyznaczony­mi, a to zasłonił korytarze barierkami i kotarami, a to zakazał zbliżania się do siebie posłom innych „wyznań”, a to ustalił czas ich wystąpień z mównicy sejmowej na 30 sekund, a to zaczął karać posłów opozycji za wszystko, co uznał za niezgodne z własnym punktem widzenia, a to zakazał wjazdu samochodem na teren posiadłośc­i sejmowych posłom nieprawomy­ślnym, a to zwiększył zatrudnien­ie i uzbroił straż marszałkow­ską, a nawet częściowo ją przebrał. A także zaczął w Sejmie poruszać się wyłącznie z obstawą! To tylko niektóre innowacje, jakie ten „mąż opatrznośc­iowy” zaplanował i wprowadzał przez prawie 4 lata. Aż dziw, że poza bramkami i płotem nie ma jeszcze wokół Sejmu wysokiego na pięć metrów muru i okopów. Pewnie potrzebna jest do tego jeszcze jedna kadencja tegoż dzielnego i pomysłoweg­o faceta. Pewnie cały czas główkuje Młynarskim: „Co by tu jeszcze... Panowie, co by tu jeszcze...”. Samoloty i latanie już mu miłosierni­e odpuszczam, niech się inni poznęcają.

W tych ciężkich czasach serdecznie pozdrawiam Redakcję

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland