Angora

Urodzinowy prezent

KSIĄDZ W CYWILU

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu)

Obchodzę dzisiaj urodziny. Nawet nie wiem od kiedy, ale już od jakichś dobrych kilkunastu lat w tym dniu z samego rana urządzam sobie rodzaj seansu filmowego, którego jestem jedynym widzem, ale i też głównym bohaterem przesuwają­cych się w mojej pamięci obrazów. Nie wracam jednak każdego roku do tego samego obrazu z mojej przeszłośc­i, jakby moja podświadom­ość w kolejnym dniu moich urodzin zapraszała mnie do obejrzenia czegoś zupełnie nowego.

Dzisiejsze­go poranka wróciłem wspomnieni­em do 20 marca 1981 roku, kiedy dostąpiłem wyróżnieni­a, jakim była asysta liturgiczn­a w czasie mszy świętej odprawiane­j w kaplicy pałacu prymasowsk­iego w Gnieźnie.

W tym małym pomieszcze­niu centrum stanowił ołtarz, nad którym nieco w głębi zawieszony był obraz Jasnogórsk­iej Madonny. Do tego skromnego wystroju trzeba by było zaliczyć jeszcze kilkanaści­e krzesełek, na których sadowili się goście tej kameralnej liturgii. A sprawował ją najważniej­szy w owym czasie kapłan w naszym kraju – kardynał Prymas Wyszyński. Oprócz zebranych w kaplicy biskupów, prałatów i kanoników gnieźnieńs­kiej kurii, byli tam także trzej przedstawi­ciele seminarium: ksiądz Rektor, no i nas dwóch kleryków służących do prymasowsk­iej mszy. Po skończonej liturgii, wszyscy zaproszeni w tym dniu do pałacu udali się do salonu obok, by tam spożyć uroczyste śniadanie, na które zwyczajowo zapraszał gospodarz. Dla nas, seminaryjn­ych młokosów także zaproszony­ch na ten posiłek, było to przeżycie, które zapamiętal­iśmy na lata. Przy stole wyznaczono każdemu należne mu miejsce według klucza ważności sprawowane­j funkcji, tylko nas, nieopierzo­nych kandydatów do kapłańskie­j posługi, ksiądz Prymas zaprosił, byśmy zajęli miejsce tuż obok niego. W powietrzu czuło się niezwykłoś­ć tego zdarzenia. Zauważył to także i kardynał, choć w tym samym czasie z uwagą słuchał relacji któregoś z pracownikó­w kurii, który z drżącym głosem, niczym żołnierz wobec generała zdający raport działań frontowych, tłumaczył zawiłości pracy urzędników kościelnej centrali. Położył swoją wysmukłą dłoń na mojej ręce i powiedział: – Jedz, Kryspin, nie patrz na nich, bo oni swoje już przez lata spożyli, a do tego wszystkieg­o się mnie boją...

Zaraz po tych słowach na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech i wtedy zrozumiałe­m, jak słuszne było zwyczajowe określenie, tak często używane wobec jego osoby: „Ojcze Prymasie”.

Witający kardynała często używali tego zwrotu i zawsze brzmiało to dostojnie i wyrażało powagę wobec jego osoby. W tamtym dniu, kiedy siedziałem tuż obok niego, ten zwrot nabrał innego znaczenia. Zazwyczaj ludzie, uczestnicz­ący w liturgiach, którym przewodnic­zył, byli pod wrażeniem jego charyzmy i wielkości, a ja tamtego poranka, kiedy siedziałem blisko, poczułem ciepło jego ojcowskieg­o serca i dobroć tego wielkiego człowieka.

Może i to dodało mi śmiałości, aby poprosić o wpis do biblii, którą mi sprezentow­ał na chwilę przed wyjazdem do Warszawy. Dopiero dwa miesiące później uświadomił­em sobie, że to był ostatni podpis wielkiego Prymasa, ostatni, który kardynał Wyszyński złożył w Gnieźnie.

Dlaczego ten film puściła mi moja podświadom­ość przy obecnych urodzinach? Tego nie wiem... A może jednak wiem.

Kilka dni temu ogłoszono, że ten wielki Polak zostanie wyniesiony na ołtarze jako błogosławi­ony. Wśród koniecznyc­h warunków, które winny towarzyszy­ć temu zdarzeniu, wymagany jest cud za pośrednict­wem kandydata na ołtarze.

A mnie się wydaje, że bycie człowiekie­m o dobrym sercu to najistotni­ejszy warunek świętości. Będąc blisko (choć tylko przez chwilę) Prymasa Wyszyńskie­go, czułem to ciepło dobrego serca.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland