(Nie)upiór w operze
Paryski nie-co-dziennik
Edgar Degas, miłośnik opery i jej kulis, po kilkanaście razy oglądał „Don Juana” Mozarta, „Wilhelma Tella” Rossiniego, „Rigoletto” Verdiego, a spektakl swojego przyjaciela Reyera „Sigurd” – aż 37 razy. Opera była też głównym motywem jego własnych poszukiwań artystycznych, swoistym laboratorium eksperymentów plastycznych. Nic więc dziwnego, że twórczość „malarza tancerek” stała się okazjonalnym clou obchodów 350-lecia paryskiej Opery Garnier (i 30-lecia Opery Bastylii), czego spektakularną manifestacją jest wielka wystawa w Musée d’Orsay – „Degas w Operze”.
Przed salami wystawowymi wyłożono liczne publikacje poświęcone malarzowi, jego twórczości, życiu, związkom z operą. Sąsiadują z różnymi wydaniami powieści Gastona Leroux „Upiór w operze”. Nabyłem jeden z jej komiksowych bryków świadom, że trudno porównywać tytułowego upiora Eryka zamieszkującego piwnice Opery Paryskiej z Edgarem, bohaterem wystawy, ale i Degas przez lata prawie nie wychodził z opery, korzystając ze specjalnego abonamentu. Wszystko, co jej dotyczyło, fascynowało go: spektakle, śpiewaczki, tancerki, muzycy, publiczność. Było scenografią jego obrazów – nie tylko scena, dekoracje i widownia, także kulisy, kuluary, sale prób i odpoczynku, sekretne miejsca. To odrębny świat, w którym tworzył własne operowe fantasmagorie.
Degas niczym ów Eryk był i „aniołem muzyki”, i „upiorem”. Także rozkochany w muzyce, zwłaszcza Bacha i Glucka, odziedziczył miłość do niej po ojcu, zamożnym neapolitańskim bankierze. Inspiracji szukał nie tylko w operze, ale również włócząc się po upiornych zaułkach Paryża; no i w burdelach, zwanych eufemistycznie domami tolerancji, które jak Opéra Garnier były wówczas nieodłącznym elementem paryskiego życia. Wizyta tam była czymś banalnym. Obok świadczenia usług seksualnych pełniły rolę miejsc spotkań towarzyskich i rozrywki, gdzie można było spotkać znajomych i się zabawić. Degas chętnie penetrował to uniwersum mrocznej miłości. Był dość dziwaczną postacią w bohemie paryskich artystów. Kanalia i światowiec. Dobrze urodzony, majętny, inteligent, zjadliwy. Jego ponure usposobienie, skłonność do szyderstwa oraz antysemickie nastawienie odstraszały od niego przyjaciół. Zgorzkniały esteta, mizantrop uważany za podglądacza, a nawet pornografa. Przez 60 lat obserwował kobiety z precyzją entomologa. Poświęcił im najbardziej znane pastele. Rozbierał je kunsztem swej kreski, precyzyjnej, lekkiej, finezyjnej, tworząc z nagości spektakl napięcia między pięknem a brzydotą. Bez cienia hedonizmu, bez uwodzenia oka. Eksplorował cielesność, zdzierał maski, zamazywał twarze.
Upiór Leroux, rozkochany w swej uczennicy, śpiewaczce Christine, popadał w szaleństwo. Degas ścigał innego mrocznego fauna: w atłasowych baletkach, gorsecie, tiulowej spódniczce. Kiedy umarł, 150 takich rzeźb znaleziono w jego pracowni ukrytych przed światem. Najsłynniejsza z nich – „Mała 14-letnia tancerka”, wyglądająca jak zabalsamowana, jest jedyną rzeźbą wystawioną na paryskiej wystawie. Zajmuje miejsce centralne pośród 180 dzieł artysty: obrazów, akwarel, szkiców, rysunków zwiezionych z całego świata dla potrzeb ekspozycji. Degas nigdy się nie ożenił, a jego życie seksualne bywało przedmiotem kpin i podejrzeń o homoseksualizm. – Jest miłość i jest malarstwo, a ja mam tylko jedno serce – tłumaczył. Jego pragnienie samotności szło w parze z poszukiwaniami artystycznymi. Podpatrywanie ludzi, swoisty voyeuryzm, było jego namiętnością. – Wystarczy patrzeć, nic nie wymyślać.
Degas, mocno zakorzeniony paryżanin, prawie nie opuszczał Montmartre’u. Mieszkał na czwartym piętrze przy rue Victor-Massé 37, a po przeznaczeniu budynku do rozbiórki przy Boulvard de Clichy. To czas, kiedy kawiarniane życie było specjalnością artystycznej bohemy. Malarz stał się bywalcem słynnej Café Guerbois, historycznego miejsca spotkań impresjonistów, również Café de la Nouvelle Athènes na Pigalle’u ze zdechłym szczurem wymalowanym na suficie. Łączony z impresjonistami nie utożsamiał się z ich kręgiem. Nie interesował go pejzaż ani efekt zmieniającego się światła, i choć uczestniczył w wystawach impresjonistów, to prócz kolorów niektórych pasteli niewiele go z nimi łączyło. Był malarzem wyrafinowanej fragmentaryczności. Operował grubym konturem, zamaszystą kreską, dbał o dekoracyjność linii – kompozycje śmiałe, przedłużane poza ramy obrazu. Stosowana przez niego maniera ciasnego kadru zapowiadała współczesną fotografię. Jego obrazy dobrze się sprzedawały. „Tancerki przy drążku” osiągnęły w 1912 roku rekordową wówczas kwotę 475 tys. franków.
Pieniądze nie bardzo go cieszyły. – Ludziom się wydaje, że jestem szczęśliwy, gdy się uśmiecham, a ja zniechęcony do życia czuję, że za chwilę się stoczę i spadnę nie wiadomo gdzie owinięty w moje pastele, nieudane jak pakowny papier. W tle, w Musée d’Orsay, słychać jakąś operową arię; a na afiszu Opery Paryskiej – „Madame Butterfly” Pucciniego i „Don Carlos” Verdiego z udziałem naszej sopranistki Aleksandry Kurzak. W zapowiedziach – „Król Lear” Reimanna. Degas byłby zachwycony. Pochowany na cmentarzu Montmartre pewnie zazdrości „upiorowi”, którego Christine w podziemiach opery pogrzebała.
A „Degas w Operze” do 19 stycznia pozostanie.