Twierdza Budapeszt zdobyta
Niespodziewany wynik wyborów samorządowych.
To, co wydarzyło się w ciepłą, jesienną niedzielę nad Dunajem, zaskoczyło Węgrów i większość międzynarodowych obserwatorów. Ci ostatni wyborom samorządowym przyglądali się z takim samym zainteresowaniem jak parlamentarnym, a może nawet z większym. Październikowe polityczne starcie było dla węgierskiej opozycji ostatnią deską ratunku. W roku 2022 nad Dunajem odbędą się wybory parlamentarne. Gdyby opozycja nie zakopała (po raz pierwszy w historii!) wojennego topora, prawdopodobnie za trzy lata byłaby kompletnie rozbita. Wyniki wyborów mogą więc być punktem zwrotnym na węgierskiej scenie politycznej.
Na niespodziankę liczono w Budapeszcie. Po cichu, bo w przedwyborczych sondażach, István Tarlós z Fideszu, burmistrz od roku 2010, miał kilka punktów przewagi nad kandydatem opozycji Gergelyem Karácsonyem. A biorąc pod uwagę nierówną walkę – brutalną kampanię, skrajnie prorządowe media i kupowanie głosów (m.in. poprzez rozdawanie żywności wśród niezamożnej mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu) – sukces Karácsonya w Budapeszcie wydawał się jeszcze cenniejszy. Opozycja zdała sobie sprawę, że grając z przeciwnikiem, który stosuje zasadę wszystkie chwyty dozwolone, musi wykazać się wyjątkową determinacją. I tak zrobiła. Za sukcesem w Budapeszcie stoi odłożenie na bok sporów i kontrowersji wśród ugrupowań opozycyjnych – od konserwatystów po socjalistów i liberałów. Poza Budapesztem opozycja wygrała też w kilku większych miastach – w Szegedzie, Miskolcu, Debreczynie, Győr, a nawet w 50-tysięcznym Egerze.
Samorządy w stolicy i większych miastach w najbliższych tygodniach będą miały ostro pod górkę. Fidesz długo przed wyborami ostrzegał, że miasta, w których nie wygrają ich kandydaci, nie dostaną rządowych pieniędzy! Premier Orbán obiecał, że jeśli w Budapeszcie wygra Tarlós, stolica dostanie środki na 16 projektów municypalnych. Jeśli zwycięży opozycja, nie dostanie nic. I groźby te zapewne staną się faktem. Co więc spowodowało, że opozycja zyskała nowych wyborców także w mniejszych miastach? Z pewnością przekonanie, że chrześcijańskie wartości lansowane przez Fidesz mają się nijak do rzeczywistości. Filmy pokazujące przyjaciół Orbána na luksusowych jachtach, orgie seksualne z prostytutkami i wykorzystywanie unijnych środków dla własnych korzyści zniechęciły rzesze Węgrów także na prowincji. Jeden z „bohaterów” tych nagrań, Zsolt Borkai, burmistrz Győr, przeprosił rodaków, choć nie przyznał się do nabywania narkotyków i korzystania z innych rozrywek za unijne pieniądze. Porażka Fideszu wiąże się też zapewne z tym, iż Orbán odebrał samorządom szkolnictwo oraz ośrodki zdrowia, podporządkowując je administracji państwowej.
Jak w poprzednich wyborach władze nie szczędziły milionów forintów na plakatową kampanię propagandową od Budapesztu po granicę rumuńską. Na banerach pojawiał się diabelski uśmiech George’a Sorosa i wyluzowany Jean-Claude Juncker. Antybrukselskie i antyimigranckie hasła miały zachęcać do głosowania na ludzi Orbána. Tej jesieni jednak na plakatach pojawiły się pierwsze oznaki społecznego buntu. Napisy „Orbán kłamca” to najłagodniejsze przykłady nadające się do cytowania.
Krótko po ogłoszeniu wyników wyborów Karácsony powiedział do wyborców: – To historyczne zwycięstwo mieszkańców Budapesztu, którzy walczyli, by odebrać miasto dotychczasowym władzom. Nasze zwycięstwo pokazuje, że władza ludu jest większa niż osoba, która rządzi. Miłość i współpraca zawsze pokonują nienawiść, a kłamstwa przegrywają z rzeczywistością”. (ChS)