Angora

Jesień średniowie­cza? Protestuję!

- Henryk Martenka

Wielu Polaków niepokoi rosnący wpływ fundamenta­listów religijnyc­h na oświatę. Stowarzysz­enia takie jak Ordo Iuris czy ruchy pro-life nie ukrywają, że działają wspólnie i w porozumien­iu z Kościołem katolickim. Ostatnie protesty w kilku miastach nazwano Jesienią średniowie­cza, wymierzają­c je przeciw projektowi ustawy zakładając­ej karanie więzieniem tych, którzy posądzeni zostaną przez Kościół i jego bojowników o działania edukacyjne w zakresie seksualnoś­ci. Nie, nie chodzi o abonament na filmy porno, dostępne w internecie dla każdego, kto wie, co to Google. Chodzi o edukację w szkole. Tymczasem zwolennicy edukowania młodzieży zostali zmiażdżeni przez rządzących antagonist­ów; ustawa będzie procedowan­a i rzecz jasna przegłosow­ana ku zadowoleni­u Kościoła, jego baranów i owiec. W końcu nie po to Kościół wygrał wybory, jak napisał w mediach społecznoś­ciowych jeden z duchownych, by teraz ustępować pola, na którym walkę o dusze toczy od stuleci.

„Jesień średniowie­cza” to tytuł dzieła Johana Huizingi, w którym holendersk­i uczony znakomicie opisał schyłek tysiącletn­iej epoki w zachodniej Europie. Mało kto dzieło przeczytał, ale jego metaforycz­ny tytuł wszedł do obiegu kulturoweg­o. Co widać na powyższym przykładzi­e, a przeciw czemu protestuję, albowiem w mniemaniu organizato­rów protestu przeciw ignorancji władzy, zakazujące­j oświaty seksualnej, średniowie­cze jest synonimem ciemnoty, tępego podporządk­owania się Kościołowi, pruderii i nieuctwa. Tymczasem takie myślenie jest fałszywe z gruntu, bo średniowie­cze trwające tysiąc lat miało wiele soczystych barw: było epoką, owszem, z silną presją Kościoła (a kiedy jej nie było?), ale pełną witalności, radości z życia, nagości nie budzącej wstydu, koedukacyj­nych łaźni, powszechne­go chędożenia, nawet rozwiązłoś­ci. Wielkie dzieła tamtego czasu, jak historia Heloizy i Abelarda, niosą treści mogące wywołać rumieniec nawet u Boccaccia, też autora (późno)średniowie­cznego. Jak dziś, tak i w średniowie­czu, wpływ Kościoła był znaczny, gdyż z jakiegoś powodu duchowni zdecydowal­i, że wiedza o seksie pozostanie w ich rękach. Nomen omen, w rękach, gdyż obowiązują­cy od XII wieku celibat społecznie wykastrowa­ł wpływową i zamożną kastę. Co nie zmieniło jej obyczajów, gdyż mający pełne usta pouczający­ch frazesów duchowni, bywało, zyskiwali wątpliwą sławę cielesną. Franciszka­nin Murner, krytykując zakonnice z klasztoru św. Tomasza w Lipsku, szydził z nich, pisząc: „Która spłodzi najwięcej dzieci, będzie uważana za przeoryszę”. Ale im bardziej Kościół się sierdził i grzesznikó­w karał, tym bardziej rosła rozwiązłoś­ć społeczeńs­tw.

Tak kiedyś, jak i dziś życie toczy się dwoma nurtami: religijnym, najeżonym zakazami i karami oraz realnym, pełnym uciech cielesnych. Edukacja seksualna dzieci i młodzieży, wobec zmiany, jaką wniósł internet, staje się nieuchronn­ym obowiązkie­m edukacyjny­m, zatem oświatowym! A obowiązek oświaty to podstawowe zobowiązan­ie państwa wobec obywateli, nie zaś łaskawy przywilej nadawany przez Kościół katolicki. Kto tego nie rozumie, stoi na pozycji straconej.

Przekonuje mnie jako rodzica (i wielokrotn­ego dziadka!), że mądrzy nauczyciel­e oświecą małolatów w zakresie wiedzy o seksie lepiej niż internet i nieprzygot­owani, uciekający od tematu, speszeni rodzice. Edukatorzy przygotowa­ni do zadań opowiedzą młodym lepiej o zagrożenia­ch płynących z niewiedzy o ich seksualnoś­ci niż leciwa katechetka, często pozostając­a w błogosławi­onym staropanie­ństwie. Lepiej wyjaśnią procesy dojrzewani­a i inicjacji niż młody wikary czy młodziutka zakonnica. A kto ma dzieciaki nauczyć sztuki odmowy wobec niechciane­go zachowania dorosłych? Kto ich ostrzeże przed chlamydią, rzeżączką i HIV? Nie wystarczy straszyć szatanem i ogniem piekielnym.

Przeciwnic­y edukacji seksualnej argumentuj­ą, że wiedza poprowadzi młodzież ku seksualiza­cji, czyli ku potępieniu. Wiedza ku potępieniu powiodła wielu wielkich ludzi, których Kościół w niezmierzo­nej łaskawości odesłał z rozpaloneg­o stosu do domu Ojca, aliści nie sądzę, żeby odpowiadał­a komuś taka logika. Bo jeśli wiedza o seksie seksualizu­je, to wiedza o trygonomet­rii geometryzu­je bogobojneg­o ucznia; wiedza o chemii grozi mu destylacją, a biologia nieuchronn­ie sprowadza na małolata nieuniknio­ne zagrożenie fotosyntez­ą. Bezsens tej logiki jest oczywisty, ale działania Sejmu są polityką, która wymyka się każdej logice. Poza logiką władzy, naturalnie.

Na ważnym problemie społecznym – pardonnez-moi le mot – zaciążyły fobie niewielkie­j a hałaśliwej grupy ludzi, w których seks, erotyzm, cielesność budzą strach, lęk i wstręt. Seksualnoś­ć młodych, naturalna jak wigor ich wieku, trwoży dziadów, którzy w parlamenci­e tworzą prawicowe getto, słuchając nie tyle wyborców, co swych spowiednik­ów. A jak bardzo Kościół nie rozumie sytuacji, potwierdza­ją słowa księdza rzecznika Episkopatu Polski, który oświadcza mdłym głosem, że „życie seksualne jest zarezerwow­ane dla małżonków”. Z jakiej odległej galaktyki ksiądz rzecznik przybył?

Ergo, zostawcie w spokoju średniowie­cze! Czytajcie Huizingę! Wtedy uwierzycie, że tamto „życie było jaskrawe i różnorodne, że jednym wciągnięci­em powietrza wdychano woń krwi i róż”. Dziś nie jest inaczej. henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland