Brońmy się
NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch
– Uczy pan obrony przed agresorem.
– Uczę zasad krav magi, czyli izraelskiego systemu samoobrony. Ponad dwadzieścia lat temu sprowadziłem go do Polski. Początkowo szkoliłem jednostki specjalne wszystkich służb. – Czyni to pan nadal? – Tak, mam kontakt z wszystkimi elitarnymi, nawet najbardziej utajnionymi jednostkami. Byłem w izraelskiej siedmioosobowej grupie szkolącej, a jeździliśmy po całym świecie – szkoliłem na przykład jednostkę komandosów w Singapurze. To „pitbulle”, działają w rejonie cieśniny Malakka, rejonie pełnym terrorystów. Mam wśród nich wielu przyjaciół. Uczyłem spadochroniarzy Legii Cudzoziemskiej, służby ochrony brytyjskiej rodziny królewskiej. W Meksyku szkolimy obecnie komandosów działających w rejonie najgroźniejszego kartelu narkotykowego na świecie.
– W Łodzi utworzył pan sekcję krav magi dla cywilów.
– Od dziecka ćwiczyłem judo i jujitsu, byłem i karateką, nie interesowała mnie jednak rywalizacja sportowa, tylko to, jak sobie radzić w sytuacjach realnych zagrożeń na ulicy. Stworzyłem system Taikokyu – „ciało i oddech”, samoobronę oparłem na kopaniu i uderzaniu, trochę uzupełniając drobnymi dźwigniami. Chodziło o skoncentrowanie się i obronę przed kilkoma agresorami, którzy przykładowo mogli mnie zaatakować z nożem na chodniku czy w windzie. Przypadkowo poznałem jednak system krav maga. Młodzi ludzie w Izraelu uczą się techniki, sposobu postępowania w momencie zagrożenia. Ten system mnie zauroczył.
– Przypadkowo poznał pan krav magę?
– Wiele lat temu w Empiku w jednym z francuskich pism o karate znalazłem maluteńkie, jednozdaniowe ogłoszenie o tym, że izraelski instruktor zaprasza na seminarium w Paryżu. Okazało się, że to ogłoszenie zmieniło całkowicie moje życie. Pojechałem do Francji, poznałem szczegółowe zasady systemu obrony i okazało się, że właśnie tego szukałem. – Dlaczego? – To system, który opiera się na wzmacnianiu naturalnych instynktownych odruchów, by nie dać sobie zrobić krzywdy. Z drugiej strony ma filozofię, by natychmiast przejąć inicjatywę. Czasami może to oznaczać, by jak najszybciej zaatakować, ale dzisiaj już wiem, że nie zawsze właśnie tak być musi. W metodzie nauczania krav magi istotne jest, by znaleźć odpowiedź na rzeczywiste zagrożenie życia. System nie równa do żadnych ceremoniałów, tradycji, sformalizowanych struktur treningu, tylko...
– ...jest niezwykle praktyczny i logiczny?
– Tak, bo ma specyfikę konstruowania odpowiedzi na to, co jest esencją problemu. Trzeba sprawdzić, jak przerwać zagrożenie i szybko przejąć panowanie nad całą sytuacją. Krav maga jest ekstremalnie ofensywnym systemem, ale po długim okresie treningów wzrasta tak zwana przytomność sytuacyjna, czyli ocena tego, co dzieje się wokół nas. Nie oznacza to paranoi ani lęku, ale nabiera się umiejętności unikania niebezpiecznych miejsc i sytuacji. Po drugie, ważny jest komunikat, jaki nadaje się twarzą, głosem, gestykulacją, sylwetką: nie będę łatwą ofiarą. Zdecydowana postawa odbiera agresorowi przewagę psychologiczną.
– Gdyby teraz do stolika, przy którym siedzimy, podszedł dobrze zbudowany mężczyzna, wyjął nóż i powiedział: „Panowie, wszystko z kieszeni na stół proszę”.
– Trzeba by adekwatnie ocenić sytuację, być może oddalibyśmy pieniądze, które mamy w kieszeniach. To byłoby mniejsze zło. Mogłoby się jednak zdarzyć też, że doszlibyśmy do wniosku, że agresor ma coś takiego w głosie czy we wzroku, że i tak użyje noża, wtedy trzeba by go obezwładnić i nie może być żadnych zahamowań. – Nie miałby szczęścia? – Dawałem sobie radę w różnych miejscach na całym świecie, ale robię wszystko, by nie działać pochopnie i nie dać się porwać ego. Ważne, żeby być przytomnym we własnym wnętrzu. Niezwykle istotna jest intuicja; niekiedy wyraźnie nam podpowiada, że to my musimy przejmować inicjatywę, i to zdecydowanie. Nie ma uniwersalnych recept, ale wymyśliłem w ramach krav magi formułę treningową City Extreme. Trenujemy zachowania w stresie realnym na klatkach schodowych, w autobusach, nocą w parku. Zależy nam, by dzięki takim zajęciom ludzie budowali swoją wewnętrzną moc.
– Nie tylko w sytuacjach ataku innej osoby?
– Właśnie. Chodzi o to, by podnosić odporność psychiczną i uświadomić sobie zasoby, po które można sięgnąć, gdy dotyka nas śmierć i choroba najbliższych, wymuszona zmiana pracy, kłopoty rodzinne i wiele innych sytuacji, w których cierpienie może się pojawić nagle, zupełnie nieoczekiwanie. Budowanie wewnętrznej mocy jest największą wartością treningów krav magi. – Siła fizyczna jest konieczna? – Warto mieć sprawne ciało, ale chodzi o to, żeby kombinacja siły fizycznej i psychicznej zamieniała się w trudnych momentach w skuteczne działanie, bo wtedy odporność, dzielność, wytrzymałość są skuteczniejsze.
– Nie zajmuje się pan tylko uczeniem krav magi.
– Także psychoedukacją. Uczę radzenia sobie ze stresem. Trening, rozmowa i uświadamianie, co może pomóc człowiekowi w sytuacjach kryzysowych. Od wielu lat współpracuję na tym
polu z Jackiem Santorskim i Wojciechem Eichelbergerem. Niekiedy chodzi o wygaszenie pożarów emocjonalnych, czyli poczucia słabości, chaosu, niepewności, a nawet zagrożenia. Pracuję z menedżerami dużych korporacji, aktorami, celebrytami, dziennikarzami. Najczęściej stres spowodowany jest inwazją internetu. Sławni ludzie są nieustannie atakowani w sieci, tam spotykają się z różnymi falami agresji, często opartej na fałszywych albo złych intencjonalnych działaniach. Jeżeli nie znajdzie się odpowiedniego dystansu i nie stworzy się bezpiecznej przestrzeni w sobie i w świecie zewnętrznym, to taka osoba jest w kleszczach i bardzo potrzebuje pomocy. – Jak można się z nich wyrwać? – Najważniejsze jest budowanie przytomności, dystansowania się do tego, co nam się pojawia w umyśle. Trzeba pozbyć się automatycznych myśli negatywnych; to tak, jakby wziąć do ręki pilota i przełączyć się na inny kanał, na odbiór innego programu. Rejestrujemy, że doświadczamy nienawiści internetowej, ale możemy skutecznie wpływać na bieg naszych myśli.
– Można zakładać, że przez pewien czas będę narażony na hejt?
– Tak, ale będąc świadomym, że tak się dzieje, nabieram umiejętności dystansowania się i nieprzyjmowania go za obiektywną rzeczywistość. Odpływa wtedy spalanie i wewnętrzne napięcie, które nas paraliżuje i wymusza dziwne zachowania. – Pomaga pan politykom? – Tak, jednemu z czołowych polityków, którego przygotowywałem do starć telewizyjnych, mówiłem o „metodzie Szwejka”. – Na czym polega? – Szwejk ją stosował. By odkleić się od hipnotyzowania treścią i zachowaniem drugiej strony, poradziłem politykowi, by machał palcem w bucie. Nie jest to dla nikogo widoczne, ale pozwala uzyskać psychiczny dystans, nie dać się porwać treściom i formie.
– Który z polityków podoba się panu w swym działaniu?
– Mam wielkie uznanie dla Donalda Tuska, a przecież wynajęte wielkie farmy trolli, opłacani hejterzy starali się zohydzić tę osobę. Cenię Małgorzatę Kidawę-Błońską. Podoba mi się w działaniu Borys Budka. Z jednej strony jest stanowczy, kiedy trzeba – ofensywny, ale ma jasny i przytomny ogląd sytuacji, nie ulega niepotrzebnym uniesieniom. Bardzo cenię Michała Kamińskiego i uważam, że jest znakomitym analitykiem i strategiem. Lubię działalność Kamili Gasiuk-Pihowicz, bo potrafi przeciwstawić się działaniu rządzących, które nie ma w sobie niczego z fair play.
– W polityce o fair play podobno bardzo trudno.
– Żydzi bardzo często na grobach wypisują słowa: „To był przyzwoity człowiek”. Dla mnie to bardzo wzruszające i jednocześnie poruszające. Często stosuję w sobie taki filtr – czy mógłbym takie zdanie wymówić, oceniając danego człowieka. Taka kategoria umknęła z codziennych wartości. Duża część działań rządzących w ostatnich latach nie spełnia wymogów przyzwoitości.
– I wtedy trzeba przejąć inicjatywę, jak w systemie obronnym krav maga.
– Rzeczywiście, pod tym względem jest tutaj duże podobieństwo. Jasno i jednoznacznie trzeba pokazywać błędy albo wręcz manipulacje. Czyni tak Krzysztof Brejza, wielka nadzieja polskiej polityki. – Tak jak Aleksandra Dulkiewicz? – Zdecydowanie należy do takiej nowej drużyny, która jest w stanie zmienić wiele w naszej rzeczywistości.
–A jak pan ocenia prezydenta Andrzeja Dudę?
– To wielki smutek. W mojej ocenie uwikłany jest w jakieś zależności. U człowieka na takim stanowisku nie powinniśmy dostrzegać uzależnienia od decyzji innych osób. Bardzo ubolewam, że tak jest. Na odrębną opowieść zasługuje Jarosław Kaczyński, ale to, że nie ma odwagi stanąć w pierwszym szeregu i firmować działań swojej partii, tylko steruje, czy wręcz manipuluje z drugiego szeregu, jest żenujące i pokazuje słabego człowieka. Słabego wewnętrznie, ale, niestety, skutecznego.