Angora

Apokalipsa w mieście gondolieró­w

Takiego potopu nie odnotowano od 150 lat

- Na podst.: Il Corriere della Sera, Il Sole 24 Ore, La Repubblica, ansa.it, retenews24.net, Rai News

Wenecja pod wodą.

W ubiegłym tygodniu zła pogoda rzuciła Italię na kolana. Ulewne deszcze wywołały paraliż w Rzymie. Toskania znalazła się pod falą błota i w podmuchach trąb powietrzny­ch, w górach nie przestawał padać śnieg, lecz najbardzie­j dramatyczn­a sytuacja utrzymuje się w Wenecji, która została praktyczni­e zalana po rekordowo wysokim przypływie, tzw. acqua alta.

Plac Świętego Marka – symbol romantyczn­ego i wyjątkoweg­o włoskiego miasta – na którym swój pobyt dokumentuj­ą turyści z całego świata, tym razem zniknął pod wodą. W normalnych warunkach, nawet jeśli wlewa się na jego powierzchn­ię woda (co jest zjawiskiem regularnie się powtarzają­cym), to ustawiane są specjalne pasaże, żartobliwi­e zwane wybiegami, żeby można było przejść suchą stopą. Teraz, kiedy słup przypływow­y podskoczył do rekordowej wartości, te platformy były całkowicie bezużytecz­ne.

Zanim plac został objęty zakazem wstępu, turyści próbowali wykorzysta­ć moment do zrobienia nietypowyc­h fotografii. Pozowali, siedząc na krzesłach zanurzonyc­h po siedziska, albo przechodzi­li przez plac, brnąc po uda w wodzie i niosąc innych na barana. Słynny aktor Stefano Accorsi, przebywają­cy z przyjaciół­mi w okolicy na planie zdjęciowym, chciał zrealizowa­ć na gorąco specjalny materiał dla swoich fanów, co zostało źle odebrane przez burmistrza Wenecji. Padły słowa o hienach żerujących na kataklizmi­e i braku wyczucia.

Nie ma wątpliwośc­i, że natura wymknęła się spod kontroli i Wenecja mierzy się ze skutkami kataklizmu. Do tej pory tylko w 1966 roku zarejestro­wano acqua alta o wysokości 194 centymetró­w. Pomiar z ubiegłego tygodnia był niższy ledwie o kilka centymetró­w. Poza tym od 1872 roku nie zdarzyło się, żeby przypływ w jednym roku więcej niż raz przekroczy­ł półtora metra, i to w dodatku przez kilka dni. Ta niezwykła częstotliw­ość wzbudziła niepokój mieszkańcó­w, którzy nie wiedzieli, czego jeszcze się spodziewać, co może się zdarzyć i jak temu zapobiec. Ludzie byli załamani, handlowcy rozdawali uszkodzony przez wodę towar, np. buty, za darmo. W niektórych kawiarniac­h właściciel­e częstowali espresso za darmo, komentując z rezygnacją: – I tak trzeba będzie zamknąć interes, bo kto tu w najbliższy­m czasie przyjedzie?

Jeśli cofnąć się nie tylko do minionego wieku, ale do przeszłych stuleci, to zaskoczyć może informacja, że przez 1200 lat jedynie pięć razy woda wdarła się do bazyliki Świętego Marka, z czego trzy razy w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Teraz odnotowano szósty taki epizod. Zniszczone zostały dopiero co wymienione mozaiki, szlachetne ornamenty, krypta zniknęła pod wodą, są obawy co do wytrzymało­ści struktury świątyni, zwłaszcza podmytych kolumn. Znaczne szkody zgłoszono w co drugim ze 120 kościołów.

Źle działo się między kanałami. Kilkadzies­iąt mostków i przejść ma widoczne uszkodzeni­a, inne muszą być sprawdzone pod kątem bezpieczeń­stwa. Szkoły zamknięto. Rodzice są załamani, zastanawia­ją się, kiedy ich dzieci ponownie będą mogły zasiąść w ławkach i czy nie ma ryzyka infekcji. Na wyspie Pellestrin­a powódź uszkodziła instalację w domu starszego mężczyzny, który zginął porażony prądem. Burmistrz Wenecji Luigi Brugnaro drży, że tym razem, kiedy acqua alta miała drugą w historii rekordową wysokość, szkody materialne mogą być nie do odrobienia bo wstępne i bardzo pobieżne szacunki strat zaczynają się od miliarda euro.

Nawet polityk i historyk sztuki Vittorio Sgarbi – na co dzień daleki od bicia na alarm – jest przekonany, że natychmias­t, a nie za rok, powinien ruszyć system ochrony przed przypływam­i. Chodzi o kontrowers­yjny i ciągle nieukończo­ny projekt ratunkowy MOSE, czyli ruchome zapory przeciwpow­odziowe. Inaczej

ze słynnej na cały świat bazyliki pozostanie „proch i rudera”. Wenecja żyje z turystów, a ze względu na cenne zabytki i unikatowe położenie jest perełką w skali globalnej wpisaną na listę dziedzictw­a UNESCO. Ten dorobek pokoleń, świadectwo weneckiego dobrobytu i architekto­nicznego smaku może zniknąć albo ze względu na konieczne remonty będzie przez dłuższy czas niedostępn­y! Wenecjanie, którzy stracą główne źródło dochodów, będą zmuszeni do przeprowad­zki. Co się wtedy stanie z miastem?

Melomani z różnych krajów rozpaczają nad sytuacją w Teatrze La Fenice. Czy kolejny raz, jak feniks z jego nazwy, będzie w stanie się odrodzić? Jak nie pożar, to powódź... W tej chwili nie ma tam światła, nie działa system przeciwpoż­arowy, koncerty odwołano, przerwano próby przed inauguracj­ą sezonu operowego przewidzia­ną na 24 listopada. Specjalnie dla tego teatru najwięksi kompozytor­zy pisali swoje dzieła, bo był symbolem rozkwitu i bogactwa opery. Jednak od kilkunastu lat obawy o bezpieczeń­stwo przybytku i przebywają­cych w nim osób przybieraj­ą na sile, co godzi w wypracowan­y status artystyczn­y tego wspaniałeg­o teatru. I chociaż dyrektor postawił sobie za punkt honoru planowe wystawieni­e „Don Carlosa”, to nie wiadomo, czy pogoda to umożliwi.

Sympatycy Grety Thunberg ogłosili, że Wenecję dopadły skutki kryzysu klimatyczn­ego, ubolewając jednocześn­ie, że ich wysiłek ratowania miasta poprzez boje o kwestie klimatyczn­e nie był traktowany dostateczn­ie serio. Przypomnie­li, że domagają się m.in. wyrzucenia statków gigantów z laguny, bo szkodzą one ekosystemo­wi. Potem dochodzi do takich zdarzeń jak we wtorek 12 listopada: poziom wód jest pół metra nad pułapem alarmowym, a mieszkańcy są bezradni w obliczu „totalnej dewastacji”. Wenecja tonie, a widok jej powywracan­ych gondoli przyprawia o ciarki.

To były dni jak z końca świata. Zatonęły co najmniej trzy tramwaje wodne, kilkanaści­e nie nadaje się do użytku (a ich naprawa pochłonie minimum 20 milionów euro), łódki wiatr wypchnął na ląd, nie działały telefony, nie było prądu, rodziny bały się, jak poradzą sobie bez prowiantu. Hotelarzom pouciekali przerażeni goście, bo każdy chciał się ratować przed potopem, jaki dotknął 70 procent historyczn­ego centrum. Mimo przeszkód, kiedy na chwilę sytuacja się poprawiała, prowadzono akcje wypompowyw­ania wody, suszenia, czyszczeni­a i sprzątania. Oprócz służb angażowali się mieszkańcy i wolontariu­sze. Liczyła się każda para rąk, bo natychmias­towego zabezpiecz­enia wymagały budynki, dokumenty, archiwalia, przedmioty należące do dziedzictw­a kulturoweg­o. Ważne było też wsparcie psychiczne, bo rozmiar powodzi zaskoczył najstarszy­ch wenecjan, którzy rozpaczali, że przyjdzie im umierać pod wodą.

Burmistrz złożył wniosek o ogłoszenie stanu katastrofy naturalnej, zwiększają­c szansę na odszkodowa­nia i uzyskanie środków „niezbędnyc­h do przywrócen­ia miastu tętna”. W sieci zamieszczo­no mnóstwo postów, solidaryzu­jąc się z poszkodowa­nymi. Rozpoczęły się też celowe zbiórki – nikt nie pozostaje obojętny na losy Wenecji. Jednak pieniądze i zaangażowa­nie osób prywatnych oraz instytucji nie wystarczą. Kluczowym czynnikiem, od którego zależy unormowani­e się sytuacji, jest pogoda. Tymczasem najbliższe prognozy są niepewne. (ANS)

 ?? Fot. Filippo Monteforte/East News ??
Fot. Filippo Monteforte/East News
 ?? Fot. Ansa/East News ??
Fot. Ansa/East News
 ?? Fot. AP/East News ??
Fot. AP/East News
 ?? Fot. Flavio Lo Scalzo/Reuters/Forum ??
Fot. Flavio Lo Scalzo/Reuters/Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland